niedziela, 19 lutego 2012
żubro-koń, diamenty i weneckie lustra
Z koleżanką, nie mam bladego pojęcia którą zwiedzałyśmy sobie obrazy. Raz na jakiś czas szłyśmy na spacer po obrazach. Właziłyśmy do środka. Każdy obraz był jednym światem, a właściwie wycinkiem jednego świata. Ludzie nas tam już rozpoznawali, ale nie wiedzieli, że my nie stąd.
W pierwszym świecie byłyśmy na ulicy szlifierzy diamentów i wyzłośliwiał się do nas jakiś facet. Ja usiłowałam odwrócić uwagę koleżanki, żeby go nie obluzgała pokazując jej pełne świecidełek wystawy. Mówiłam „patrz świeci się!”
W drugim śnie byłyśmy na targu w porcie gdzie ktoś sprzedawał kudłatego konia. Normalnie wielkie wełniste bydlę. Fryz miał jak żubr. I ja się uparłam żeby na niego wsiąść i pojeździć. Podejrzewam, że ten koń powstał mi jako krzyżówka konia z wielbłądem włochatym, którego widziałam wczoraj na zdjęciu, jak na nim Tatar jakiś czy inny skośnooki po śniegu popylał. Nawet fajnie się jeździło.
W trzecim świecie była dzielnica fabrykantów luster weneckich i koleżanka się uparła, że ona chce jedno zobaczyć. Więc producent jak zwykle jej pokazał to ukryte w szafie mojej babci. Można podglądać ludzi siedząc w szafie. On mówił, że to tylko do sprawdzania jakości drewna.
Zabawne, że w moich snach jakoś zawsze ta druga osoba jest tym zainteresowanym wszystkim konsumpcjonistą. Albo coś je, albo ogląda, albo czegoś nie zauważy i wlezie w zagrożenie. Może to odłączona i spersonalizowana moja percepcja?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz