wtorek, 28 lutego 2012
psy, zęby, rogi, koty i magiczne miecze…a i dzieci do oddania
Dziś znalazłam psa. Ale nie wyprowadzałam go na spacer, więc zadzwonił kolega i mówi, że powinnam z nim wyjść. Ja mu na to, że wyprowadzanie psów grozi…….tym i tamtym i owym (nie pamiętam co wymieniałam) i podróżami duchowymi. Ale wreszcie ruszyłam tyłek z łóżka i zaczęłam zakładać kurtkę na piżamę, żeby wyjść na zimowy spacer po śniegu do rogu i z powrotem. Pamiętam, że takie spacery kiedyś mi bardzo pomagały.
Pamiętam też, że przekonałam dawną koleżankę, która nie ma dzieci, a we śnie miała, że będzie złą matką i musi oddać dziecko. I oddała. Potem miałam wyrzuty sumienia przez cały sen. Pamiętam to dziecko, które oddała, było w szkole i mówiło, że się cieszy, bo jest bardzo zdolne i pani mówi, że jest najlepsze w klasie. I to właśnie dzięki temu, że zostało oddane i było wychowywane bez emocji.
Potem był magiczny miecz, który był w zwierzaku i trzeba go było z niego wygryźć.
Potem Pepper spał komuś na kolanach.
Potem stawiałam na stoliku od maszyny mega ząb i mega róg zastanawiając się, co powie ksiądz po kolędzie jak zobaczy.
No to jedziemy z analizą. Wieczór spędziłam na czytaniu biografii słynnego polskiego jasnowidza Ossowieckiego i dość podłamana jego smutnym końcem (zabity przez hitlerowców) nie mogłam spać dręczona rozmyślaniami o tym jak coś co niektórzy lekkomyślnie oceniają jako dary może być problemem. Przykładowo widzenie aury śmierci jest pewnie dość przykre dla widzącego. Doszłam do wniosku, że w zasadzie to chociaż ciągnie mnie do ezo to jednak się boję. Odpowiedzialności i nieprzyjemności. W związku z tym przyśnił mi się sen, w którym wzięłam do domu psa. Zwierzę jest symbolem ducha więc wpuściłam pod mój dach duchowość. Miotam się i zrzędzę, ale moja podświadomość domaga się istoty wyższej, a pies chce siku. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że nieodsikany pies albo eksploduje albo nasika na dywan. Więc ekspert radzi wyprowadzić psa na spacer. Czyli wypuścić ducha na świat. A ja chociaż jest noc muszę ruszyć tyłek i iść na uspakajający spacerek czyli pozwolić jakoś temu pędowi do mistycyzmu się uzewnętrznić.
To dalej: dziecko – to ja, matka to ja i ja to ja. Więc zdecydowałam się odłączyć emocje od wychowywania mnie. Matka czyli ja nie jest w stanie ich kontrolować. Więc dziecko musi wychować się samo. I podejrzewam, że zrobi to lepiej. Zawsze uważałam, że emocje są szkodliwe, ale często mam wyrzuty sumienia, że nie jestem taka jak reszta świata. Tu na przykład mam pretensje sama do siebie, że „oddałam” dziecko, które mogło by być moje. Pewnie ktoś inny je urodził, ale dziecku jest dobrze więc ok. Jest najlepsze w klasie i ma to uspokoić moje wyrzuty sumienia. Być może niektórym nasunęłaby się teoria, że to faktycznie urodzona dusza ma do mnie lekkie pretensje, że jej nie urodziłam, albo wręcz przeciwnie, uspakaja mnie, że jest ok. Nie wiem. Ale nie zamierzam rodzić.
Kawałka z mieczem i kotem nie ogarniam, bo nie pamiętam większości snu. Pamiętam tylko, że było w nim dwóch mężczyzn i jednego traktowałam w opowieści o nich lepiej, a drugiego jak głupka, chociaż to on miał ważniejszą rolę do spełnienia. I to pewnie jego miecz miał być.
Końcówka z rogiem i zębem – robiłam sobie masę skojarzeń plus skomplikowany schemat i jak byk prowadzi mi to do diabła. Uzależnienie od przyjemności. Konkretnie jedzenie. Jestem na szczęście chuda, bo pewnie moje Aku Aku pedałuje za mnie co dzień kilometry na rowerku, ale jem sporo. Może nie na raz ale z przerwami, ale jednak sporo. Jem z nudów. Podejrzewam, że to sublimacja innego popędu wynikającego z życia w celibacie. Kolejne – posiadanie przedmiotów. Ludzie dużo mi dają. Możliwe, że przyciągam prezenty, ale sama nie lubię wydawać, bo czuję, że mój budżet jest zagrożony. Gromadzę więc oszczędności, wpadam w histerię kiedy ich ubywa i gromadzę przedmioty. Dla mnie to uzależnienie = pozbawienie kontroli = zło = słabość. Do przedmiotów, żarcia i pieniędzy ciągną mnie uczucia = uczucia to zło. I stąd właśnie wynika diabeł, bo on słynie z potencjału w kwestii emocji i seksu, a ja z racji jego wpływu i braku obiektu przerzucam całość na jedzenie i przedmioty, które jednocześnie czuję, że mnie hamują na drodze rozwoju. Czas coś zacząć wyrzucać z szafy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz