Strony

czwartek, 9 lutego 2012

„i can has ur soul?” czyli nie sprzedajemy swojej duszy za plastiki


Czas i miejsce : wakacje

Z kim?: a z matką moją rodzoną chociaż zaczynam podejrzewać, że my tu wcale nie mówimy o mojej matce, tylko o moim aku aku, które szlaja się za mną gdziekolwiek nie pójdę i  od czasu do czasu, w przerwach między ratowaniem mnie z kolejnych opresji, robi facepalm, kiedy potykam się na teoretycznie równej drodze rozwoju.

No więc ja i moje Aku Aku (lepiej dam mu dużą literę, bo zasłużyło) jesteśmy nad morzem, ale to może nie morze tylko Wisła. Jest pięknie, ciepło, słonecznie,  a woda ma cudownie błękitny kolor rodem z tropikalnych kurortów i wysnobowanych basenów.  Jest też most na drugą stronę, którym spacerują sobie turyści. Właściwie to dziwne, bo wszyscy oni idą tylko w jedną stronę. Most zaczyna się jako piękna, lśniąca budowla z białego kamienia, jest bardzo szeroki i z gustownymi ozdobami.

My też ruszyłyśmy w trasę na drugą stronę. Przekroczenie tej rzeki/morza było atrakcją turystyczną obowiązkową w tej okolicy.

Charakterystyczne dla wyśnionych zwiedzających było to, że nie zrzędzili ale się zachwycali. Wzdychali z rozrzewnieniem, rzucali komentarze na temat tego jakie to wszystko cudowne i ogólnie świetnie się bawili. Od razu widać, że nieprawdziwi turyści tylko stworzeni przez  moją imaginację, zero skarg i zażaleń, tylko zachwyt w czystej postaci. Chociaż trzeba im przyznać, że pogoda była istotnie śliczna, woda czyściutka i błękitna, a most piękny. Do momentu kiedy się kończył w połowie trasy i zamieniał w drewniane molo. A potem dalej w pomost, a potem w zupełną prowizorkę. A wreszcie zostawały dechy z budowy przybite do pali wystających z dna tworzące coś jak skrzyżowanie rusztowania z płotem i zero powierzchni poziomej żeby móc po niej chodzić. Zamiast tego na wodzie unosiły się małe tratewki z desek, takie metr na metr. Trzeba było na taką wskoczyć i trzymając się ogrodzenia kierować się siłą pychu ku brzegowi.

Turyści jak zobaczyli te tratewki jednogłośnie okrzyknęli to atrakcją sezonu i rzucili się wsiadać.

Ja też wskoczyłam z moim Aku Aku na tratewkę i ruszyłam do brzegu. I tu trafiłam problem. Handlarze ze swoimi stoiskami. I to specjalnie dobranymi pode mnie, takimi na które najłatwiej się łapię – tanie książki. Ale nie kupiłam,byłam twarda. A wtedy trafiłam na coś jeszcze bardziej pode mnie. Moja podświadomość wodzi mnie na pokuszenie na całego.  Zwierzaki. Małe plastikowe zwierzątka, jakie za komuny można było na sztuki w kioskach ruchu kupować. We śnie po 3 zeta za sztukę były. Mało tego, była cała torebka taniej drobnicy ale również torba z konikami. A muszę przyznać, że z dzieciństwa wyniosłam kolekcję liczącą powyżej tysiąca tych zwierzaków, a koniki jak każda mała dziewczynka wręcz uwielbiałam. Czyli mówimy tu o niewąskiej pokusie.  Jak rzucali je na rynek wykupowałam cały kiosk. Zawsze. Cokolwiek by się nie działo. Taki przymus. Wierzyłam, że są żywe i trzeba je z tego kiosku uwolnić. Nadal mam ten odruch kiedy spotykam je na Kole. Na szczęście trzydziecha na karku skutecznie uwalnia od kolekcjonowania zabawek. Ale nie od samego kolekcjonowania.

Więc we śnie dałam się skusić i zdecydowałam się kupić chyba ze 36 takich koników.  Uznałam, że mam dość kasy żeby sobie zrobić przyjemność.

Morały i banały z tej bajki?
ten sen może oznaczać

a) nasze życie – na początku łatwe ale potem kończy się most i trzeba po coraz gorszych nawierzchniach się poruszać

b) mój rozwój osobisty – wybudowałam już spory kawałek mostu, ale dalsze moje osiągnięcia są wciąż niedoprecyzowaną prowizorką, chociaż zbudowaną w malowniczym miejscu.

c) mój umysł – zaczynamy podróż w miejscu gdzie rządzi świadomość ze swoi marmurowym mostem symbolizującym porządek, a potem podążamy do błękitnej morskiej podświadomości gdzie prawa ego się kończą, a zaczyna się tajemnica. Podejrzewam niejasno, że na końcu snu, skończyłaby mi się deskowa tratwa i musiałabym popływać, albo najmniejszy brodzić. A ja, zaznaczam, nie jestem wcale taka pewna czy da się pływać w tej wodzie. Nie wspominam nawet  o tym, że jak ostatnio widziałam takie śliczne morze to pływały w nim drapieżne dinozaury.


Być może wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe. No i jedno jest pewne. Nawyki, przyzwyczajenia, przymusy i chęć posiadania zatrzymują nas w rozwoju. Sądząc po zachwycie turystów, to warto posuwać się dalej. A ja oczywiście złapałam się na koniki i się zatrzymałam. Żenujące ale pouczające. Zapisać : nie łapać się na materialne pierdoły. Jak czegoś nie potrzebujesz to tego nie kupujesz.

I to  odnosi się tak samo do ubrań, komórek, komputerów, samochodów jedzenia itd. Nie sprzedajemy duszy za możliwości nabywcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz