Strony

wtorek, 6 czerwca 2023

Węże, balety i tania herbata

 No więc z jakiegoś powodu musiałam iść na bal w pałacyku pośrodku zadupia. Pałacyk w stylu coś między Nieborowem, a urzędem gminy, a dookoła pola i lasy ojczyste plus tereny podmokłe, które jeszcze odegrają swoją rolę w tej historii. Bal na oko larp w wampira, a po bliższym przyjżeniu się przyjęcie harytatywne na rzecz dzieciaków z zespołem Downa. Czyli z jednej strony knucie i stylowe kiecki, a z drugiej smutno patrzące dzieciaki i tania herbata w papierowych kubkach. Nie przepadam za imprezami, a zwłaszcza tymi na zadupiu, bo ciężko się z nich wydostać, więc wyszłam sobie na ganeczek albo inny tarasik pooglądać sobie brzeg stawu lub innego lokalnego bagienka. Nie przewidziałam, że życie mnie polubi  (albo znienawidzi, diabli wiedzą w sumie) i najpierw przylezą dwie uchatki zakamuflowane na foki i zaczną mnie wąchać. Uchatki jeszcze by były znośne, ale potem z wody wylazł mały aligator i ryba skrzydlica więc się wycofałam. Za drugim razem jak mnie podkusiło wyjść na ganeczek z wody wylazł niewielki złoty wąż, wyglądający na wściekle jadowitego i owinął mi się dookoła ręki. I potem z tym wężem tak łaziłam po sali, między ludźmi, zastanawiając się czy jadowity czy jednak nie. Na wszelki wypadek odradzałam moim rozmówcą macanie gada, bo a nuż jednak jadowity. Jak wąż się znudził i poszłam go wypuścić do bagienka pod staropolską wierzbą rosochatą, dookoła leżało sporo innych węży, tylko zdechłych i zasuszonych. I wtedy koty obudziły mnie drugi raz

Kim do cholery jest "godek"?


No więc, nabyłam mieszkanie, z rynku wtórnego po pewnym starszym małżeńswie. Rzecz jasna do remontu i mocno zużyte. Już miałam zacząć myśleć o ekipie remontowej, kiedy ktoś mówi "patrz masz bambusy w domu". Jakie znów bambusy?! Patrzę faktycznie jakaś bambusowa tyczka zwisa z sufitu na sznurkach. Pociągnęłam i szuuuuu, wyjechała mi podwieszana babmbusowa suszarka na pranie. Po dokładniejszych oględzinach znalazłam jeszcze bambusowe karnisze, które okazały się być tak naprawdę bambusowymi pochwami na miecze samurajskie (a i owszem, z mieczami) i jakieś przykarniszowe metalowe elementy, które jak się nacisnęło guzik układały się bodajże w twarz dziadka albo babki. Do tego biały pilot do niewiadomo czego, który po wypróbowaniu pierwszego guzika przygaszał światło, drugi przycisk wyświetlał wirujące gwiazdy na suficie i odpalał muzykę. Na tym etapie testów wpadła starszawa sąsiadka z siwą trwałą i w szlafroku, żeby mi powiedzieć, że ściany są cienkie i jej przeszkadzam. Zaproponowałam testy, żeby sprawdzic jak cicho musi być muzyka, żeby ona jej nie słyszała. Zgodziła się więc powiedziałam wypchanej zebrze, żeby się nie wypinała i napomniałam popiersie jakiegoś czarnoskurego brodacza, żeby nie rozrabiał i poszłam do sąsiadki. A tam od strony mojej ściany stoi podświetlany bar, a za barem starszawy Chińczy robi drinki. Co więcej - ten starszawy Chińczyk i czarnoskóry brodacz to jedna i ta sama osoba. Po prostu u mnie się manifestuje jako popiersie, a u niej jako barman. Podsumowując moja badania lokalu - dziadkowie, którzy mieszkali tu przede mną byli jakimiś maniakami gadżetów i powprowadzali masę ulepszeń, które chciałabym zatrzymać ale za cholerę nie wiedziałam jak je ocalić podczas remontu. Gadżety nie były do końca normalne i sądząc po popiersiu, barmanie i wypinającej się zebrze, jakaś grubsza magia była w użyciu.

I wtedy wpadli rodzice i zaczęli nalegać, żebym w związku z tym mieszkaniem pomodliła się do niejakiego godka, whoever that is, nie myliś z Godek. Zaparłam się, że nie po to jestem aeistką, żeby się do jakiś godków modlić i stanęło na tym, że mama się obraziła i wybiegła. Od razu mnie dopadły wyrzuty sumienia - że oni teraz będą do domu jechać tacy źli, tak po ciemku i jeszcze wypadek jakiś nastąpi i będzie na mnie. Pognałam za mamą i tłumaczę jej z przejęciem, ale bez efektów, że duchowość to niezwykle poważna sprawa i nie wolno w nią mi ingerować. I wtedy koty mnie obudziły.