Strony

wtorek, 7 lutego 2012

powinnam była ugotować tę głowę


Wujek zwykł był złapanym bolszewikom obcinać głowy, rzucać je do gara i gotować. No to jak spotkałam bolszewika to też udydoliłam mu łeb i wsadziłam do gara. Ale jakoś nie odpaliłam ognia pod garem, bo coś miałam opory przed ugotowaniem ludzkiego czerepu, nawet pomimo gwiazdy na czole, łysiny i wrednej mordy.

Przykryłam tylko gar pokrywą i poszłam spać.

Następnego dnia wychodzę na ulicę, a tam łazi mój bolszewik zdrowy i cały. No to ja wrzeszczę „żywy trup!” i zaczynam uciekać. Ludzie się za mną oglądają jak za głupią. A ja jeszcze łapię jakiegoś gościa na ulicy i wykręcam mu głowę w stronę bolszewika, żeby to on załapał się na mordercze spojrzenie żywego trupa i umarł. W dodatku chamsko zadaję sobie sprawę, że łapię więźnia jakiegoś wymizerowanego z obozu i poświęcam go za siebie.

Wróciłam do domu, zaglądam do gara, a głowa na miejscu, znaczy nie wylazł.

Okazało się, że facet miał bliźniaka. Głupio mi było po tym wszystkim.

Morał z tej bajki: jak już komuś uciąłeś głowę możesz ją równie dobrze ugotować. Powiedziało się A to trzeba i powiedzieć B. A ja się tej głowy bałam więc nie ugotowałam jej.

Bo nie zawsze wystarczy coś zabić, żeby umarło. Jeżeli nie jesteś pewien, że twoja metoda załatwi sprawę to się do niej nie zabieraj dopóki nie będziesz pewien.

A poza tym dobrze widać w tym śnie to, że żywy trup – człowiek który jest martwy, z tamtej strony jest absolutnym tabu. Nie wolno nawet na niego patrzeć, bo to grozi śmiercią. Gorzej, domaga się ofiary. Trzeba mu kogokolwiek dać, jest ślepy i nie będzie to dla niego różnicą kogo. Pewnie dlatego ludzie zawsze bali się zmarłych. Moja ciotka na pogrzebie babci odwróciła wszystkie krzesła do góry nogami, żeby babcia nie zabrała nikogo ze sobą.

no dobra to jak już były morały z bajki i domysły to lecimy z analizą. Pamiętacie bajkę, kiedy gadająca, obcięta głowa konia zdradziła czyjeś niecne zamiary? To ten przypadek. Bolszewik w garze jest zapewne marksistą więc ideologiem. Ergo w garze zamknęłam surową, niezjadliwą ideologię. Nie przepadam za narzucaniem ludziom ideologii i kopię idealistów na każdym kroku. Ale sama jestem idealistką. Dlatego ciężko mi się ze sobą pogodzić.  Podjęłam próbę zamordowania ideologii ale to nie jest coś co da się zabić. Dlatego zabita ale nie martwa pokutuje w garze pod ciężką pokrywą. Jeżeli już ją tam wrzuciłam to rozsądnym krokiem byłoby wydestylowanie jej, przyrządzenie i uzdatnienie do spożycia. Ale tego się boję zrobić, bo ideologia warczy, że nie chce się zmieniać. A jednocześnie musi się zmienić, bo w tej formie jest dla mnie nie do przełknięcia. Ona to wie, ale póki widzi że ja się cykam podpalić pod garem to będzie warczeć.   Ale ale…to nie all. Ona musi mnie zmusić do podpalenia ognia zanim głowa w garze zacznie śmierdzieć.  Bo wtedy się zrobi trująca. A więc kiedy uciekam na ulicę przed głową w garze znajduję tam ideologię wkurzoną i czekającą z marsową miną. A jak mnie zobaczy umrę czyli się zmienię. Ogień zapłonie, głowa się zagotuje i mięso odejdzie od kości. Jej spojrzenie jest tak mocne i tak przerażające, ze strachu rzucam jej kogoś innego. Kogoś be zwartości, chudziaka, a jednocześnie kogoś kto mi się wydaje być silniejszy ode mnie. Mam nadzieję, że ją przekupię.

W następnych odcinkach ja i ideologia – kolejne starcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz