Strony

środa, 30 stycznia 2013

prom na konia

Zapamiętałam przystań promów zalaną słońcem, błękitną wodę i błękitne niebo, białe żagle i zieloną trawę. Nie wiem czemu prom we śnie napędzany był koniem. Przystań i dwa promy należały do mojej rodziny i były naszym źródłem utrzymania.

Później dowiedziałam się, że bankrutujemy, a mój ojciec (w realu nie znam tego człowieka) popada w alkoholizm. Może lepiej, że go nie znam, bo proponował mi kąpanie się w basenie nago. Ostatecznie wykąpałam się w kostiumie, ale   do basenu skakałam z tak wysoka, że zahaczyłam o druty telefoniczne.

Pamiętam też myszkowanie z kolegami po piwnicy i odkrywanie słoików z dziwaczną zawartością. Tudzież mamę, która miała niezłośliwego guza w pępku i pretensje do mnie o to, że ma dużo roboty. Odpowiedziałam jej, że ilość roboty jaką ma, sama na siebie wzięła.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

poje...dziwny znaczy sen

Pamiętam ze snu taśmę produkcyjną w Chinach, gdzie na liść sałaty kładli żywe, małe tygryski i jechały sobie na niej do kuchni jako przekąski.

Do Chi wybraliśmy się ze szkoły, wychowawczyni zarządziła teleportację. Spotkaliśmy świnię w paski tygrysa, która mówiła, że się boi i na powitanie gryzie, żeby się upewnić.

Ludzie ubrani w mundury koloru khaki tańczyli w kółko i wszyscy się cieszyli.

Ja podeszłam do dwóch dystyngowanych starszych pań, plotąc wianek z białych kwiatów. Jedna z nich powiedziała mi, żebym uważała na tego w dzikich majtkach, i zdałam sobie sprawę, że mówi o Janku o zimnych rękach, który chciał ciepła, a dostał za dużo władzy.

W szkole oczywiście zapomniałam plecaka,  ale nie był to dla mnie jakiś problem. Poza tym musiałam się czymś pochwalić na forum klasy więc opowiedziałam, że zdałam PMP, ale chyba i tak mnie nie słuchali.

Poza tym byłam w zamku w Malborku i szukałam skillpointów w podziemiach, a kiedy wyszłam na zewnątrz, znalazłam tężnie w Ciechocinku, położone pod zamkiem. Schodziło się do nich po oblodzonej rampie, a w powietrzu unosiły się słone kropelki wody.

inwazja pracy

Ktoś mi dziś przysłał zlecenie na Chiński...nie wiadomo kto ani z jakiego projektu..inwazja pracy na sen.

niedziela, 27 stycznia 2013

przed śmiercią

Na podwórku w Socho było hospicjum, przychodzili do nas ludzie, a my im mówiliśmy, że umrą na raka. Na przykład przyszła pani polityk i wydziwiała na jakąś opozycjonistkę, a ja jej chciałam dać jagodę do trumny, za co ofuknął mnie tata. Wreszcie dałam jej miskę jagód z cukrem i zrobiłam jej, tak jak prosiła zdjęcie, na tle flagi polskiej i z certyfikatem umierania w ręku.
Wujkowi za to dałam papierowy samolot z nadrukiem mapy i powiedziałam, że jak chce to mogę mu jeszcze jakąś fotografię nadrukować na nim.

jelito nicienia

Dowódca naszego obozu zakomenderował, że pewna dziewczyna ma iść odbyć ćwiczenie w brzuchu nicienia. Nicienie to małe, długie robaczki. Ten nicień żył w jelicie człowieka. Żeby do niego wejść musieliśmy oczywiście być mali i oczywiście byliśmy.

Problem w tym, że wiedziałam, że owa dziewczyna nie ma przygotowania na to i natychmiast dostanie ataku klaustrofobii. Ćwiczenie polegało bowiem na tym, żeby znaleźć się w jelicie nicienia i opływanym przez trawiony pokarm, spędzić w ciasnocie, otulonym ścianami jelita jakieś 2 godziny. Nic tylko czerwone światło, ciasne jelito, brak miejsca na ruch  i podnoszący się poziom trawionego pokarmu. Dlatego zgłosiłam się za  nią.

Za pierwszym razem nie wytrzymałam i opuściłam jelito nicienia. Za drugim, zwinęłam się w kulę i starałam nie patrzeć na otulające mnie ściany. Potem dostałam do towarzystwa jeszcze jedną osobę, kobietę z ciemnymi falującymi włosami. Poczułam się raźniej,

sobota, 26 stycznia 2013

gone

Wczoraj z nim rozmawiałam, a dziś już nie żyje. Zabił się. Nie nakłaniałam go, ale i nie powstrzymywałam. Nagrał filmik i umieścił na Youtube zanim umarł. W filmiku udaje wielkiego gangstera i mówi, że "he's gone but he doesn't give a shit about it". Poza tym oddał mi swoją lodówkę, którą wnieśli ponieważ moja lokatorka otworzyła im drzwi.

Ursa

Wracałam wieczorem z Ursynowa i muszę przyznać, że to był fascynujący spacer. Pomijając fakt, że się zgubiłam, chociaż nie do końca, bo widziałam w oddali centrum. Duże wrażenie zrobił na mnie roślinny gigant chodzący po jednym z dachów i kolorowe fontanno-rzeźby podświetlane nocą. Ogólnie ktoś dużo włożył wysiłku w uczynienie dzielnicy artystyczną i zieloną. W dodatku spotkałam grupę ludzi z facetem o znajomej fizjonomii na czele. Zapytany, czy go znam stwierdził, że na pewno z porypanych malin w Urwitałcie. Przytaknęłam i poszłam z nimi kawałek w stronę centrum. Mieli plecaki i wybierali się gdzieś.

ave ja

W scenerii Lama-party poznaliśmy Cezara. Ale po kolei. Po pierwsze wpadliśmy do Lamy i od razu zdziwiłam się temu, że jej mieszkanie nie jest wyremontowane do końca. Ja to rozumiem, ale Lama jest maniakiem porządku i czysto mieć musi. Pal sześć, wróćmy do boskiego Juliusza. Nie wiem kim był ten gość, ale upierał się, że jest imperatorem wiecznego cesarstwa Rzymu. Wszelakie perswazje były bezskuteczne. Aby sprowadzić go na ziemię wymyśliliśmy trick. Ściągnęliśmy modystów ażeby mogli boskiego Cezara zrobić na bóstwo, co oczywiście przyjął z entuzjazmem. Wizażyści nieco mnie zawiedli, bo wyglądali jak typowy pan Miecio i jego pomocnik Zenek. Jakby nie przyszli tu dopieszczać cesarza, ale remontować chałupę. Poza tym mieli się zamknąć w pokoju na czas operacji, a okazało się, że nie ma ściany więc musimy na wszystko patrzeć, a to nudne.
Ale spełnili swoje zadanie i kiedy Cezar zakrzyknął, że jest zadowolony i zaprasza ich do swojej świty, tylko chce żeby wizażysta zdradził mu swoje imię - ten odparł "Brutus jestem". Ku naszej uciesze i zgrozie Juliusza oczywiście. W obliczu potencjalnego mordercy, cesarz stwierdził, że taki boski to on jednak nie jest.

piątek, 25 stycznia 2013

konia mieć

Wedle instrukcji do snu, miałam iść lasem, znaleźć konia, wsiąść na niego i pojechać gdzieś.

Weszłam więc do lasu i zamiast tego wpadłam pod samochód. Taki pech. Z samochodu wysiadł przystojny, blond celebryta, z seksownym dwudniowym zarostem i, co nie każdemu może wydawać się oczywiste, zamienił się w konia. No nie powiem, ładnego nawet, wyścigowego.  Ale ja akurat, na jego nieszczęście zaczęłam rozważać wertepy jakie miałam do pokonania i uznałam, że to nie jest koń którego szukamy.

Dlatego, na kartce, rozłożonej na masce korwety naskrobałam - "chcę konia ale nie delikatnego" i zaraz obok z powietrza zmaterializował się KOŃ. Wielkie bydle z włochatymi nogami, w sam raz do zwózki drewna z lasu. Nie zważając na ogłupiałą i zszokowaną minę celebryty, wsiadłam na bydlaka i pogalopowałam w dal, aż trafiłam na przeszkodę i....zadzwonił budzik.

kota mieć

Podróżowałam piechotą, przez las wzdłuż Pisi, wspominając czasy kiedy ta rzeczka w wietrzne i ciepłe dni swoim zapachem uniemożliwiała całemu miastu wzięcie głębszego oddechu. Towarzysząca mi mama stwierdziła uczenie, że tu można wlewać ścieki, bo to poniżej śluzy do poboru wody pitnej. Nigdy by mi do głowy nie przyszło pić wody z Pisi. Przeskoczyłam przez kamień, przeszłam nad rurą z upustem do śluzy i omal nie zderzyłam się z ubraną w futro z karakułów i toczek starszą panią. Ta, najwyraźniej niosła ze sobą zimę, bo po jej spotkaniu las nie był już zielony ale przysypany śniegiem.

Mruknęła pod nosem na nasz temat coś o matołkach i już miałyśmy się rozejść w atmosferze niezgody kiedy zobaczyłam czarnego kota. Normalnie czarny kot na ścieżce przynosi pecha, ale tym razem to widać on miał pecha. Na skórze miał łyse plamy i ślady po niezaleczonych oparzeniach. Widziałam go już przedtem, robił paskudne wrażenie.
Nie zanosiło się dla mnie, żeby miał jakiekolwiek szanse przetrwać minus 22 stopnie mrozu z tymi łysymi plamami. Pogadałam ze staruszką i okazało się, że ona co prawda go dokarmia, ale nie zamierza dawać mu domu w ten mróz. Kot radzi sobie sam. Postanowiłam go przygarnąć i tak zrobiłam.

W domu pod opieką kot porósł futrem i od razu nabrał życia.Nie wiem czemu zostawiłam go w Socho z rodziną ale miałam przez to jazdy z tatą, bo odmówił wykastrowania kocura, a tylko było czekać aż zacznie polewać tu i tam. Na razie siedział na strychu i szalał tam sobie do woli.

wtorek, 22 stycznia 2013

pojedynek tytanów

Napracowałam się we śnie albowiem...stanęłam na arenie i przywołałam pegaza, który posłusznie się pojawił. Tłumowi się to nie spodobało, albowiem przedtem należał on do nich. Mój przeciwnik i ja byliśmy gotowi do walki, wyjąłem miecz. Wtedy rzucił się na mnie cyklop. Kiedy go zabiłem pojawił się następny. Okazało się, że walczyć mieliśmy nie ze sobą ale z poczwarami, które na nas wypuszczają.
Były momenty, kiedy było ciężko, nie powiem. Cyklopy były gigantyczne i czułam ich siłę. Wystarczyłby moment nieuwagi i było by po mnie. Podejrzane było to, że obserwowałam całą scenę zza własnych (męskich) pleców. Byłam herosem i jednocześnie łypałam mu przez ramię kiedy mieczem odpychał nadlatujący meteoryt. Ile on się napracował w tym śnie. Cały czas wypuszczano kolejnych przeciwników.

zmora, krecik i wilk pod latarnią

Dziś obudziło mnie wycie karetki pod moim oknem, co przez chwilę przekładało się na wilka z plecakiem i nadwagą wyjącego pod latarnią w towarzystwie animowanego taternika.

Ale przedtem śniłam, że samochodem kolegi z pracy, z dwoma znajomymi z pokoju jechaliśmy środkiem zadupia, w lesie i trafiliśmy na tabliczkę "cmentarz wojskowy, uwaga zmora". Po krótkiej dyskusji na temat kierunku jazdy poszliśmy zobaczyć zmorę. Była zielona i fosforyzująca, dałam jej do ręki nóż do smarowania chleba, a ona go nie upuściła, co mnie zdziwiło. Potem ją utłukliśmy, ja zdaje się podrzynałam jej gardło.
 Wracając do bazy, która była na podjeździe mojego rodzinnego domu dyskutowaliśmy dlaczego obciążenie samochodu było takie duże i co powiedzą ludzie na temat wskaźników wyświetlających nacisk na koła, porównywalny do trzech wagonów kolejowych.
Gdzieś w tym wszystkim był krecik usypujący 300 metrowe kretowisko, które sprawiło, że w samochodzie się kurzyło, ale wydawało się być również kluczowe dla naszego powrotu z innego wymiaru.
Wreszcie, już na miejscu przekonaliśmy się, że ten nacisk na koła był wynikiem głupiego żartu i ktoś nam podmienił opony na autobusowe.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom

Dziś oni budowali dom i najwyraźniej planowali dziecko bo jednym z elementów domu miała być pluszowa hiena z dzwoneczkami uszyta z dwóch serduszek. Swoją drogą, czemu akurat hiena? Wyglądała jak te hieny z króla lwa. Chciałam  im pomóc i wycięłam jedno serduszko, ale było za krzywe i kupili normalne, a z mojego nie skorzystali.

Zamówili też ciężarówkę z taflami szkła i oczywiście szofer, jełopa jedna najpierw coś stłukł, a potem  zaczął marudzić, że oczywiście się nie da wyjąć tych tafli i on nie będzie tego robił. I wtedy ktoś, dziewczyna, powiedziała - oczywiście, on ma racje, nie da się ich wyjąć bez tłuczenia, a więc potłucze je wszystkie i będzie musiał sam za nie zapłacić. I wtedy nagle się okazało, że się da i tylko ta jedna się stłukła.
Przy okazji wyszło na jaw, że niektóre szyby mają naklejki z Hanną Montaną. Ewidentnie pokój dla dziecka. Oczywiście oglądając naklejki udało mi się skleić dwie szyby ze sobą, ale szkody muszą być jak nie w ludziach to w sprzęcie.
Kładliśmy też podłogę, według instrukcji kogoś, kto już to kiedyś w ten sposób robił, z wąskich desek czy też klepek. Przypominały raczej deski z ikeowskich łóżek niż podłogowe. Niektóre były paskudnie wypaczone, a w ogóle było ich strasznie mało i to pomimo, że przywieźli całą ciężarówkę. Kładliśmy je bezpośrednio na ziemi, dobijając młotkiem. Wyglądało to okrutnie prowizorycznie.
Cała akacja działa się u nas w domu (moim rodzinnym), a oni są młodymi ludźmi.

Jak mój sen coś ostatnio budował to ukrywał się z tym jak mógł i przebudowywał sierociniec, w którym się wychowywałam. Dziś znów coś budował, tym razem w domu, w którym się wychowywałam i nie pozwalał mi się za bardzo wtrącać, dorzucał nawet od czasu do czasu, kąśliwe uwagi, że ja krzywo robię i w ogóle nie umiem. Nie wiem co podświadomość kombinuje, ale najwyraźniej robota wre. Dom dla dziecka. Zakładając, że mój cień to właśnie dziecko, być może umysł przebudowuje się tak, żeby uwzględnić jego istnienie. a świadomość jako dorosła zna się na dzieciństwie jak kura na pieprzu więc jest trzymana z daleka. Hipotezę z cieniem potwierdzałby sen o sierocińcu, gdzie budowa poruszała jakieś toksyczne pokłady. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


niedziela, 20 stycznia 2013

Jedi

Dziś byłam w szkole Jedi i byłam zła i nie dobra. Byłam szpiegiem ciemnej strony mocy :) Mało tego, używając swojego seksualnego uroku przeciągałam na ciemną stronę jakiegoś chłopaka, który szkolił się razem ze mną. Wmówiłam mu, że on już jest po ciemnej stronie. Biedak prosił o pomoc różnych mistrzów, ale oni jakoś wszyscy zniknęli zanim zdążyli przekazać komuś tę wiadomość.

sobota, 19 stycznia 2013

zatyczki, pineski i humus

Dziś zarządziłam, że zima to ma być zima i przez całą ma leżeć śnieg? Niemożliwe, żeby moja podświadomość to powiedziała. Ja nie cierpię śniegu.

Dziś załatwiałam sprawy na mieście jeżdżąc na żółtej motorynce, którą chciałam zostawić u pani sprzątaczki, ale musiałam ją szybko zabrać, bo ona postawiła ją obok śmietnika i ktoś chciał ją zabrać. Swoją drogą skąd ten śmietnik znów?

Dziś przespałam się ze znajomą panienką, która we śnie miała absolutnie płaską klatę. Ale to-tal-nie. Deska i dwie pineski. I w dodatku panienka była zaskoczona moją techniką (sama byłam zaskoczona..lol).

Dziś kupowałam w szmateksie ciuchy i po nabyciu bluzki za 30 zeta, zielonej zresztą chciałam wydać 3 zeta i kupiłam zatyczki do uszu.

Zasługujące na uwag:
 Ktoś, mężczyzna posłany  z misją (no oczywiście, że przystojny). Misja się nie udaje, wpada w ręce wroga i wtedy  robi się ciekawie, bo wróg nad jego głową spokojnie konwersuje sobie ze zleceniodawcą owego mężczyzny.
Nie wygląda na to, żeby zleceniodawca się przejął faktem, że jego podwładny został złapany. Wydaje się rozumieć, że tak właśnie sprawy muszą się mieć. Pozdrawia nawet szefową wroga i wysyła jej kota w prezencie (ten kawałek niejasny, ale coś tu na pewno robił kot). Szefowa zdaje się kolekcjonowała koty.
Wroga szefowa za karę, odbiera mężczyźnie mowę i skazuje go na pracę w kopalni. Władca podziemnej krainy żywi się płynnym humusem uzyskiwanym z ziemi, wydobywanej przez niewolników takich jak nasz jeniec bez głosu. Jeniec ma w związku z tym podstępny plan i po trochu dosypuje władcy do jego humusu ziemi ze swojego królestwa. Przyłapują go na tym i żądają wyjaśnień. Nie może mówić więc bazgrze na kartce, pisze nawiasem mówiąc bardzo nieudolnie. A pisze o tym, że ziemia z jego kraju jest dla władcy jak narkotyk, można ją zamienić w płynny humus i będzie mu bardzo smakować. Nadzorca aranżuje spotkanie więźnia z wyższym urzędnikiem, który może zaaprobować plan, ale uprzedza więźnia, żeby lepiej wyrażał się jasno. Urzędnik nie lubi gadania głupot.
Plan ogólnie polegał na tym, że władca zasmakowawszy narkotycznej ziemi zechce wyjść na powierzchnię, żeby podbić królestwo i wtedy jeniec się wydostanie.

piątek, 18 stycznia 2013

wulkan

Jak zwykle daleko daleko – znaczy tam, gdzie kiedy byłam mała kończyły się trasy spacerów z mamą, a co za tym idzie świat poznawalny, leżał wulkan. Zawsze chciałam zobaczyć wulkan kiedy byłam mała. Wulkany są fascynujące kiedy ma się metr wysokości. W każdym razie we śnie był wulkan, a my szliśmy do niego w celu wrzucenia do niego zwłok krasnoludów. Taki rytuał pogrzebowy. Jedne zwłoki dały mi nawet pieniądze za usługę dostarczenia ich do lawy. Foliowa torebka albo przejrzysty mieszek ze złotymi monetami. Więc pomimo braku entuzjazmu ze strony innych uczestników wycieczki byłam zdeterminowana. Wreszcie zawlekliśmy zwłoki na miejsce i postanowiłam się rozejrzeć. Główną atrakcją wulkany jest możliwość wrzucania do niego różnych obiektów. Więc zebrałam trochę patyków i folii od parówek i wrzuciłam.Niestety pode mną nie było lawy ale basen z jakimiś laskami pływającymi sobie. Musiałam wiec szybko się wycofać, żeby nikt nie zauważył, że ja tam na górze śmieci rzucam , stwarzając zagrożenie. Byłam zawiedziona, że na moim wulkanie rozsiadł się kurort z basenami. Miało być dziko i lawa się miała przelewać, a nie energia geotermalna podgrzewa baseniki. No ale cóż. Potem nie wiedzieć czemu znalazłam się w szkole i wgapiałam się w plan lekcji z którego wynikało, ze już coś mnie ominęło, a zaraz mam matematykę. Potem zdaje się przekonywałam się, że szkolna toaleta ma bidety i jest wieloosobowa.

czwartek, 17 stycznia 2013

nie mam

dziś pamiętam tylko tyle, że siedziałam koło śmietnika, z laptopem i na conf-callu tłumaczyłam jakiemuś uparcichowi, ze już skończyliśmy pracę i nie mam żadnych specjalistów od DTP pod ręką :)

środa, 16 stycznia 2013

konkurs inteligencji

Rodzina zawiozła mnie na konkurs inteligencji i nie wiem czemu jednym z pomysłów ułatwiających go było zmieszanie herbaty z mąką. Tudzież nie wiem po co w samochodzie, luzem wiozłam nasze koty, które oczywiście zwiały na pierwszym postoju i musiałam je łapać i zanosić pod pachą do weterynarza.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

kopalnia



I nie wiedzieć czemu, już po rozwodzie rodziców, tata zabrał mnie na wycieczkę do kopalni. Najpierw był długi zjazd  ciasną windą, tak długi, że przysypiałam po drodze i musiałam uważać, żeby nie kimnąć i nie oprzeć się o drzwi widny. Prawie wpadłam w klaustrofobiczną panikę, wręcz musiałam się pocieszać, że jest jakiś koniec tego szybu i nie możemy jechać bez końca. W kopalni górnicy pokazywali kulki do detonacji ładunków do wysadzania ścian. Powiedzieli, że mam ich nie dotykać, ale podtykali mi jedną pod nos, żeby pokazać jak eksploduje i popalili mi rękawy od czarnej kurtki, która miałam na sobie, w dodatku taty, nie mojej. Popalili rękaw, bo odwracałam się i zasłaniałam ręką.  Wyjechaliśmy na powierzchnię i okazało się,  że jesteśmy na wsi, w domu babci. Jest noc, a na ogródku jest mój kuzyn. Zawołałam go, ale on uciekł do domu. Pobiegliśmy za nim, ale potem już nic nie pamiętam.

rycerz na dachu

Do tego znów z czymś walczyłam. Tym razem na dachu mojej wilii, w nocy. Z rycerzem w pełnej zbroi, z mieczem i obstawą giermków. Całe szczęście, że miałam karabin maszynowy. Nie wiem do końa, skąd się wział na dachu rycerz, ale mam wrażenie, że był rzeźbą dopóki tam nie wlazałam. A wlazłam, żeby zobaczyć, co podejrzanego się dzieje, bo coś ewidentnie było nie tak na posesji.

ryby w przerębli

Kolejny sen z serii - o tym jak się burzy porządek wszechrzeczy - tata jakoś dziwnie w tym śnie się zachowywał i wreszcie po licznych pytaniach powiedział mamie, że odchodzi i ma w dupie. Mamę jakby piorun strzelił, jak to odchodzi, a co ona sama zrobi? No ale jakoś trzeba było dać sobie radę. Zostawił nas wszystkie, znaczy mnie, mamę i babcię. Dlatego same wybrałyśmy się do parku, nad wodę. Staw był zamarznięty i chodziłyśmy po lodzie. Nagle zobaczyłyśmy słup wbity w dno, dookoła słupa przerębla, a w przerębli, zanurzony po połowę głowy mężczyzna. Powiedział, że wybrał się na ryby ale zastanawia go, że coś jest nie do końca w porządku z łowieniem ryb w przerębli w ten sposób. Spytałam, czy potrzebuje pomocy, ale odmówił, usiadł na dnie w pozie myśliciela i tak został. Za to my byłyśmy w kłopotach, bo okazało się, że lód stopniał i wpadłyśmy do wody. O dziwo - pływałam pięknym kraulem. Ja, która na jawie pływam niczym Titanic - do pionu i w dół. Mało tego, zobaczyłam, że babcia ma problem z unoszeniem się w lodowatej wodzie i szybko podpłynęłam do niej i ją uratowałam.
Wyszłyśmy na brzeg, a ponieważ nie miałyśmy samochodu, żeby pojechać do domu, weszłyśmy do spożywczaka żeby się tam ogrzać i wysuszyć.
Przypomniałam sobie jeszcze, że dostaliśmy od taty list, konkretnie mama dostała ze zdjęciami jej i kochanka. Nawyzywał ją przy tym od dziwek, ale jak ją spytałam o tego kochanka, zupełnie nie wydawała się przejęta. Stwierdziła, że tak już to jest.

chóra - znaczy się, że chór

To lecim...

nie wiem na ile nowe projekty wyzwalają we mnie pokłady epickości, ale..

Pierwsze miejsce dają snowi, o grupie złych bohaterów, którzy wtargnęli na ślub. Ceremonia i tak była dziwna, bo najpierw panna młoda przyszła w czarnej kiecce, bo czymś usyfiła białą. Potem wpadł pan młody, spóźniony i z obłędem w oczach zaczął szukać obrączki, po czym zrobił księdzu awanturę o jej brak, a wreszcie znalazł ją na ołtarzu w postaci złotej bułki. Dalej sen wrzucił krótki tutorial do tańczenia na weselu w tej specyficznej kulturze i muszę przyznać, że państwo młodzi wywijali nieźle. Wreszcie wpadli źli bohaterowie i spojrzeli spode łba na chór, który takoż na nich spojrzał po czym zaczęli pojedynek na chóralne piosenki. Przy czym bandziory improwizowały, a chór kościelny (nawiasem mówiąc czarny) przewracał oczyma i na rozkaz prowodyra, zapodawał piosenki po łacinie. 

niedziela, 13 stycznia 2013

tajne/poufne

Postanowiłam, z bliżej nieznanych mi powodow wrócić do internatu/sierocińca, w którym pracowałam. Chyba pracowałam, bo możliwe, że się uczyłam. Ten kawałek jest niedopracowany. W każdym razie wiele się tam zmieniło od ostatniej mojej wizyty tam. Na gorsze. Pojawiła się jakaś zdecydowanie ciemna sprawa. Przede wszystkim nasz internatowy kot, o długiej rudej sierści, miał teraz ustawiony na plecach kontener z  gruzem. Tak, wiem - to był baaardzo wielki kot. Naprawdę wielki. Porozmawiałam z nim przez chwilę i odniosłam wrażenie, że nikt nie powinien widzieć, że w ogóle z  nim gadam i mogę go wpędzić w kłopoty moją niedyskrecją. Podrapałam go pod brodą i poszłam dalej.
Po drodze rozważałam nowiny, które zdradził mi kot - wprowadzenie godziny policyjnej i kulinarnej. Znaczy po zmroku nie wolno nie tylko łazić, ale i jeść. Kiedy podchodziłam do drzwi budynku biurowego minęło mnie dwóch buraków pod krawatami, dyskutujących zapalczywie o jakiś potwornych zanieczyszczeniach, które wydobywają się skądś. Rozejrzałam się niepewnie dookoła, park i ogród wyglądały tak samo, ale kto wie. Może w istocie cała ta budowa, bo najwyraźniej chodziło o budowę powoduje koszmarne, ale niezauważalne zanieczyszczenia?
Miałam jeszcze jeden problem - znalazłam czyjś telefon., przez przypadek zamknęłam go ale na szczęście nie musiałam od nowa wstukiwać pinu, żeby zobaczyć zawartość i sprawdzić czyj jest. Pokazałam go paru osobom, ale żadna się nie przyznała. Znalazłam też jakiś dokument, który oddałam dyrektorowi, albo dyrektorce. Mówił o tym, żeby ludzi chorych nie leczyć, bo oni są już krewetkami, ale jednocześnie to co się z nimi dzieje nie jest też właściwe dla krewetek więc konwencjonalne leczenie może ich zabić. Ludzie ich porywali i leczyli, a to według dokumentu było dla nich zabójcze. Widziałam niektórych z nich i faktycznie rosły na nich zielone, fosforyzujące grzyby.
Pod gabinetem, gdzie znalazłam dokument, w ścianie był bankomat, który od czasu do czasu wypluwał pieniądze. Oczywiście, że je wzięłam, ale zapytana o to, zaprzeczyłam. Wypluwał też karty bankomatowe i jakieś podejrzane dokumenty.
Ogólnie odniosłam wrażenie, że coś tu się na szybko buduje i to coś to jakieś tajne laboratorium jest.

piątek, 11 stycznia 2013

TAP

W drugim śnie był Typowy Amerykański Policjant - znaczy grubas, w niechlujnym płaszczu, próbujący rozwiązać nietypową sprawę. Mam wrażenie, że chodziło o jakiś nieudowodniony gwałt na jego partnerce. Nie powiem łatwo nie było. Pierwszym świadkiem jakiejś znaczącej dla sprawy bijatyki miał być mój, spotkany w autobusie kot Waldemar. Waldemar odmówił zeznań, co wyraził poprzez zwianie dziurą w drzwiach jadącego busa, w pobliskie krzaki. Uznałam, że złapię go w domu i ruszyliśmy dalej.

Zadekowaliśmy się w knajpie gdzie TAP się przysiadł do jakiejś innej grupy podejrzanych, a ja siedziałam przy barze i popijałam drinka. Barmanka nie wydawała się specjalnie zadowolona, że policja jej węszy, ale wyrzuciła nas dopiero kiedy TAP zaczął przetrząsać szuflady ze sztućcami. Na drogę pozwolono mi wypić obie setki (swoją i jego) jakiegoś wściekłego, brązowego, alkoholu. Barman wyraził swoje zdziwienie, że tak łatwo mi poszło, po czym wdał się ze mną, w krótką rozprawę o malinowym bimbrze mojej promotorki.

Kiedy wyszliśmy na ulicę TAP pognał gdzieś i zostawił mnie i koleżankę samą. Musiałyśmy wracać same. Policja na drodze kontrolowała przejeżdżające samochody, wielka ciężarówka do transportu drewna skręciła tuż przed blokadą i pojechała w las. Wysiedli z niej młodzi ludzie, z sześciu bym powiedziała. Zaczęli zbierać gałęzie na ognisko i zdawało mi się, że coś złego planuja, jak na przykład ukrycie zwłok. Nagle zobaczyli nas, siedzące przy ognisku.

Konkretnie przy ognisku siedziała koleżanka, ja siedziałam w moim samochodzie, ale wysiadłam kiedy nas zaczepili. A w tedy oni zapakowali się do naszego samochodu. Po prostu chamsko nam go ukradli.I tak byłyśmy szczęśliwe, że tylko na tym się skończyło. Doszłyśmy do blokady policyjnej i wtedy się obudziłam. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Kanada

Sen był rozbudowany. Najpierw Sergiusz chciał mi zrobić na złość, a ja chciałam zorganizować jakąś prowokację więc upubliczniłam info, że mój statek "Wojna" bierze udział w konkursie. Wojna była żaglowcem, ale jednocześnie statkiem kosmicznym. Podobnie jak pozostałe statki. Konkurs wymagał stawienia się statku w holu w porcie. Wojna miała na dziobie drewnianą twarz i coś marudziła po drodze. Nie wiem, które z nas czy ja czy Segriusz rozpylił pieprz. Statki, mimo że szczelne zaczęły wariować i wpadły w panikę. Za to właśnie szefowa zarządziła karę. Na apelu dostałam do podpisania dokument przyznania się do winy. Oprócz mojego nazwiska, były jeszcze dwa inne. Łącznie trzy nazwiska i trzy punkty oskarżenia, które odczytałam na głos i oświadczyłam, że się z nimi nie zgadzam. Szefową szlach trafił i sama wpisała moje nazwisko. Zanim się nie zorientowałam, już się karnie ukrywałam w domku na wsi, nie wiedzieć czemu przed wściekłym szefem innego teamu. Jak odsunęliśmy papierowe drzwi to nie dość, że powiało chłodem, bo w hallu padało, to jeszcze aż podskoczyliśmy kiedy na schodach stanął mężczyzna. Na szczęście nie był to ów szef.
Tak czy siak zapakowałam się z mamą w pociąg i pojechałyśmy do Kanady. Co prawda radiowęzeł w pociągu ogłaszał, że można jechać za darmo zwiedzić wiejską część Północnej Kanady, ale my wybierałyśmy się do sąsiadującej z Włochami, Kanady Południowej.

środa, 9 stycznia 2013

było nie włazić do lochu

Nie jestem do końca pewna czy byłam uczennicą czy nauczycielką, czy jakąś podejrzaną hybrydą powyższych. W każdym razie byłam w moim liceum i rozwiązywałam problem homofobii. Byłam lesbijką i nie wiedziałam czy zdecydować się na comming out, ponieważ w szkole/klasie była grupa uczniów, którzy otwarcie wyrażali swoją dezaprobatę dla takiej orientacji. Ponieważ istniała również grupa gejów i lesbijek, to sytuacja była ciężko napięta. Pamiętam, jak ktoś mi mówił, że nie powinniśmy się bać, bo co prawda ich jest ośmiu ale nas też jest ośmiu i dupy wołowe nie jesteśmy więc możemy walczyć o swoje.

Potem poszłam na loch w grze, na mega ciężki i upiorny loch, który tu szedł całkiem łatwo. Staliśmy na przepołowionym wraku statku żaglowego, leżącego w jakimś skalnym kanionie i broniliśmy go przed hordami zombie. Do lochy weszłam ze szkoły, ale wyszłam do domu. W domu przebrałam się w nocną koszulę, siadłam do kompa i znów poszłam do lochu. Tylko, że tym razem wylazłam w szkole. W nocnej koszuli, zimą, daleko od domu, boso...Pamiętam, że nie bardzo umiałam znów przejść przez ten loch (nawiasem mówiąc już kiedyś śniło mi się połączenie podziemne liceum z innymi miejscami) więc pognałam do mojej szefowej z obecnej pracy i pożyczyłam od niej skarpetki, żeby boso przynajmniej nie iść.

wtorek, 8 stycznia 2013

Macierewicz chciał mnie okraść

Babcia wyciągała w moją stronę palec, na którego zgięciu, tuż pod skórą rozrastała się jakaś czerwonawa bulwa. Tata mówił, że to nic i kazał jej iść spać.

Potem było nieco lepiej, byłam dziewczynką i wychowywałam się na jakiejś wyspie w miasteczku. Dokuczał mi jakiś bogaty dzieciak, ale ja się odcinałam jak mogłam, a mogłam, bo byłam czarownicą. Potem kiedy dorosłam ten upierdliwy dzieciak był moim przyjacielem. W ogóle była nas czwórka przyjaciół, dwie laski i dwóch facetów. Oczywiście faceci bajecznie bogaci. Żeby nie było. Dlatego pojechaliśmy sobie na wycieczkę na święta do hotelu.
Wnętrze hotelu było dziwne, większość głównego holu była zajęta przez wiszące i zahaczane łańcuchami o metalowe koła platformy. Pamiętam, że z pewnymi trudnościami sama jedną zahaczyłam, żebyśmy mogli na niej spać. Na platformach leżał nietopniejący śnieg, a większą ich część zajmowała restauracja hotelowa. Spaliśmy w jednym pomieszczeniu z jedzącymi.

Mój partner kupił mi bukiet czerwonych róż i nie wiedzieć czemu zaproponował, że mi je wsadzi...najwyraźniej podświadomość nie wie do czego służą  kolczaste kwiaty. Potem jak spałam, coś mnie uwierało pod siedzeniem i znalazłam pąk białej róży. Zdaje się, że naszykował mi też tort/bombonierkę niespodziankę obok łóżka. Chociaż, łóżko to za wiele powiedziane. Spaliśmy na śniegu, na platformie.

W pewnym momencie obudził mnie szelest folii. Patrzę, a to Macierewicz we własnej osobie dobiera się do mojej bombonierki. Otworzyłam oczy i jak nie wrzasnę na całą salę "Żarłok! Żarłok! Zjada cudze bombonierki!" no i wtedy Macierewicz uciekł.

Kiedy już się obudziliśmy mieliśmy zagwostkę. Czy ktoś włamał się do telefonu mojego mężczyzny czy nie. Bo jak tak, to odkrył, że to fałszywy telefon i będzie afera, jedna już kiedyś była. Zaraz będą gadać, że nieczysto prowadzi interesy i handel z Afryką tego nie usprawiedliwi. Moją magią się tego sprawdzić nie dało więc zdenerwowany poleciał się ogolić i zerknąć na Youtube.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

hamburgery

Z okazji jakiejś imprezy potrzebowałam hamburgerów w dużych ilościach. Chciałam je kupić u Chińczyka, ale okazało się, że Chińczyk z okazji Trzech Króli zamknięty i w związku z tym dostałam tylko bułki do hamburgerów i miałam je sobie sama zrobić.

sobota, 5 stycznia 2013

pierdolę takie sny erotyczne ot co!

Dziś spotkałam faceta we śnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że spotykałam go kilkakrotnie we śnie i za każdym razem jakaś baba narzekała, że spędza w domu za mało czasu. Wydedukowałam z tego, że gość jest bigamistą i zapytałam go o to ale się obraził. Ogólnie miał więcej wspólnego z chmurą ciemności niż z człowiekiem, ale focha strzelił fachowo.

Byliśmy też z rodziną na wycieczce, z niewielką przerwą na ucztę w utracjuszowskim mieście rozpusty i handlu. Zdaje się, że miałam coś w rodzaju snu w śnie, konkretnie znajoma prowadziła mi zbereźną sesję rpg. Konkretnie we sesji ratowałam życie jakiegoś przystojnego i nieco demonicznego draba, którego miałam nadzieję potem przelecieć. Idea była taka, że on zwiał skądeś i ganiali go jacyś niedobrzy wrogowie, a ja ukrywałam go w mieszkaniu, a potem wpuściłam go do swojej głowy. Demoniczność objawiała się tym, że ganiał jako upiorny czarny koń. I kiedy już prowadząca grę stwierdziła, że ona nie może uwierzyć, że wpuściłam gościa do swojego snu i teraz to się będą działy rzeczy niestworzone, wybudziłam się ze snu w śnie i znów wylądowałam z rodzinką za stołem pełnym żarcie.  Jedyną opcją, żeby wrócić do draba i owych niestworzonych rzeczy było namówienie jej żeby znów prowadziła grę, ale tata akurat wtedy stwierdził, że jedziemy dalej i na nic moje protesty. Miałam nadzieję, że mistrzyni gry usiądzie na tylnym siedzeniu ze mną i wrócimy do opowieści o drabie, ale nie. Na tylne wpakował się mój chrzestny. Poproszony o przesiadkę na przód odmówił. W końcu mistrzyni przesiadła się do nas ale wtedy okazała się moją siostrą. I tak sen erotyczny z demonicznym drabem został zdeptany przez debilne realia. Albowiem nie da się pogodzić erotyzmu z rodzinnym samochodzikiem pełnym nielubianego kuzynostwa.
Zastanawiam się czy to superego mi to robi? Podszywa się pod tatę, żebym myślała, że rodzice mnie cały czas obserwują i nie próbowała tego paskudnego i grzesznego seksu, który wolno uprawiać tylko zdemoralizowanym dorosłym.

Ta....kurde..Ludzie miewają takie zajebiste erotyczne sny, a ja miałam obrażonego bigamistę i rodzinną wycieczkę.

Droga podświadomości - niniejszym pierdolę takie sny.. Tak ten o próbie zgwałcenia deski do prasowania też pierdolę. Ten kawałek kiedy molestuje mnie mój bogaty szef na oczach klientów luksusowego sklepu z biżuterią, a ja czuję  że lepiej bym się czuła będąc molestowana w  klimatach PRL też pierdolę.

tam na dachu

Zdaje się, że byłam we wnętrzu gry i akurat moja drużyna kończyła jakąś potyczkę, kiedy się zmieniliśmy. Przeszliśmy w byt wyższy i wyrosły nam skrzydła. Poleciałam więc do miasta, korzystając z tego, że latam i krążyłam po ulicach, kiedy nagle głos z nieba powiedział "tam na dachu"- poleciałam tam i znalazłam na szczycie spadzistego dachu małą szufladkę/ drzwiczki. Otworzyłam je i znalazłam filiżanki z chińskiej porcelany.

środa, 2 stycznia 2013

mój ojciec był poetą



Byłam na jakimś rybackim festynie nad jeziorem i usiłowałam się załapać na smażoną rybę. Co prawda aż się roiło od bud smażalni, ale ryba musi być właściwa. Proponowanie mi pangi na mazurach albo nabijanie się, że nie ma okoni, bo to przecież ryby głębinowe jest nie na miejscu. Poprosiłam o płotki to mi kazali czekać, aż rybacy wrócą z połowu. W żadnej budce nie dostałam smażonej ryby. Podejrzewam, że doskonała smażona ryba nie istnieje dla mnie.

Potrzebowałam odpoczynku więc postanowiłam pojechać w góry. Przebiłam się przez jakieś dzikie tłumy na zachodnim, przeszłam na wylot przez grupę jakiś gotów i pożyczywszy im powodzenia udałam się na pociąg. Kiedy wreszcie dotarłam do schroniska, właściciel trochę się pokrzywił, że źle wyglądam ale dał mi pokój. Po krótkiej walce ze spodniami, które założyłam na lewą stronę, zeszłam do części jadalnej. Gospodarz zaproponował mi smażoną rybę. Wreszcie! Nie wiedziałam, co zamierzam robić w tych górach, ale mogłam zacząć od ryby. Wtedy pojawiła się córka gospodarza i zaproponowała coś lepszego – że pójdziemy na ryby. To znakomicie relaksuje. 

Restauracja była kamiennym budynkiem z arkadami, od środka zalanym wodą. Zajęłyśmy miejsce na podstawie filaru, obok kasy i zaczęłyśmy czekać na suma, którego ponoć można tu było złapać gołymi rękoma.

I wtedy się zaczęło. Otoczenie się zmieniło i wyskoczył demon ojciec.  Ja byłam facetem, stałam na wraku statku unoszącym się na sztormowym morzu i głos z nieba mówił do mnie. Zdawałam sobie sprawę, że zarzuca mi tu się, że jestem cieniasem, nie dość twardym i w ogóle do bani w porównaniu z ojcem. Ja pojechałam sobie w góry a on, jak zauważył głos miał tytuł „arctic harsher”, a w tej Arktyce wyżywiał się jakimś zielskiem taki był twardziel . 

Przegnałam wizję, ale widziadło wróciło i tym razem demon ojciec zabrał moją przedtem przyjaciółkę, a teraz dziewczynę, córkę gospodarza. I znów zaczął się przechwalać jaki on jest zajebisty i nabijać się jaki ja jestem do dupy. I znów byłam na tonącym wraku statku, na rozszalałym morzu. Wrzasnęłam mu, że w takim razie nie jestem jego dzieckiem, a mój prawdziwy ojciec był dupowatym poetą i postanowiłam się zabić. Pomimo protestów widziadła rzuciłam się do wody i wizja znikła. Dziewczyny jednak nie odzyskałam.

Pierwsze, co zrobiłam to znalezienie smarkuli, która nakablowała widziadłu, że mam dziewczynę. Jak jej powiedziałam, że demon ją zabrał to się rozpłakała, bo okazało się, że była dla samrkuli jak matka. W każdym razie obiecała pomoc i ruszyliśmy w świat, z tomikiem poezji pod pachą, szukać krainy gdzie paradygmatem są bajki o wierności.

wtorek, 1 stycznia 2013

ból zęba



Dziś wieczorem odkryłam u siebie warunkowy ból zęba. Konkretnie, boli pod warunkiem, że leżę. Spędziłam noc śpiąc na siedząco. Czas iść do dentysty. Strach przed owym dentystą rzucił mi się na sen i najpierw przyśniło mi się, że mnie sparaliżowało na fotelu u babci, bo smalcowa wiedźma rzuciła na mnie klątwę jedzenia chleba ze smalcem. Zdążyłam jeszcze tylko złapać szlafrok do okrycia nóg. Poem organizowałam przyjęcie w merze, na które nie przyszła część zaproszonych, np. moja redaktorka, a przyszły osoby zupełnie nieznane. W dodatku nie mogłam podać nalewki  z pigwy, bo nie podoba się ona babci, co się objawia cerowaniem przez nią dziur w płocie.