Strony

niedziela, 30 września 2012

nie bawimy się z chłopakami


No dziś to sobie pośniłam. Na początek o kocie. Mój rudzielec Pieprz stał się obiektem jakiś dziwnych wymian. Najpierw chciałam gdzieś pojechać i zostawiłam go u kolegi N. Ale nie ufałam mu, zrobiłam mu wjazd na chatę i po jednym dniu kota zabrałam zdecydowawszy iż wolę nigdzie nie jechać niż się zastanawiać co z rudym przez cały czas. Potem na noc zostawiłam go u jakiś miłych ludzi, którzy bali się, że po niego nie wrócę i nawet wywiesili kartkę, że proszę zabrać kotka. Za snu o kocie przeszło płynnie na moją kocią koleżankę z pracy, z pracy przeszło płynnie na drugą i oto okazało się, że w ich towarzystwie maszeruję do kościoła. Znaczy ja do domu, bo w kościele mnie nie uświadczysz, a one na mszę. Jednak mijałyśmy galerię i aż wstyd było nie zajrzeć. Więc weszłam, ale już ze znajomym małżeństwem. Oglądając salę pełną kryształów z dumą oświadczyłam im, że tak moja podświadomość widzi moją kolekcję kamieni. Poza tym były też obrazki superbohatrerów (mocno abstrakcyjne) i masa innej niezrozumiałej ale kolorowej sztuki. Zagapiłam się na obrazek  z damskiego rugby gdzie grube, wąsate horpyny miażdżyły opór przeciwnika i wpłynęłam w inny sen.

W tym śnie byłyśmy zwycięską drużyną rugby. My – znaczy same piękne, zadbane, zgrabne, olśniewające laski. Drużyna przeciwna za to, przegrani ale zajebiście ciachowaci faceci. No każdy jeden w moim typie. Sen zrobił nawet dygresję, w postaci reklamy płynu po goleniu dla prawdziwych mężczyzn, w którym ów typ prezentował. Wydawać by się mogło, że ten sen prowadzi w konkretnym kierunku, ale nope… Faceci pobici, przybici porażką i naszą pewnością siebie wylewającą się na wszystkie strony, a także zaganiani przez trenera zeszli z boiska. Jeden wyraźnie zamierzał się do mnie odezwać, ale inni zawodnicy go odciągnęli. Znacie taką przedszkolną atmosferę? Z dziewczynami się nie bawimy itd. My ich też ostentacyjnie olewałyśmy. Najwyraźniej obie drużyny miały tego samego sponsora, bo ciągle się mijaliśmy. W każdym razie po meczu koleżanka z drużyny wyciągnęła mnie do sklepu z kosmetykami. Musiałam się przecisnąć z trudem obok wielkiego stojaka z cieniami do powiek i odbyć długą dyskusję z kosmetyczką o zabiegach. Na nic się zdało tłumaczenie, że przecież to się peeling nazywa więc jak może to nie być peeling. Wreszcie poddałam się i stwierdziłam, że jeżeli nie boli i nie jest upokarzające to może mi zrobić ten swój zabieg.

Całość okazała się przygotowaniami do balu, na który zrzucono nas na spadochronie z samolotu. Pamiętam skok, ale nie przypominam sobie użycia spadochronu. W samolocie byliśmy z drużyną chłopaków i znów ich ostentacyjnie ignorowałyśmy,  a szkoda, bo chciałam zagadać do tego jednego. Jedna laska nawet jak ich mijała to stwierdzała „nie patrzę”, że niby mogą sobie być ciacha ale jej to nie rusza. Na ziemi po wylądowaniu czekała kupa flakoników perfum, żebyśmy mogły sobie wybrać i się spachnić przed balem. Ale ja jakoś w sekrecie byłam w nielegalnym sklepie dla takich co się wyłamują i miałam swoje wyłamujące się perfumy więc żadnych z kupy nie wzięłam. Niestety balu nie pamiętam,  a szkoda bo coś knułam.

tam spod biurka widać trupa, ale to nie on zwinął mój portfel


Zaczęło się od dnia w biurze i pseudo-trupa. Przyszłam grzecznie na nasz open space i postanowiłam wypróbować inny komputer niż zwykle. Nie wiem co mnie podkusiło, bo okazało się, że monitor miał opcję starego kina, znaczy migał i latały po nim jakieś zadrapania i farfocle. W dodatku siedziałam przy nim tyłem do jakichś drzwi, a to złe według zasad feng shui. Tak poza tym to złe, bo żeby się do niego dostać musiałam na siłę przecisnąć się obok tych drzwi, którymi usiłowała mnie zmiażdżyć jakaś laska z działu DTP. Nie złapała aluzji, że skoro drzwi najwyraźniej stawiają aktywny opór to być może ktoś je pcha z drugiej strony. Po krótkiej pyskówce i momencie zdegustowania ekranem komputera postanowiłam jednak wrócić na swoje wypróbowane stanowisko pracy. I po jakichś piętnastu minutach się stało. Ktoś znalazł pseudo-trupa pod naszym biurko-molochem. Jakaś kobitka w średnim wieku i w ciąży najwyraźniej. Leży i się nie rusza. Na pytanie czy długo tu leży, wspomniana wcześniej irytująca laska z DTP odpowiedziała, że i owszem, ale nikomu nie mówiła, bo myślała, że to i tak trup. Opierdoliłam ją, że trzeba wezwać pogotowie, po czym wróciłam do roboty. No i wyszło, że następne 15 min pseudo-trup leżał i nikt pogotowia nie wezwał. Czyli ja też nawaliłam zajęta ciężkim dniem pracy. Wreszcie pogotowie ktoś wezwał i przyjechało, po czym natychmiast okazało się, że trup i owszem żyje, a nawet wyciąga rozpaczliwie rękę i jęczy, żeby go nie dotykać. Mimo oporu zostaje zabrany do specjalnego szpitala.



Potem już było tylko dziwniej. Do domu albowiem wracałam pociągiem z W i G. Zaznaczam, że z żadnym z nich nie pracuję. Wyglądaliśmy sobie przez okno i parzyliśmy na łunę dalekiego pożaru. Wyglądało jakby jakieś magazyny albo fabryka hajcowały się raźno. Dookoła nas spadały uniesione żarem nadpalone kawałki papieru i co lżejszych obiektów co nadawało całości sceny wrażenie niejakiej wulkaniczności. Nagrałam nawet widok komórką, czego zwykle nie robię.

Zastanawiałam się nad potencjalnym związkiem między pseudo-trupem, a pożarem. A nuż to jej się coś spaliło i tak padła zemdlona z szoku. Niestety to pytanie na dalszy plan zepchnął deszcz, który nie wiedzieć czemu nasunął G na myśl Grawle. „A co jeżeli jest mokro, a grawle  przecież nie lubią się kąpać?” wrzasnął i wybiegł z pociągu. Więc wysiadłam, zobaczyłam, że kałuże są a nie żadne jeziora i pływać nie trzeba i chciałam mu  to wyjaśnić. Niestety zniknął mi z oczu więc weszłam do sklepu. Kiedy przypomniałam sobie, że nie mam plecaka z dokumentami, kluczami i w zasadzie ze wszystkim, co czyni z nas ludzi cywilizowanych, było za późno. Pociąg odjechał. Koledzy nie umieli zeznać gdzie mnie ostatnio z plecakiem widzieli, a chamskie przerzucenie bagaży jakichś dwóch bab w poczekalni, w celu sprawdzenia czy nie ukradły mojego dobytku, nie zaowocowały niczym. Znalazłam za to, chyba w kieszeni, bo nie wiem gdzie indziej bym mogła moja komórkę z nagraniem, które jak sądziłam było powodem ograbienia mnie z bagażu. Albowiem na niej miałam przecież nagrany pożar, co na pewno było super tajną informacją.

Pewnie dlatego potem ktoś śledził mnie autokarem, co zmusiło mnie do sprytnego kroku wejścia w ciasną i stromą boczną uliczkę. Właściwie to zagoniła mnie tam koleżanka, która ze mną była. Chciałam się jeszcze schować za załomem, ale jak zwykle sen nie dał takiej możliwości i załom był za mały. Ściany domów i bruk były kremowe i podejrzanie czyste, zero okien, a sama uliczka tak stroma, że już zamierzałam zrezygnować, przestraszona tą stromizną. Tu znów pogoniła mnie koleżanka, a ja z kolei poganiałam ją kiedy na górze okazało się, że prowadzi do podwórek z psami. Podejrzewałam, że jak skręcę to będzie chodnik do bloków. Na szczęście spotkałyśmy J i ona nas poprowadziła.

sobota, 29 września 2012

nie kupuj kwiatków, bo ci diabły wylezą


Amerykanie jadąc na ważne negocjacje zatrzymali się w małej wioseczce skuszeni jakimś lokalnym folklorystycznym eventem. My też postanowiłyśmy jadąc z dokumentami się tam zatrzymać  zwłaszcza że spotkałyśmy starszą panią z wózkiem kwiatami, a szefowa dostała od niej niezapominajki. Zrobiło nam się jej szkoda, bo ile tak można żyć z kwiatków i szefowa postanowiła więcej ich kupić, a ja chciałam jej pomóc i wyrwałam trochę chwastów z jej grządki. Babina zaczęła się awanturować, że jej niszczę kwiaty, a szefowa tłumaczyła jej, że to nie były kwiaty. Wreszcie kazała mi wynieść te badyle na kompost. Wyszłam szukać kompostu, ale nie mogłam go znaleźć, więc rzuciłam je byle jak koło drzwi. Niestety kiedy wracałam miałam problem z zamknięciem tych drzwi i przez nie do chaty przedostały się diabły z piekła w tym zmarły mąż babiny, przyszły po nią, ale stwierdziły, że i tak niedługo umrze i mogą poczekać. Babina sprzedała nam jeszcze za grubą kasę jako nowe, stare egzemplarze wróżki.

Poza tym miałam urodziny a A.Z, której nie widziałam od wieków podarowała mi dmuchaną piłkę wielką i żółtą, z napisem 100$. Piłka w formie nienadmuchanej miała postać okręgu, z jakąś pompką w środku, jak się zamknęło okrąg to się odpalała i nadmuchiwała piłkę.

U sąsiadów był jakiś spęd rodzinny i wpadł Słowik, który wszystkich zanudził, do tego stopnia, że jak zajrzałam po jedzenie, to dziadek chrapał u siebie, a słowik na kanapie w drugim pokoju dalej coś opowiadał, nie zważając na fakt, że wszyscy śpią dawno.

czwartek, 27 września 2012

za dużo sieciówek :/

Mieliśmy iść do lochu na potwory, ale zdałam sobie sprawę, że nie mam ani jednego skilla, nie mogę nic odpalić. Jestem ale nic nie robię, nie zadaję obrażeń. Pomyślałam, że może bug i jak zmienię broń to się naprawi, ale jak wyciągnęłam z lodu laskę, z którą biegałam okazało się, że nic się nie zmieniło, w dodatku laska jest jakaś mizerna, jakaś zmokła gałąź, a nie moja maksymalna złota broń. Potwory w lochu też były zamknięte w lodzie, w ogóle wszystko było jakieś zawilgłe i w ogóle.

wtorek, 25 września 2012

Szok! : przerabiali ludzi na sushi


Wyjrzałam przez okno i spojrzałam w niebo, brązowo czerwone chmury kotłowały się nad miastem. Moje spojrzenie przyciągnął błysk z drugiej strony ulicy. Kamienica naprzeciwko płonęła. Pomyślałam ze smutkiem o tych biednych ludziach i zwierzętach, którzy mogli tam utknąć. Do budynku wbiegały głowy strażaków na tułowiach pająków I próbowali gasić co się dało. Nie byłam pewna czy mnie też zaraz nie ewakuują.

Byliśmy w kosmosie, na statku kosmicznym i wpadliśmy w pułapkę łowcy niewolników. Miał on przetwórnię rybną, w której rękoma robotników przymusowych wykonywał jedzenie dla swoich rodaków. Od razu rozdzielił nas i rozesłał na różne piętra. Starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale zdawałam sobie sprawę, że już nie zobaczę nikogo z bliskich.

Okazja do buntu nadarzyła się sama, kiedy zorganizowano dla nas jakieś święto na wolnym powietrzu. Odmówiliśmy powrotu do pracy, a wtedy właściciel postanowił zabić dwóch niewolników I przerobić ich na sushi. Ten plan był tak zły, że energia , którą jego fabryka wysysała z ludzi popsuła rurki przesyłowe i przez pęknięcie w szkle wydostała się na zewnątrz. Niewolnicy biegali i chwytali skorupy swojej energii.

Zabiliśmy właściciela i zatrzymaliśmy fabrykę. Zastanawiałam się, czy teraz cała rasa kosmitów umrze z głodu. Zwłaszcza, że wypuściliśmy masę innych istot.

poniedziałek, 24 września 2012

kto mi zapakował te książki?

Płynęliśmy statkiem, niestety z powodu jakiejś awarii zaczął on tonąć. Panika co prawda nie wybuchła, ale i tak mieliśmy problemy z wyciągnięciem dwóch dziewczyn z kajuty, bo zamek się zaciął. Tata się na mnie obraził o coś i cały czas mi przycinał. Ja pakowałam jakieś kamienie do skarpety. Wreszcie dzięki sztuczce z sześcianami pełnymi gorącej wody udało się nam utrzymać statek na wodzie dość długo, żeby zapakować się do szalup. Ja z oboma kotami, koleżanka tylko z dwoma z czterech. Jeden z kotów, które zostały był kupiony w Indiach za szczura. Ktoś podmienił mi książki, które chciałam zabrać i w rezultacie uratowałam komplet dzieł Danikena. Już na lądzie, w Sochaczewie stałam z kocimi kontenerami na przystanku i czekałam na autobus, mając za złe, że nikt mnie nie podwiózł. Spotkałam Martę i Izę i opowiedziałam im, że razem ze statkiem zatonęły moje wszystkie letnie ubrania.

sobota, 22 września 2012

nie przejmujcie się, wasi bliscy i tak już nie żyją


Dziś we śnie byłam mega wysportowaną, seksowną laską. Coś na kształt aniołka Charliego, ale człowiekiem to ja raczej nie byłam.  Spotkałam się z trzema innymi takimi laskami, i one też raczej nie były ludźmi. Potem nastąpiła, krótka scena orgietki w fontannie w parku. Krótka ponieważ miasto zaatakowali kosmici. Zdmuchnęło większość ludzi, ja z racji swoich nadludzkich mocy zdążyłam uratować przed falą uderzeniową jedną ze swoich przyjaciółek, ale niestety na uratowanie dwóch pozostałych nie starczyło mi czasu. W parku i w mieście zapanowała ciemność, resztki spanikowanych ludzi zaczęły biegać z krzykiem, a ja im przez megafon tłumaczyłam, że nie ma co biegać, bo ich bliscy i tak już nie żyją. Pokazywałam im też, że nie całe miasto dostało falą uderzeniową, bo światła na pałacu kultury wciąż się palą.

W drugim śnie miałam małego pieska, cholera wie, mops czy miniatura husky. I ten piesek kiedy byliśmy w sklepie z minerałami i biżuterią zasnął sobie i odmawiał wstania. Początkowo myśleliśmy, że to klątwa, ale potem okazało się, że to depresja. Obudził się na chwilę kiedy zaatakował go inny pies.

Potem stałam na wysepce tramwajowo-zebrowej na środku drogi i czekałam na zielone światło, aż tu nagle z prawej nadjeżdża tramwaj. To ja na lewą, a tu też tramwaj. Kiepsko skonstruowana ta wysepka była.

piątek, 21 września 2012

religijność – kał na ścianach krew na podłodze


Nie było to czego się spodziewała. Ludzie mieszkali w jaskiniach gdzie było im cieplej, mówili szeptem ponieważ uszkadzali sobie płuca i byli bladzi z powodu braku słońca i wspólnej choroby, na którą cierpiała cała wspólnota. Do tego wegetariańskie posiłki, tylko o konkretnych porach.

Wreszcie laska nie zdzierżyła i zaczęła zadawać pytania przy obiedzie. Jednak każdy członek wspólnoty w milczeniu owijał na talerzu swoje groszki frytkami i nikt jej nie odpowiadał. Ale ponieważ denerwowała się coraz bardziej, żeby ją uspokoić powiedzieli, że jej opiekun, przydzielony do niej szaman wszystko jej powie. Niestety to tylko pogorszyło sprawę, ponieważ szaman okazał się z zasady nie kąpać.

Całkiem ją to wyprowadziło z równowagi, bo jak była u niego w domu, to ściany były wymazane kałem. Zaczęła krzyczeć, a wtedy ja wstałam i powiedziałam, że na tym właśnie polega religijność – kał na ścianach krew na podłodze.

środa, 19 września 2012

wszystko przez jedi


dziś na konkursie karate czy innego kung fu, mój chrzestny, a zarazem straszy kuzyn rozcykał jakiegoś zajebistego zawodnika. I dziwne, bo kuzyn jakoś mało dba o formę, zdrowie i w ogóle o cokolwiek. I raczej jest nieogarnięty. Ale no nic, przeszedł do drugiego etapu. Cały w panice, my mu tłumaczymy, że da radę, on nam że nie. Wreszcie wychodzi na ring jakiś zawodni i dwa zwierzaki i zaczynają kuzyna nawalać we troje. Cóż, może taka moda. Jednego pobił i nie wiem, może by pobił i pozostałych gdyby nie wtrącił się Skywalker i nie zwrócił uwagi, że przeciwnik kuzyna chowa szpikulec za plecami.

Efekt taki, że ludzi poparzyli na nas jak na idiotów, bo to normalna praktyka w tym konkursie. Wszędzie powbijane i porozrzucane ostre narzędzia świadczyły, że faktycznie tak jest. I w dodatku okazało się, że chrzestny nie jest taki dobry w bijatykach, ale ponieważ uratował kiedyś honor tego poprzedniego zawodnika, to on mu dał wygrać. I jakoś głupio się wszystkim zrobiło, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że teraz to by jednak on lanie dostał.

wtorek, 18 września 2012

czarne słońce


Dziś we śnie malowaliśmy mur. Były dwa kawałki, ciemny i jasny. Ja wybrałam jasny, biały w czarne paski. Mogłam namalować, co chciałam. Wybrałam emblemat czarnego słońca, ale miałam tylko czarną farbę, a przydałaby się czerwona i niebieska, bo słońce zanurza się w morzu. Zresztą przy dokładnych oględzinach w zlewie, okazało się, że i tej czarnej nie ma, bo pudełko było pęknięte i się wylała. Została tylko ambra.

Czas więc do sklepu. Ale zimno strasznie, więc w wannie w samochodzie, na tylnym siedzeniu rozpalilismy ognisko, żeby wanna była ciepła i farby w niej nie zamarzły. Po wyjeździe za bramę zobaczyłam rozłożony na śniegu mój pomarańczowy koc z łóżka (po babci zresztą), zapytałam taty po co zabrał mi ten koc, a on odpowiedział, że mamy ciężką zimę i karmi na nim młode warchlaki.

Potem spojrzałam w niebo i zobaczyłam Voldemorta na miotle, grającego na czarnej gitarze dla księżyca. Był też Harry Potter grający na flecie, Hermiona latająca w drewnianej beczce i Ron, też w beczce, ale głową w dół.

poniedziałek, 17 września 2012

sądziłam, że Jung powie coś innego


Dziś we śnie spotkałam na strychu w wieży Carla Gustawa Junga, zapytał mnie czy mam ekspres do kawy.

Walczyliśmy też ze smokiem, za pomocą innego smoka, ale ta walka spowodowała jakieś niewygody dla mieszkańców i strasznie się rozzłościli na naszego smoka, do tego stopnia, że wygnali z domu jego żonę i oddali dom jakimś burakom. Dopiero jak zobaczyli tamtego smoka jak pociął naszemu twarz i jak nasz się wścieka to zmienili zdanie. Nie wiem czemu smoki zaczęły walkę od wyciągnięcia noży, a tamten obcy miał większy nóż niż nasz.

czy jak już jestem martwa, to mogę przynajmniej dostać swoje batony?

Byłam na wycieczce klasowej w Częstochowie. W pewnym momencie zgubiłam swoją klasę. Już miałam się przerazić, kiedy pomyślałam, że to przecież tylko sen więc mogę równie dobrze iść na spacer. I poszłam do lasu. Mijałam zrujnowany wielki zamek, z masą wieżyczek i pokojów, a potem blok obok którego wyrósł kasztanowiec. Był wielki, zasłaniał część okien i zastanawiałam, się jak mieszkańcy wytrzymują ten mrok. Niektóre gałęzie wręcz wrosły w ścianę bloku. Cały czas rozglądałam się uważnie, ponieważ wiedziałam, że we śnie może się cokolwiek pojawić. Nic jednak nie wyskoczyło, za to musiałam przejść nad kłębem drutu, o który potem śledząc sama siebie mało się nie potknęłam, o co zresztą miałam do siebie potem pretensje. Kiedy wyszłam z lasu znalazłam stoisko ze słodyczami. Leżały tam batony podpisane, dwa za jeden. Zapytałam sprzedawcę czy rzeczywiście za jedną monetę dostanę dwa i dostałam…strzały z pistoletu. Wkurzyłam się i powiedziałam ”czy jak już jestem martwa, to mogę przynajmniej dostać swoje batony?”

czwartek, 13 września 2012

zalety pasty do butów


Chciałam się dostać do terminala na lotnisku, ale nie przepuścili mnie, ponieważ był zamknięty. Dlatego postanowiłam wybrać się na spacer, ale metalowe schodki na zewnątrz były jakoś dziwnie kiepsko dostępne. Mimo to, weszłam na nie i już po chwili zorientowałam się, że to nie schodki ale szczeble na obwodzie wielkiego koła w jakiejś śluzie. Zaczęłam z nich ostrożnie schodzić tyłem, a wtedy koło się obróciło i zdałam sobie sprawę, że ono otwiera jakąś śluzę, i że razem z nim kręci się jakaś śruba. Martwiłam się, co to koło może robić i czy ta kręcąca się śruba nie wysunie się za daleko i nie zmiażdży mi ręki.

Byliśmy na pokazie z męskim striptizem, dwóch gości w kowbojskich czapkach leżało sobie w długich donicach zamiast kwiatków, a jeden z nich pokłócił się z jakimś mężczyzną i wyzwał go od gejów.

Pewien mężczyzna chciał uprawiać seks z dziewczyną, ale ona powiedziała, że prześpi się tylko z murzynem więc poszedł do znajomego i powiedział, że przychodzi do niego w sprawie pastowania butów. Znajomy się obraził, bo pomyślał, że on chce, żeby wypastować mu buty, ale on chciał tylko, żeby go czarną pasta pomazać, tak żeby mógł udawać murzyna. Mazanie okazało się sztuką, bo murzyni nie są idealnie czarni i trzeba mieszać pastę z czerwoną i jakąś inną. A potem przyszedł mag i stwierdził, że wielkie mi rzeczy, on się umie sam zmienić w murzyna i może przelecieć tę laskę.

Płynęliśmy statkiem, mijając cmentarzysko starych żaglowców przy brzegu. Zobaczyłam przystojnych piratów i im pomachałam, ale ktoś powiedział mi, że nie warto, bo oni mi nie odmachają ponieważ… tu nie pamiętam. Potem mijaliśmy stragan z owocami i ludzie wyskakiwali, żeby je kupić, ale statek nie zwalniał więc gonili go z tymi owocami wpław. Murzyn rzucił mi owoc, który złapałam na widelec i zjadłam.

Mieszkaliśmy w jaskini z bohaterem troglodytą, niepiśmiennym również. Świat był pusty i tylko potwory z innego wymiaru były oprócz nas. Wyprawialiśmy się na długie wycieczki, żeby je upolować. Ale w naszej jaskini otworzyło się okno do innego wymiaru i wychodził z niego naukowiec. Troglodyta myślał, że to potwór i zaczął go bić, ale ja kazałam mu przestać. Wyjaśniłam, że to uczony z przyszłości. Tam okazuje się też mieli potwory, więc poszliśmy tam na nie polować, ale długie piesze wycieczki wzdłuż asfaltowej drogi to nie to samo, co chodzenie w dziczy, człowiek zaczyna martwić się o nocleg.

wtorek, 11 września 2012

sfingować własną śmierć

Dziś byłam wpływowym arystokrata i urzędnikiem na wielkim balu na moją cześć. Przychodzili różni goście, różne istoty w tym obcy w kamuflażu predatora, żeby złożyć wyrazy szacunku. Ktoś również próbował mnie zabić, ale jakoś tak nieudolnie. Nawet się wkurzyłam i wykrzyczałam na całą sale, że jak to się nie skończy to się to źle dla niego skończy. A potem sfingowałam własną śmierć, a ponieważ ode mnie zależała masa rzeczy to zapanował chaos w mieście. Przede wszystkim ludzie z całej sali zaczęli się zbierać żeby złożyć kondolencje, ale wtedy się pokazałam i nagle zawrócili i bez słowa odpłynęli jak fala.

poniedziałek, 10 września 2012

praca jest niebezpieczna

Chyba widmo powrotu do pracy mnie dręczy, bo najpierw śniło mi się, że pracowaliśmy kopalni i koleżankę wkręciło w maszynę, a potem nauczycielka kazała nam po szkole spędzać godzinę z kilofem pracując na torach.

niedziela, 9 września 2012

nie ma to jak siostra psychopatka

Wczoraj eskortowałam moją siostrę psychopatkę z więzienia do więzienia. Jechała w kaftanie bezpieczeństwa, ze względu na jej nieobliczalność. W dodatku musiałam jej śpiewać, żeby się uspokoiła. Ale jakimś cudem wyrwała się na wolność i wzięła do niewoli jakiegoś mężczyznę. W zasadzie to nie wyglądało groźnie, bo zachowywała się normalnie, ale w każdej chwili mogła jego albo kogoś innego zabić, ot tak. Bo wpadła na pomysł taki.

i koniec urlopu

ostatnie dwa tygodnie spędziłam poza światem, nawalając w Guildwars 2. I dlatego śniło mi się, że zły smok Zaithan zatruł wodę małym biednym quagannom i musiałam jednego trzymać w zlewie, żeby miał czystą wodę. Wszystkie inne umarły kiedy fala trucizny się rozszerzyła. Ale miałam problem, bo tu w zlewie siedzi quaggan a tu do roboty trzeba z rana iść. (jutro kończy mi się urlop).

piątek, 7 września 2012

dziś głównie pszczoły i demony



Wyganiałam demona mieszkającego na naszym strychu, używałam drzazgi z krzyża tłumaczyłam wszystkim, że nie ważne, że ja nie wierzę, ale tyle milionów ludzi wierzy, że moc odpowiednia jest.
Potem umówiłam się w piwnicy kolegi z patrycjuszem Ankh, że będzie mógł mnie zabić. Miałam oczywiście sprytny plan, ale nie wiedziałam jeszcze jaki. Więc najpierw stwierdziłam, że muszę do toalety (sławojka w piwnicy), potem oglądałam czerwone, francuskie płytki podłogowe (ponoć pod nimi był skarb), potem przekładałam to co było pod płytkami (stare gazety), a wreszcie poczułam się zażenowana tym, że nie pamiętam nic z planu. Na szczęście plan zadziałał sam to znaczy muszo-szczury aktywowały pułapki, a pszczoły przyleciały i mnie obroniły. Okazuje się, że przez cały sen miałam pakt z pszczołami i myszami. Pomogły mi nawet zebrać skarb na prezent ślubny dla kogoś. Jednak myszy z jakiegoś powodu do skarbu nakładły też żarówek. Jakiś mężczyzna zrobił głupią uwagę, że żarówki to pewni zjadły i potem wysrały, ale się zezłościłam i powiedziałam mu, że jak będę chciała to mu myszy przepchają te żarówki (takie jak stare do latarki) odwrotną trasą (od dupy strony do góry). Wzięłam jedną z nich do ręki i zauważyłam, że w zetknięciu z moją skórą zaczyna świecić. Pokazałam innym i wszyscy się zdziwili.
Kolejny pakt z pszczołami pomógł policji kiedy szukaliśmy psychopaty mordującego dziewczyny. Na początku pszczoły nie mogły go znaleźć, ale wódz pszczół wpadł na pomysł i zaczął wlatywać ludziom do ust, żeby sprawdzić, czy na języku nie został smak ofiary. I miał rację. Znaleźliśmy dziada. W lokalnym „Pekinie”, w domu obok którego leżała pryzma ziemi a w niej zwłoki. Zauważyli nas (on i żona) i chociaż wyciągnęliśmy broń to się psychol  na nas rzucił. Na szczęście obezwładniłam go. W domu miał stertę tekturowych pudeł, ustawionych jedno na drugim, każde jako miniaturowy pokój, każde w innym kolorze. To był jego umysł, zagubiony w pokojach – iluzjach. Zobaczyłam też obraz demona więc złapałam kawał drewna i go przebiłam. Wtedy zostało tylko jedno pudło, inne znikły, a ono miało napis wykonany przez niego „mogę bzykać panienki i łapać je za cycki” .  Takie myślenie życzeniowe. Demon ściągał, laski, one tańczyły i podrywały psychola, a on je potem zabijał.

Na końcu byłam na schodach w Black Red White, ale tym razem to były schody pałacu cesarskiego. Przynieśliśmy dobrą nowinę cesarzowi, więc kazałam zapalić czerwone lampiony (ostrożnie, żeby je zapalić nie spalić), a potem patrzyłam na panoramę nowoczesnej Warszawy.

środa, 5 września 2012

raz za wozem, raz przed wozem



Mieszkałam na górze z rodzicami, ale nie moimi z realności tylko starymi siwymi rolnikami. Mieliśmy konie i krowy i małego szczeniaka, wyżła. Pewnego dnia poszliśmy do miasta, zaprzęgliśmy konie do wozu i ruszyliśmy przez las. Pies jechał za pazuchą, żeby się nie ubłocił. Przez część trasy jechaliśmy na stole podczepionym za wozem, unoszącym się na błotnistej wodzie. Drugą część płynęliśmy przed wozem w prądzie błotnym, a konie szły za nami. Weterynarz obejrzał wszystkie zwierzaki i stwierdził, że jest ok. A ojciec upominał jakiś młodych ludzi, którzy zaparkowali kosę na parkingu.

poniedziałek, 3 września 2012

Nie dowiedziałam się jak zginie Voldemort.

Dziś miałam sen w klimatach Harrego Pottera. Znaczy Voldemort dochodzi do władzy, połowy rzeczy zakazuje, połowę nakazuje, wyrzyna zwolenników starego porządku, społeczeństwo chodzi smutne i zabiedzone. Tylko z głównymi bohaterami coś nie tak jest, bo Hermiona ma obsesję, że jej zmarła siostra żyje, a Harry najwyraźniej uważa, że to klucz do pokonania złego brzydala. Zbiera sprzęt elektroniczny i szykuje się do ostatniej walki.
Walka jest nad wodą, w której Hermiona widzi swoją zmarłą siostrę, ale kiedy Harry do niej wskakuje, to nie jest w wodzie tylko w szopie gdzie jest szczelina do krainy zmarłych. Hermiona usiłuje wezwać siostrę, on jej zakazuje. Każe jej zostać na brzegu i przebić Voldemortowi opony,  a ona zamiast tego przebija mu buty pinezkami (i jeszcze pyta o pozwolenie). Drzwiami do szopy walą zwolennicy złego i kłócą się, kto ma zabić bohaterów. Jakiś pomocnik podaje Harremu "spektry molekularne" - chyba materiał wybuchowy. I wtedy zaczynam kasłać i się budzę.

Nie dowiedziałam się jak zginie Voldemort.

niedziela, 2 września 2012

skąd wziąć rajstopy w inym wymiarze?


W poprowadził nas do mieszkania swojej znajomej. Wlazłyśmy do bloku i na jakieś wysokie piętro, po czym został nam wskazany biegnący w rogu po ścianie biały kabel z jakimiś takimi wypustkami. Okazało się, że to są schody, a nie kabel i prowadzą do małego okienka w ścianie, tak 60cm na 60 cm. Zrobiłam uwagę, że z zakupami może być problem wchodzić, ale wlazłam. Po czym mnie zatkało, bo okazało się, że to bynajmniej nie wejście do mieszkania tylko do innego świata gdzie mieszkanie jest. Było to tak – koleżanka W znalazła ten świat, a stwierdziwszy, że mieszkania tam są, a za to nie ma ludzkości, to może sobie jedno zająć, co też uczyniła. Dziwny to widok, kiedy idziesz wzdłuż bloków-urwisk i widzisz okna, czujesz się obserwowana, ale wiesz, ze ludzi tu nie znajdziesz. Za to znalazłyśmy strumień z masą kolorowych ryb, które łapałyśmy do wiadra, żeby zobaczyć co to. Wydawały mi się podobne do gurami, przynajmniej niektóre, w większości były niebieskie, ale wydaje mi się, że  widziałam też brzankę i danio. Żałowałam, że nie mam siatki z rajstopy, ale w tym wymiarze podejrzewam ciężko o rajstopy w ogóle.

sobota, 1 września 2012

babcia a bagno

Dziś wracałam z bagna, wyprzedziłam sporo babcię, której spuchła cała noga i marudziła strasznie. Przeszłam przez tereny gdzie po zmroku są smoki i trzeba tamtędy chodzić z dzwonkiem, żeby się nie zgubić. Zostawiłam ją samą i obawiałam się konsekwencji, bo nie wyglądało, żeby mogła sama dojść. Potem wszyscy, łącznie ze staruszką byliśmy na weselu i jadłam szpinak z sałatą.