Strony

sobota, 30 czerwca 2012

skarpetki symbolem buntu?


Niewiele pamiętam z tego snu.
Po pierwsze fioletowe skarpetki, po drugie, dostawę książek. Miałam szczery zamiar spędzić czas siedząc w fioletowych skarpetkach nad książką, ale niestety dałam się namówić żonie na wyjście gdzieś (prawdopodobnie do teatru), porzucenia książek i zmiany skarpetek na nudne w kratkę. Ot taka zdrada ideałów.

czwartek, 28 czerwca 2012

sukcesja w polityce, piękna rzecz

Stoję sobie pod salą gimnastyczną i obserwuję jak na narratora przystało i widzę jak przychodzi trzech panów odzianych jakby się wybierali na plan filmu fantasy. Zostawiają miecze, bo ochrona z mieczami nie wpuszcza, a pobierają długie rytualne noże i wchodzą na salę, gdzie się odbywa akurat dyplomatyczne spotkanie. Na spotkaniu rzezają trzech innych panów, żeby przejąć władzę. Okazuje się, że tak się właśnie ustala kto rządzi w tym systemie. Miałam też wgląd na odświętnie ubrane damy, które przy herbatce omawiały sprzedaż swoich mężów przegranych w walce o władzę. Tak piły tę swoją herbatkę z malutkich filiżaneczek, oczywiście z odgiętym paluszkiem, i plotkowały o tym jak to muszą wreszcie sprzedać tych mężczyzn. Niestety w to idealne społeczeństwo wkradł się skandal, bo okazało się, że jeden z panów, który miał nie żyć nie dość, że nie został zabity i się ukrywa w kontenerze to jeszcze do tego jest gejem i ma kochanka.

środa, 27 czerwca 2012

na ryby by


Staw mojego dzieciństwa, teraz wiem, że to była nieledwie kałuża, ale dla małej dziewczynki z siatką na ryby zrobioną z rajstopy to był raj. Oczywiście jak większość cudów dzieciństwa staw już nie istnieje. I oczywiście  kiedy istniał pozostawał niedoceniony przez moich rodziców i dziadków. Wiadomo, że małe dziecko nie może chodzić nad staw samo, a dorośli są zawsze zajęci. Dlatego bardzo rzadko miałam okazję chodzić na ryby. A kiedy byłam już dość duża na samodzielne wyprawy, staw zaczął maleć i zniknął. Do tej pory nie mogę im wybaczyć, że nie chodziłam tam częściej.

I teraz właśnie miałam sen o chodzeniu na ryby. We śnie rzeka Bzura płynęła dokładnie za moim płotem. (świat za płotem zawsze był tajemniczy i wielki), a ja chciałam iść tam na ryby. Ale było już ciemno, a wiadomo, że dzieci nie mogą chodzić po ciemku, bo jak mawiała babcia ktoś je wciągnie w krzaki, a poza tym na ryby nie wolno chodzić samemu, bo można się utopić. Dlatego mama obiecała, że ze mną pójdzie, ale oczywiście zajęła się czymś innym i nie bardzo jej się chciało. Robiła omdlewające miny i przewracała oczami ale nie poszła. Chciałam iść z sąsiadem, który we śnie okazał się być moją kuzynką, ale to też spowodowało kłopoty. Jej nowy pies, doberman chciał mnie pogryźć. Ledwo go utrzymała na smyczy tak się szarpał. Musiała go zamknąć w domu.

Potem jadąc gdzieś z rodziną i P, obserwowałam księżyc przez okno. Była pełnia, idealny czas na ryby, ale P też nie chciał iść. Na obiady to czasem się wybiera, ale na ryby wieczorem nie, bo musiałby wracać nocą do domu. Ja nie zaproponowałam noclegu. Byłam wściekła, że nikt nie chciał.

W końcu uznałam, że skoro już kiedyś byłam na rybach z O i M to tym razem też się wybierzemy. Pojechaliśmy tam A4. Ale nad wodę nie dotarliśmy, bo O chciała po drodze coś zjeść i wpadłyśmy do restauracji. Zamówiłyśmy oczywiście smażoną rybę. Niestety kelnerka poinformowała nas, że ryba wyszła i nie będzie, chyba że złowimy i przyniesiemy. Ale z rybami we śnie to jak z regułą autobusową. Jeszcze nigdy niczego nie złapałam.

wtorek, 26 czerwca 2012

nie umiem latać we śnie, ale umiem latać na miotle…widzę tu jakiś przytyk ze strony podświadomości

Miałam męczącą noc. Dwa razy musiałam okrążać Warszawę na miotle zanim znalazłam zjazd na Ożarów. Do tego wyleciałam tak daleko poza miasto, że widziałam górującą nad krajobrazem Sochaczewską wieżę ciśnień. Chciałam ją pokazać białemu gołębiowi, ale nie wydawał się przejęty. W dodatku moja matka wygrała konkurs na trzy najgorsze kwiaty i w nagrodę dostała mega wielkie donice. Trzy sztuki, takich ceramicznych, emaliowanych donic. Każda tak na oko po 50 litrów. I wsadzała do nich takie zeschłe badyle, z których najlepszy był co najwyżej ledwo zielony. Pomyślałam, że może przynajmniej donice się do czegoś przydadzą.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

zestaw szefa kuchni czyli przegląd tygodnia


W desperackiej  probie niezapomnienia innego snu mózg rzucał mną po jakiś skrawkowych senkach.

Po podstawówce, gdzie usiłowałam przenieść kolekcję motyli,a dziecko znajomych koniecznie chciało się akurat przytulić i przegnałam je, bo omal tych motyli nie wytłukłam. Po  korytarzu szkolnym, na którym siedziało trzech znajomych kolesi z czasów podstawówki, z których tylko jeden raczył odpowiedzieć na moje cześć, a pozostali olewali mnie i zbyli pogardliwymi komentarzami.

Po boisku, na którym grałam w drużynie zwycięskiej  chłopaków przeciwko dziewczynom i nie wiedzieć czemu grałam jako chłopak, o czym potem dyskutowałam z kapitanem drużyny i autorem gola.

Znów po korytarzu szkolnym gdzie nie mogłam znaleźć swojego planu lekcji dla 3b.

I po ponurym wejściu do podziemi, zamkniętym na trzy spusty, do którego bałam się zbliżyć.

I po plaży, którą podświadomość uznała, za świetną scenerię do zakochanego kundla, chyba tylko dlatego, że mogła dać scenę jak bohaterów gonią po plaży zazdrosne kraby klekocząc szczypcami. Zazdrosne, bo najlepsze partie dla nich to krewetki, które są co prawda z dobrej rodziny, ale szybko kończą w garnku więc są tylko tymczasowymi żonami.

A na końcu kiedy wyszywałam na płaszczu oświadczyny jakiemuś księciu z bajki, przyszedł mój ojciec, rozwalił się w fotelu i stwierdził o bohaterce filmu, że nie ma dowodów, że jest zakochana i na pewno przyszła tylko zrobić sobie skrobankę. I tak popatrzyłam na niego, potem na płaszcz z oświadczynami i stwierdziłam, że za diabła nie wyjdę za takiego chama i buraka i przestałam wyszywać.

Incepcja – ur doing it right


mój dzisiejszy sen wzniósł się na szczyty technicznej wirtuozerii i wykształcił sobie poziomy niczym z Incepcji

Poziom 1

Siedziałam w Sochaczewie i marudziłam rodzinie, że sen mnie znów przeniósł do Sochaczewa. W oczekiwaniu aż się obudzę zrobiłam sobie herbatę. Wtedy zniknęłam stamtąd, ponieważ się obudziłam,.

Poziom 2:

A obudziłam się w moim Warszawskim mieszkaniu, w którym mieszkałam z lokatorami i znów zaczęłam wyrzekać, że dalej śpię. Mieszkanie było puste i owiane atmosferą tajemniczości.  Najpierw wstałam i znalazłam dowody na to, że śnię, otwarte szafki w kuchni/pokoju. Stwierdziłam, że już kiedyś miałam taki sen i wiedziałam czego oczekiwać, szafki były znakiem, że śnię. Potem jako kolejny znak pojawiła się, krótkowłosa laska w nocnej koszuli, którą miałam molestować, co przyjęłam z dekadencką rezygnacją. Miałam ten sen mam już tyle razy, że pamiętałam co ma się wydarzyć, byłam tak znudzona, że nawet tę molestację sobie darowałam. Gdzieś po drodze  jeszcze zakochałam się w kobiecie, która okazała się siedmioma kobietami. I to wszystko robiłam z wrażeniem, że to tylko sen i śnię go w tej formie po raz enty. Nie jestem w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć, bo nie przypominam go sobie z innych nocy, ale cóż wiele snów się gubi.

Poziom 3:  

Wtedy się znów obudziłam. Koło mojego łóżka znalazłam rozrzucone przedmioty, w tym dwie pomarańczowe koszulki do ewakuacji (takie oczoje...kolorowe cholerstwa, które zakładają szefowie teamów w czasie alarmu pożarowego, żeby ich było lepiej widać i można było za nimi iść). Zawołałam moich lokatorów (w tym laskę, która nie znosi tego, jak opowiadam sny, i z którą w życiu bym nie zamieszkała) i pokazałam im to. Stwierdziłam, że za każdym razem kiedy się budzę, znajduję taki burdel i że muszę pewnie chodzić we śnie,a one zasugerowały odwiedziny księdza jako rozwiązanie. I wtedy się obudziłam.

A ponieważ jest dziś poniedziałek, mam alergię na własne koty, za oknem jest syf, malaria i nic mi się nie chce – uznaję, że tym razem naprawdę się obudziłam.

niedziela, 24 czerwca 2012

wywnętrzyła się kobitka


zapomniałam dodać dziś rano całego kawałka snu, chociaż możliwe, że niemożliwe poszatkowanie tego snu odstręczyło mój poranny mózg (czy też jego brak) od próby składania tego do kupy.

No więc, zakochana para spożywała sobie właśnie obiad kiedy dziewczyna zaczęła się krztusić, padła na kolana po czym w konwulsjach wyrzygała swoje wnętrzności. Pan zaskoczony tym faktem ogłosił w radiowęźle górskiego rajdu, ponieważ był wtedy w górach na rajdzie „słowo chwały dla mojego ojca”. Zwrócono mu uwagę, żeby nie spamował ale wreszcie ktoś się zorientował, że umarł mu ojciec i tak to ogłasza. Ale nic to. Grunt, że kiedy szedł na wojnę, zaoferowano mu dowództwo, ale on zapowiedział, że zgodzi się pod warunkiem, że Anna (ta od wnętrzności) zmartwychwstanie. Dlatego wysłali go do niej na księżyc, gdzie faktycznie czekała ale nie była już człowiekiem ponieważ była przemieniona.

no…jak widać nie na logikę z przed pierwszej kawy

prezydent nie chciał ze mną rozmawiać


Dziś śniło mi się, że terroryści wzięli cały pociąg z pasażerami na zakładnika. Jakoś tak sprytnie złapali go w pułapkę, że jeżeli się ruszy, albo jeżeli się spróbuje uwolnić pułapka go zmiażdży.  Za pociąg zażądali artefaktu. Poprosiłam A.C. żeby zadzwoniła do prezydenta z prośbą o pomoc, ale ona zamiast jasno wyłuszczyć o co chodzi tak krążyła opłotkami, że się poddał. Na przykład mówiła, że jak się dowie co ona ma do powiedzenia zrobi ją ministrem, tyle że oczywiście nie mówiła co ma do powiedzenia. Zabrałam jej słuchawkę i chciałam się sama dodzwonić, ale nie pamiętałam kim właściwie jestem w tym śnie. Sekretarka spytała, kto dzwoni, a ja na prędce wymyśliłam jakieś nazwisko i imię. Oczywiście prezydenta do telefonu nie poprosiła.

Potem byliśmy w pokoju, my, jakiś chłopak i złole. Byłam święcie przekonana, że ten chłopak ma artefakt, w zasadzie to powinnam był trzymać budzie na kłódkę, ale się wygadałam, że wiem. I wtedy on się wygadał, że artefakt ukrył na zewnątrz i nie zabrał go ze sobą. Mówienie o tym było kiepskim pomysłem, bo źli i niedobrzy od razu zorientowali się, że mają łatwiejszą robotę. Nie będą musieli szarpać się z nami i uciekać z pokoju z artefaktem, wystarczy że pokój opuści informacja o tym gdzie on jest.

Wygląda na to, że nie nadaję się na szpiega i w dodatku nie umiem mówić jasno o co mi chodzi.

sobota, 23 czerwca 2012

takie tam zbiorcze


Szybko podsumowując sny z 21 i 22, 23 snu nie ma, bo sąsiedzi wyjechali na działkę i nie wzięli swoich nastolatków. Nastolatki co logiczne zrobiły imprezę i nie dały mi normalnie spać. Tak więc sen nie miał pola do popisu.

21 za to śniłam, że umówiłam się z  G an moście, a on mnie olał i poszedł zamiast tego na randkę. A potem przez cały sen wszyscy mnie olewali i obudziłam się z poczuciem, że wszyscy mnie ignorują i nikt mnie nie lubi. Wobec tego bezmiaru doła, nie zapisałam snu od razu.

22 pamiętam tylko końcówkę snu, jak siedziałam w tramwaju i wyciskając pomarańcze wyjaśniałam rodzinie, że egzamin, który zdałam był ustawiany i żądałam przeprowadzenia go od nowa.

środa, 20 czerwca 2012

only war


Dziś w nocy Hitlerowcy, etatowe zło, okupowali Polskę. I nie dość, że ją okupowali to jeszcze kazali nam (pracownikom mojego korpu) walczyć za nich z partyzantką. Sformowali z nas oddziały i popędzili nas do bitwy. Dla mnie to była pierwsza bitwa, ale niektórzy już byli bardziej doświadczeni. Iza wzięła ze sobą linę i przewiązała się w pasie, niektórzy szli związani po trzy osoby. Powiedzieli mi, że dzięki temu jak będziemy szli falangą to nie zwolnię i nie zostanę w tyle. W tym sensie ta wojna przypominała żywioł wody, który zalewa i niszczy wszystko.

Wyszliśmy za pierwszą bramę, gdzie tłusty hitlerowiec trenował swój oddział morderców. Mruknęłam pod nosem, że to typowy germański kurwa oprawca, ale natychmiast mnie uciszono, lepiej żeby nas nie słyszał. Już wtedy zaczynałam czuć, że moja obecność tutaj jest głęboko bez sensu. Nie tylko dlatego, że bijemy naszych, ale dlatego, że musimy się nawzajem zabijać.

Wyszliśmy poza drugą bramę. Czekały na nas za nią dziewczynki, ubrane we wdzianka komunijne i poukładały wianuszki na ziemi. Powtarzały,że to bez sensu iść na wojnę. I tu już się na dobre rozbeczałam, bo ja też nie chciałam iść na wojnę. Zastanawiałam się, czy nie wziąć jednego z tych wianków ze sobą, ale uznałam, że to jednak głupi pomysł.

Bitwy nie pamiętam, ale reszta snów była w klimacie wojny. W drugim śnie X została wyjątkowo irytującym żołnierzem. Dowódca wpadł na pomysł, żeby każdemu wojakowi dać na mundur naszywkę pokemona, którego mamy poznać i się z nim identyfikować. Nie pamiętam jakiego dostałam ale miał wyjątkowo lamerski atak. X miała Miu, ale niestety u niej też to było lamerskie. Siedziała sobie pod mostem, w zagrożonym przez wroga miejscu i ignorując wszelkie prośby i groźby siedziała tam obrażona i mówiła, że nie rozumie.
Wreszcie miałam dość narażania naszych wojsk dla takiego upartego muła, stwierdziłam, że pierdolę i poszliśmy sobie. Wtedy wyszła.

wtorek, 19 czerwca 2012

rybiący wieżowiec


No więc – nie nie chodzi o wieżowiec jadący śledzikiem, ani inną rybą. Chociaż diabli wiedzą, bo ryba występująca w tym śnie jest mega wielka i zajebiście się nadaje na symbol konsumpcjonizmu i wytwór moich wyrzutów sumienia.

W wieżowcu nieznana mi młoda para brała ślub, na którymś z ostatnich pięter. Stali sobie odpicowani na na podeście, a za nimi leżała ogroooooooooooooomna ryba (mam wrażenie, że dałam za malo o). Ryba wyglądała jak skrzyżowanie jakiegoś pomarszczonego, głębinowego brzydactwa z kaszalotem w worku. W wielkiej mordzie , od ucha do ucha (chociaż ryby nie mają uch z wyjatkiem przysłowiowych śledzi) miała  kilkanaście dwulitrowych butelek z napojami gazowanymi, autorstwa znanych korporacji, a na dany znak przechyliła pysk i wychlała wszystkie te napoje jednym haustem. Potem musiałam iść i zapłacić za coś kartą, nie bardzo wiedziałam za co, bo nie przypominam sobie, żebym cokolwiek kupowała, ale zapłaciłam. Wychodząc miałam nieodparte wrażenie, że wybuliłam za to co wychlała ryba (równo tyle zapłaciłam ile wydałam na osiatkowanie okien antykotowe na jawie) Dostałam też owsiane ciasteczko, które przyznam dziwi mnie w tej historii. Byś może pojawia się jako metafora alternatywy posiadania lub zjedzenia ciasteczka. Czyli kasa albo siatki.
Potem jakaś dziewczyna, pojawiła się z typowego nienacka i zaczęła bić ludzi. Z bliżej nieznanego mi powodu ale bardzo efektownie. Robiła to z wyjątkowym entuzjazmem i fachowo, w sposób sugerujący, że ona jest tą dobrą, a oni tymi niedobrymi. W każdym razie ta akcja wywołała panikę i wszyscy schodziliśmy schodami w dół żeby się wydostać z wieżowca.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

uwaga schodek dek dek dek

Szłam dziś na wykład prowadzony przez prawdziwego żyda. Nie wiem o czym, ale kiedy wyszłam spotkałam E. i jako pierwszą rzecz, którą zrobiła na moich oczach to potknięcie się i spadnięcie ze schodów. Konkretnie z trzystopniowych schodków, które kończyły się niespodziewanym spadkiem. Każdy trafiał na ten spadek zamiast na schodki. Pamiętam, że taką wpadkę zaliczyło już z 11 osób przed nią. Normalnie pułapka na ludzi.

niedziela, 17 czerwca 2012

niskie ciśnienie dziś, pada na mózg


Przez dziurę w ziemi, pod korzeniami,

Przeskakiwałam między światami,

Pierwszą wyprawę podjęła dusza,

Dopiero potem reszta mnie rusza,

Fauna w tym świecie jest osobliwa,

Pomutowane latają dziwa,

Ciało przejęłam, robiąc za ducha,

Mój opętany – okrągła mucha,

Chciałam polatać nad dolinami,

Lecz się zderzyłam z zło-pająkami,

Szybko więc musze dałam ostrogi,

i dalej w nogi!

Los by mnie czekał pewno ponury,

Gdybym nie zwiała szybko do dziury,

Rozsądnie uznać, że już nie wrócę,

Wrota z pamięci całkiem wyrzucę,

Lecz choć walczyłam z sobą zażarcie,

Nie zadziałało żadne wyparcie,

I znów przelazłam jak głupia pała,

Tym razem cała. :/

A tu pajęcza czeka królowa,

Z synem mnie swoim żenić gotowa,

Trochę mnie mierzi to widzimisię,

Lecz lepiej w związku niż w jadłospisie.

Chociaż ja nie wiem jak mnie wyrucha,

Przecież ja mucha!

Nie wiele myśląc dałam więc w długą,

I rozmazaną stałam się smugą,

W krzakach przede mną jakieś ptaszydła,

Swoje zielone czyściły skrzydła,

I znów odkryłam gatunki nowe,

Bo ptactwo było całe pluszowe,

Kiedy tak gnałam co much wyskoczy,

Z guzików na mnie łypały oczy,

I chociaż stwory te nie istnieją

Są mą nadzieją.

Bo jeśli tylko dotrę do lasu,

Wyprodukują dawkę hałasu,

no i na tym sen się kończy

sobota, 16 czerwca 2012

rozytłam się przez to weselne żarcie


Dziś sen mnie zrobił podstarzałym weteranem z jakiejś amerykńskiej wojny. Weteran poszedł na ślub i przemawiał, przy czym okazało się, że teraz pracuje jako księgowy. Z przemówienia ogólnie wynikało, że facet jest spoko, niestety okazało się, że trochę był na bakier z etyką w czasie wojny i grozi mu sąd. Groził wszystkim swoją władzą księgowego jeżeliby mieli zagrozić pannie młodej. Planował w dodatku zabić świadka, ale okazało się, że sprzątnięcie świadka tak żeby nikt nie zobaczył to spory problem. Facet wyraźnie czuł się zagubiony w nie-wojennej sytuacji. Koledzy z jakiejś okazji kupili mu książkę o wojsku. Wielka cegła traktująca o wojsku w różnych krajach, nawet tak małych, że tego wojska jest całe 8 osób, odzianych w lwie skóry i trzymających straż przed królewską komnatą.

Potem byłam na weselu, ale w domu i jadłam masę potraw, które zostały, bo goście nie dopisali. Nie wiem gdzie zmieściłam całe to jedzenie. Bigosy i kartofle i fasolka szparagowa…i cały czas chciałam więcej. Pamiętam też że w domu na miejscu pieca stała babcina komoda (mająca coś wspólnego/podobna do komody/kufra na posterunku policji śnionym później)

Potem byłam na komisariacie, gdzie znaleźliśmy tajną skrytkę, a w niej….hmmm..stajnię. W stajni koziorożca, który złapał mnie zębami za rękę kiedy go usiłowałam pogłaskać. Pewnie zmyliła go rękawiczka. Potem już mi się udało. Wielkie bydle było jak koń, białe, włochate i miało kozie rogi. Ktoś mi tłumaczył, że koziorożce nie istnieją, ale ten najwyraźniej istniał. W stajni były też inne zwierzaki i stara skrzynio-komoda. Znaleźliśmy tam klisze fotograficzne, które zabraliśmy jako dowody. Były owinięte w koce dla ochrony przed światłem.Masy rzeczy nie mogliśmy zabrać, np zwierząt, ale dowody mogliśmy zatrzymać.Dowody wskazały jednoznacznie, że mam własnego stalkera, który okazał się po dłuższym śledztwie byłym kolegą z pracy. W życiu bym go nie podejrzewała, byłam w szoku. Okazało się że po latach, kiedy wyszedł z wiezienia dalej za mną łaził. Biegał za samochodem i śledził. Pomimo tego, że się roztyłam i byłam grubą babą. Nie wiem czemu przypominał mi złego klauna z Mac Donalds.  W dodatku okazało się, że miał wspólnika, który okazał się być inżynierem z naszej firmy, a widziałam go jak rechotał trzymając w rękach garść kijów od szczotki.

piątek, 15 czerwca 2012

dla takiego snu warto zaspać :)


No więc scena pierwsza – stoimy na ulicy i gadamy z duchem- tak z duchem. Czy wspominałam, że jesteśmy agentami FBI? Tym razem sen czknął moją sesją rpg w Archiwum X.  I to jak czknął. Moja agentka jest wiedźmą. Jest bo jest, w zasadzie nie wie co umie, a przede wszystkim nie wie czego nie umie, więc to robi. Partner nie jest wiedźmą i zgodnie z konwencją, że w zespole może być tylko jeden dziwak wydaje się być normalny (do czasu snu obawiam się). Duch z którym gadaliśmy zeznał, że demoluje sobie ulicę od czasu do czasu (widać było po pustych i potłuczonych butelkach po piwie, nie naprawdę to był duch, a nie pseudokibice na Euro, chociaż telewizor z meczem też mi się śnił), kiedy ludzie nie chcą z nim iść na układ. Układ jest taki, że on coś dostaje, a w zamian za to spełnia życzenia. Odniosłam wrażenie, że chodzi o zabawki jakieś. Dla zademonstrowania jak to robi duch (narwany typ) wlazł do domu przy tej ulicy. Nie ma go i nie ma więc postanowiliśmy sprawdzić, czy komuś nie zrobił czego złego więc weszliśmy za nim. Dom mega duży w środku i trzeba było się rozdzielić, partner na lewo, ja na prawo. Wreszcie po minucie błąkania spotkałam staruszkę, której zamachałam legitymacją i spytałam o ducha. Staruszka jak się okazało, zna gościa, często oddaje mu zabawki, zwłaszcza sobie taki kołowrotek upodobał, ale dostał kilka i się skończyły, w sklepach nie ma, a ona swojego ostatniego nie odda, bo kolekcjonuje.

Jakoś tak od słowa do słowa wyszło mi, że baba jak nic też jest wiedźmą. Starą w dodatku. Wyszłyśmy na podwórko i patrzę, a tu za ogrodzeniem w ogrodzie nad stawem nagrobek, biały zresztą. No to uprzejmie mówię

- jaki ładny nagrobek.

Baba równie uprzejmie odpowiada – a dziękuje to mój.

- a czy mogę zobaczy?

- a nie ma problemu, oczywiście. Tędy proszę. Uwaga na zaklęcia ochronne, trzeba od strony wody.

oczywiście okazało się że w wodzie błoto, wiec musiałam po murku iść. No ale się dostałam i oglądam. Widzę datę śmierci.

- o miała pani 41 lat – zagaduję

- a nie – macha ręką baba – to tylko dla zmyłki

Patrzę jeszcze raz, faktycznie teraz nagrobek wygląda inaczej i sądząc po nim baba sławna była, bo i w AK służyła i była matką Fryderyka Chopina i w ogóle. Wszystko walnięte złotymi literami. Już się miałam rozpłynąć w zachwytach (pomimo ignorancji, bo wyraźnie oczekiwała, że coś konkretnego zauważę) kiedy za murkiem zobaczyłam mojego partnera i dwa duchy. Agresywne w dodatku, to je dmuchnęłam czymś co chyba było psi-ballem (po zrezygnowaniu z pierwotnej koncepcji, kuli ognia, bo ratowany nie ma się upiec). Duch męski znikł, a kobiecy został. Rudy, młody, blady, z pałającymi jak u Mickiewicza w utworach ślepiami. To się go pytam co chce, a ta mi zęby ostre szczerzy i mówi „sekcję zrobić”. No to się zirytowałam, że mi tu ktoś partnera za życia chce sekcjonować, złapałam ducha za fraki, przyciągnęłam jej gębę do samego ogrodzenia i mówię (dokładnie nie pamiętam co, ale było zajebiste), że jak się nie odczepi to ją zamknę w takim miejscu, że pożałuje że się urodziła. Chyba się wystraszyła bo zniknęła.

Po czym partner okazał się debilizmem, bo stwierdził – chodźmy zanim ona się zorientuje, że Samanta (moja agentka) nie umie tego zrobić.

Oczywiście moja agentka się oburzyła, bo że skąd wiadomo, że nie umie. Przecież nie próbowała, więc jest prawdopodobne, że umie. W każdym razie jakoś chwilę później, po jakimś sennym zawirowaniu. Stoję na placyku i widzę jak owa duszyca machnięciem dłoni zapala świeczki na murze, potem je gasi, a potem mój partner w taki sam sposób je zapala, co go oczywiście duchowo zbliża do duszycy, bo nabiera nadnaturalnych umiejętności. (we śnie ma sens). Najwyraźniej zrezygnowała z sekcji na rzecz  seksji, chociaż niewykluczone, że zakończonej jednak krojeniem. Mściwą duszycą albowiem ona była. Zirytowałam się i mu mówię, żeby nie zapalał tych świeczek, bo daje się opętać, a on mi na to, że się daje ponieważ ja nie daję (podtekst dla opornych w myśleniu).

Na pytanie, o co jej u licha chodzi duszyca stwierdziła, że ją skrzywdził. Zrobił oczy jak spodki, bo oczywiście nic nie wiedział o żadnym krzywdzeniu, ale uświadomiłam mu, że równie dobrze mógł ją zamordować w poprzednim wcieleniu i nic nie pamiętać teraz. Chyba trochę zwątpił.  W ten deseń można każdego o cokolwiek oskarżyć więc postanowiłam wniknąć w temat. I dopytałam, co duszyca ma na szy, bo widziałam wisiorek z datą i napisem. Pochwaliła się, że ma tam imie szatana. To patrzę THEOSIS- no raczej nie. Odwróciła do góry nogami i faktycznie stoi jak byk „IMIE OF SZEITAN”- ale musiałam niestety rozwiać jej pewność bo po on znalazłam ślad po odpadniętym „P” a kimkolwiek by nie był SZEITANP nie brzmi to już tak dobrze. Znalazłam też datę i w niej też brakowało literek. Dopytała ją i duszyca uważała, że to data jej śmierci. A umarła, bo na ślubie zakochała się w młodej parze ( w Gdańsku to było).

- straszna śmierć – stwierdziłam.

A wtedy wkroczyła moja świadomość i powiedziała, kto niby nosi na szyi datę śmierci i to już powycieraną i zużytą? Glupie. A tak w ogóle to już za 5 siódma i zaspałaś.  (sen zajął maksymalnie od 6:30 (budzik, który słyszałam ale olałam) do 6.55 kiedy się urwał.

czwartek, 14 czerwca 2012

piwo przed snem wywołuje szkołę we śnie?

Dziś śniłam szkołę i lekcję geografii. Tylko, co niestandardowe nie byłam nastolatką tylko miałam tyle lat co teraz. Geograf był zawsze w szkole dziwakiem i despotą i wszyscy się go bali. Tym razem sprzeciwiałam się na każdym kroku, zbierałam opiernicz, ale się sprzeciwiałam. A on miał dziwactwa. Kazał mi np pisać  w zeszycie od tyłu, pytał o koleżankę, której dawno nie widziałam i wspominał rok w Ameryce, gdzie przeżył załamanie nerwowe (nigdy naprawdę tam nie był) i coś o dziwnej religii wspominał. Wszyscy robili co każe jak barany, a ja czułam, że jednak dorosłam po drodze.

wtorek, 12 czerwca 2012

łooooooo cienki bolek łoooo łooooooo łoooooooo!


Dziś w przeciwieństwie do wczoraj SPAŁAM..sukces po niedzielnych 2 h snu, które wystarczyły, żeby mnie czasoprzestawić i przekonać, że jest środa dziś. Niestety niewiele pamiętam.

Przede wszystkim pamiętam kupowanie kubka z nadrukiem. Pamiętam też dziewczynę gangstera, która chciała go zostawić, ale koniecznie dla jakiegoś chudego i cienkiego bolka. Nie wiem czemu tak, bo widać było, że gangster przyjdzie i bolka załatwi z miejsca. Miała kręcone popielato-blond włosy i tańczyła na scenie, żeby tego bolka przywabić. Potem znów, ktoś pytał, czy chcę kupić kubek.

Boże Narodzenie, a kwestia bandytyzmu


no to czas na coś z sennego archiwum

Jechałam sobie spokojnie samochodem, w towarzystwie nieznanego mi faceta. Wieźliśmy lampki, światełka choinkowe i kartki grające na Boże Narodzenie, aż tu nagle zorientowałam się, że mija nas samochód przestępców. Byłam pewna, że nas nie zauważą, a nawet powiedziałam, że mamy szczęście. I właśnie wtedy lampki się zapaliły, a kartki zaczęły grać. Oczywiście bandycie nas zauważyli i zaczęli nas ścigać. Pewnie by lepiej nam szło to uciekanie, gdybyśmy jechali samochodem, a nie na kocyku odpychając się rękoma (takie ćwiczenie z gimnastyki korekcyjnej). Potem skończył nam się śnieg, po którym się ślizgaliśmy i musieliśmy zwiewać na piechotę.

ten nudny, bo nie dość że o szkole to jeszcze o pracach domowych


No skoro już jeden świąteczny sen z archiwum był to i drugi nie zaszkodzi. Jak czytam to się zastanawiam jak ja mogę nie pamiętać jak byłam nastolatką.

W tym śnie wklejałam kartki bożonarodzeniowe do albumu, a jedna  z nich bardzo spodobała się mojej koleżance i chciała ją dostać. Tak się dopraszała, że oddałam jej tę kartkę (wtedy zbieranie kartek było całkiem modne). I okazało się, że to wszystko robiłam na lekcji, bo ktoś (zołzowata nauczycielka) powiedziała, że ściągam zadanie domowe. Rzecz jasna nie ściągałam (chociaż czasem mi się zdarzało) więc stwierdziłam tonem oburzonej niewinności, że prace domowe robię sama, albo z mamą, albo wcale ale nie ściągam.

Jakie problemy taki koszmar widać

diabeł nie koń normalnie


Skoro i tak tkwię przed komputerem sprawdzając co minutę co nowego na boisku to mogę dodać jeszcze jeden archiwalny sen.

No więc, na szczęście dowiedziałam się, że jeden taki ciemny typ chce mnie porwać. Udało mi się tego uniknąć na szczęście. A potem wystartowałam w wyścigu. Impreza była dwuczęściowa – pół drogi na piechotę, a drugie pół na koniu, potem znów na piechotę do mety. Ja oczywiście jak ostatnia pierdoła dobiegłam do miejsca pierwszej zmiany, gdzie sobie przypomniałam, że nie mam konia. Na szczęście dla mnie facet od porywania uprzejmie zamienił się w czarnego konia i mogłam kontynuować wyścig. Nie specjalnie mi się uśmiechało zostawiać konia na miejscu drugiej zmiany więc zabrałam jakiemuś gościowi jego numer startowy (1), założyłam go na konia i dalej biegliśmy razem. Oczywiście wygraliśmy, ale lekarze poinformowali nas, że jeszcze trochę takiego biegania, a byśmy umarli. Na konia zdaje się wołałam „Diabeł”.

taki typowy sen przy którym psychoanalityk posikałby się ze szczęścia. Jako, że koń będący symbolem uniesień porywających człowieka jest tu jednocześnie porywającym człowiekiem. I o ile nie chciałam dać się porwać człowiekowi, to na konia wsiadłam od razu. O ile pamiętam w legendach istnieje potwór porywający ludzi do wody, a ukrywający się pod postacią konia. I muszę przyznać, że jako symbol energii i siły koń znakomicie się sprawdza. Nigdy nie pisałam i nie myślałam o dziwnych kwestiach tyle co wtedy.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

iguano-katapulta


Dziś sen przypomniał mi, że nadal pamiętam granie w Wiedźmina, ponieważ ganiałam wiedźminem po mieście, do którego miało się zdesantować Temerskie wojsko. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że miało po drugiej stronie rzeki mega katapultę wystrzeliwującą olbrzymią iguanę do miasta. Przez mega, mam na myśli większą od autobusu. Oczywiście było picie eliksirów i bieganie po piwnicach, ale na końcu wszyscy pędziliśmy na autobus do Brazylii schodząc po ścianie z 4 pietra. Myślałam, że to drabinka, ale nie ściana okazała się być zrobiona z pralek i my po tych pralkach tak się wspinaliśmy łapiąc za uchwyty. A prowadziła nas moja szefowa…

ten sen wyprodukowałam koło 4 rano, kiedy już udało mi się zasnąć pomimo nerwów.

niedziela, 10 czerwca 2012

historia łóżkowa z linczem w tle, reguła autobusowa w działaniu dla tramwajów, a nowoczesna urbanistyka i…no cóż kobieta pies z wężami zamiast palców – czyli Hekate we własnej mrocznej osobie.


dziś znów na bogato:

1.

Miejsce – możliwe, ze korytarz mojej podstawówki, albo stacja metra, albo podziemia, albo szpital. Albo ktoś to wszystko wrzucił w blender i zamontował mi we śnie rezultat. We wnęce leży łóżko staruszki, puste, ale dokładnie wiem, że to staruszki. Takie szpitalne łóżko, metalowe, cienka pościel. Prawie się spodziewałam, że jak uniosę kołdrę to znajdę pod nią zwłoki. Na szczęście było puste. Za to przyszły jakieś dwie blond dziunie, takie Jagny,  i zajrzały do szafki stojącej na ziemi/szuflady? i znalazły tam kredki. Dalej pakować sobie na zapas. Więc im zagroziłam policją jak nie przestaną kraść. Obraziły się i poszły.

2. Gonimy sobie spokojnie po mieście elfa, zapewne w celu zlinczowania, kiedy nagle jeden z goniących nadeptuje na płaszcz innego. Płaszcz spada i okazuje się, że jako żywo to też elf, tylko ubrany na czerwono. I zaczyna robić to co rozsądne w tej sytuacji czyli spierdalać.

3. Pierwsza zasada autobusowa sprawdza się też dla tramwajów. Miałam pojechać dwoma, jeden do ciała, a drugi do ducha, jakoś tak. Ale oczywiście traf tu we właściwy numer ha! Z tego co pamiętam potrzebowałam 1 i 12. Startowałam najpierw z przystanku metra, tam trajtek był unoszącą się nad ziemią długą szyną, na której jeden za drugim, na amazonkę (bokiem znaczy) siadali ludzie, a potem szyna mknęła tak z metr nad ziemią i zastanawiałam się, jak te nieszczęsne staruszki się na tym trzymają. Potem miałam spacer pod kasztanami na ryżowej. A potem na jakieś nieznanej pętli, nie wiedzieć czemu kojarzącej sie z Wilanowską wsiadłam w drugi.

4. Śniłam wojnę i miasto, które trzeba było podbić, żeby je ocalić. Brzmi dziwnie, ale chodziło o to, że w środku była stocznia i fabryki i jak już wróg je podbije to zacznie tego używać zamiast zostawić jak my odłogiem. W każdym razie dowodziłam obroną miasta i skoro było powiedziane, że muszą nas podbić, żeby nas ratować to tak pokierowałam akcją, żeby nas podbili. Pamiętam, że zadziałało.

5.Gradów, stoję pod bramą i widzę jak pędzi do nas czarny pies, rottweiler. Zamykam bramę. Za nią jest noc. Pojawia się dziewczynka gryząca jak pies?/będąca psem/ z psią szczęką?. Ma węże zamiast palców. Gryzą, ale gorzej, że plują ogniem. Jak pluną na ciebie to zamieniasz się w kamień. I jak to bywa w snach my weapon of choice – nożyczki do paznokci. ha ha ha! Bardzo śmieszne, obcinałam jej te palce doskakując i unikając przemiany w kamień (meduza?), nie bez pewnych problemów, bo nożyczki małe i tępe. Potem wezwała wielkiego faceta, który też miał palce z węży i też je obcinałam. Pamiętam, że za bramą utkwiła Dorota (intelekt? realizm?) i mówiłam jej, żeby przeszła na moją stronę, bo tu jest bezpieczniej.

sobota, 9 czerwca 2012

szaman, most i pierwsza zasada autobusowa, czyli o tym gdzie się zaczynają schody

Byłam w jadącym autobusie, nagle rozpoznałam osiedle w rodzinnym mieście, i wcisnęłam guzik na żądanie, żeby wysiąść w znajomej okolicy. Tyle, że zignorowałam podstawową zasadę autobusową. Nie ma tak, żeby autobus pojechał tam gdzie chcesz. Więc jak już wysiadłam okazało się, że to bynajmniej nie rodzinne miasto tylko Warszawa. A za osiedlem jest most, którym muszę przejść, bo jestem po zlej stronie Wisły. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie mogłam znaleźć wejścia na most, znalazłam się pod nim. Widziałam masę miejsc, które podejrzewałam o bycie wejściami, ale jakoś żadne nim się nie okazało. Wkurzona spytałam w końcu o drogę jakiś wyrostków bawiących się pod mostem. Wskazali mi schody. Szedł nimi jakiś mężczyzna w garniturze i z parasolem więc uznałam, że zaiste są to schody, skoro chodzą po nich ludzie. No więc nie…schody, kończyły się w powietrzu.  Musieliśmy zawrócić w niejakim zdziwieniu. Wreszcie dotarłam do jakiś metalowych drzwiczek i weszłam przez nie do pomieszczenia, które wyglądało jak skrzyżowanie schronu, autostrady i toru bolidów. Miałam pewne obawy, że stoję na trasie dla samochodów, ale jak się rozejrzałam to się okazało, że inni też po tej trasie chodzą. Ogólnie to podziemia były otwarte dla zwiedzających i strasznie skomplikowane, na ścianach wisiały portrety historyczne i chodziła nawet wycieczka z przewodnikiem.  Mając na uwadze możliwość zgubienia uznałam, że lepiej zapytam wycieczki o drogę, zwłaszcza, że na mapie na ścianie były zaznaczone poziomy lochów i wyglądało na to, że nie wszystkie są zbadane. Podeszłam i zapytałam przewodnika o drogę, a on mi na to, że nie jest przewodnikiem tylko szamanem. Był w towarzystwie dzieci, tak na oko 7-8 lat, chyba trójka. Kazał im poczekać na dole, a sam wsiadł ze mną do windy i wywiózł mnie na górę na most. Most był pusty, zero samochodów, nowa nawierzchnia i popełniłam błąd przez to, bo zamiast chodnika  zaczęłam iść po jezdni. Co prawda nie tylko ja, ale jednak wolałam zejść, bo to nie było do końca bezpieczne. Obok mostu widziałam tarasy i mola, restaurację nad wodą, na palach, a także minęłam pomnik w parku,  mający formę wielkiej pochodni. Potem już po drugiej stronie w parku, opowiadałam komuś, że spotkałam szamana.

piątek, 8 czerwca 2012

od bitwy do roweru

Szliśmy z wojskiem i paliliśmy wsie. Ale szło nam dość kiepsko, bo na sto tysięcy luda zabitego, traciliśmy 250 tys naszych. Za dużo chłopstwa w armii podejrzewam. Gdzieś po drodze wpadłam na pomysł, że może by tak te wrogie formacje srebrnymi kulami tłuc. Do tego czasu straciliśmy kilku ważnych znajomych, bo im ktoś w bitwie poderżnął gardło. Wtedy koleżanka znów poszła na urlop i druga z westchnieniem stwierdziła, że to już pewnie początek końca. Ale mimo to wystartowałam w wyścigu rowerowym, i nawet (chociaż przy pomocy pewnej doktorantki) dotarłam do mety i to trudniejszą trasą przez skrzyżowanie. Oczywiście dostałam mega ilości odcisków, w dziwnych miejscach i potem siedziałam i je przekłuwałam. Ale jak Dorota powiedziała, że można by jeździć rowerami do puszczy to poleciałam do matki, żeby mi kupiła rower górski, oczywiście odmówiła, ale ojciec się zgodził.

czwartek, 7 czerwca 2012

dramat to dramat

Dziś czytałam matce swoje dzieło własnoręcznie napisane – dramat podniosły. A ona się zachwycała i mówiła jakie to boskie, podczas kiedy ja się dziwiłam, bo uważałam, jak tak słuchałam tych wypocin, że dramat jest do dupy zupełnie.

środa, 6 czerwca 2012

kafelek pełen snu i pomarańczowy kapelusz


to lecim:)

Nie wiem czemu nocowałam u Anki z Julitą albo u Julity  z Anką. Zwłaszcza, że jeżeli spałam z Anką u Anki ale bez Anki, to dziwne się robi. W każdym razie nikomu się nie chciało wracać do domu więc zostałam na noc. Mama Anki miała zagwostkę kiedy nas rano zastała śpiące w salonie. A potem w domu mamy Anki moja mama wymieniała się na kapelusze z  Dorotą. Żółty na pomarańczowy. Oba oczojebne. Gdzieś po drodze w tym śnie występował kafelek od pieca, czy też taki kuchennej glazury. Biały z brązowym wzrokiem. Nie sprecyzował po co występował.



(aaa Dorota opowiadała, że oglądała „Alicję w krainie czarów” – a tam kapelusz gra dość istotną rolę)

mój mózg wypluwa to co zjadł w tym roku

Biegałam jako jakiś ciemnoskóry mięśniak  z gołą klatą, w towarzystwie rebeliantów. Cel rebeliantów – przemknąć się z tajnej podziemnej, industrialnej klasycznej bazy zła do świata gier komputerowych. Dobiegamy do ślepej uliczki,w której tkwi interesujący nas otwór wentylacyjny wielkości skrzynki na listy. Będziemy się nim przeciskać do innego świata, ale pod otworem wisi czarna, migająca światełkami kamera, która jak nas dotknie to porazi prądem. Ktoś rzuca hasło, że przecież można przeskoczyć nad nią, ale na wszelki wypadek wyrywam ją ze ściany, bzyczący i iskrzący kabel pada na ziemię, a rebelianci skaczą. Ja nie skaczę, bo jestem zdrajcą, a to wcale nie jest przejście do gier, podejrzewam, że oni już tam nie żyją. Idę się pochwalić mojej królowej. Po drodze przychodzi mi do głowy straszna myśl, upewniam się u królowej czy mam rację i niestety mam. Zdradziłem rebeliantom, że jestem zbudowany jak kanarek, bo jestem górnikiem i teraz wiedzą gdzie mieszka moja rodzina, co w praktyce oznacza, że nie mam już rodziny.

ty też możesz być partyzantem, ale watch out for Helga

Przekradamy się polem na przedwiośniu, śnieg do końca nie stopniał na łysych polach. Wtem odłącza się od naszej trzyosobowej grupki mężczyzna i omija wiejski dom z drugiej strony. Kiedy wychodzimy zza domu, widzimy dwie umundurowane typowe Helgi, jak okładają go szpicrutami. Zanim się ogarnęliśmy i wtrąciliśmy do walki Helgi otoczyły i złapały nas wszystkich.

wtorek, 5 czerwca 2012

memento Mostra, czymkolwiek nie jest Mostra


Śniłam, że już to śniłam.

Miałam zejść do piwnicy po Mostrę. Piwnica była klubem/pubem/mieszkaniem/piwnicą i była ciemna, a także miejscami zadymiona. Nie widziałam twarzy ludzi. Zajmowali się różnymi swoimi sprawami. Żeby dostać Mostrę miałam wykonać serię poleceń, płynnie i w konkretnej kolejności. Miałam też kartkę z rozpiską, co i jak trzeba zrobić i powiedzieć. Na przykład blisko wejścia na schodkach stała dziewczyna, która upuszczała białą kulkę. Żeby wykonać czynność dobrze, musiałam wejść i od razu, płynnie przykucnąć i pochwycić tę kulkę w dłoń, zanim upadnie, a potem jej ją oddać. Z innymi ludźmi musiałam porozmawiać w konkretnej kolejności. Oczywiście, żeby to wszystko poprawnie wykonać musiałabym przeczytać tę rozpiskę i się wszystkiego nauczyć. Ale nie chciało mi się, poza tym pamiętałam, że już raz to wykonywałam. Miałam też możliwość próbowania do skutku, jeżeli nie złapię kulki mogę wejść jeszcze raz. Nie muszę też wykonać wszystkich tych czynności, ale te na które się zdecyduję muszę wykonać tak jak trzeba. Na końcu zdałam sobie sprawę, że całe zadanie jest trudniejsze niż mi się wydawało, bo ostatni element to pluszowy miś ekstremalnie trudny do zdobycia, praktycznie niemożliwy do zdobycia samemu. Poprzednim razem bodajże go dostałam.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

niewiarygodne, gimnazjaliści świętują bez wódy, a ludzie nie przyznają się do kasy

Całą noc spędziłam na bazarze, słuchając jakiś młodych ludzi (tak na oko gimnazjum )ewidentnie planujących jakiś czyn karalny i zastanawiałam się, co oni knują. Miałam wrażenie, że co najmniej morderstwo. Nawet się zastanawiam, czy nie przekręcić po pieski. Nie wiem czemu uznałam jednak, że to nie moja sprawa. Potem podniosłam z ziemi zgubione pieniądze i okazało się, że jest tego dość sporo, nikt się do nich nie przyznawał, więc podzieliłam się z rodziną. Wszystkie pieniądze znalazłam w jednym kwadracie metr na metr, pełnym ludzi ciasno stojących jak w autobusie. Potem w pustej  klasie zagadał do mnie uczeń, bo chciał wiedzieć co myślę o ich pomyśle na bezalkoholowy festyn, ale z jedzeniem (mieli nawet małosolne na wykałaczkach) i z główną atrakcją w postaci nalotu samolotu i zestrzelenia go.

smacznej kiszonki i wesołego stadionu


Znów dodaję dwa naraz. Tak to jest jak się przybaluje i potem niewyspanie nie pozwala trafić rano w klawiaturę.

Byłam na stadionie. Oczywiście wydawał się mniejszy niż jest (mowa o narodowym) i w dodatku miał architektonicznie durne filary. To znaczy tak umieszczone, żeby zasłaniały ludziom widok. Chociaż może to i lepiej bo dano mi do zrozumienia, że w czasie meczu łatwo jest oberwać piłką w twarz. Wyszłam więc, zresztą i tak nie miałam biletu. Ale za pół godziny miała się zacząć transmisja, więc pomknęłam do domu, po drodze zahaczając o sklep z hot-dogami. Nie wiem jakim cudem zamówiłam „kiszonkę”- może moja podświadomość sugeruje mi, że jestem krowa – ale usiłowałam dopowiedzieć sobie, że albo to z kiszoną kapustą, albo z kaszanką (czyli kiszką). Był ze mną jakiś flegmatyczny facet, który zgodził się (chyba w nadziei na randkę) zjeść te kiszonki ze mną na miejscu zamiast na wynos.

A potem wiedźmin oświadczył, że nie pije więcej eliksirów i będzie próbował bez..nie wiem co on tam robił w ogóle.

niedziela, 3 czerwca 2012

duchy tak mają, że jednakowoż wolą krypty

Dziś miałam trudności z odtworzeniem stylu ubierania się z poprzedniego wcielenia więc koledzy wysłali mnie do krypty w kościele, gdzie miał mi się objawić duch znajomego, który mógł mnie oświecić względem mody za mojej poprzedniej inkarnacji. Nie za bardzo mogłam dostać się do tej krypty, bo zakonnicy nie chcieli   mnie wpuścić, więc snułam się dookoła po jakiś zabudowaniach gospodarskich, zastanawiając się, czy duch mógłby mi się pokazać w świetle dziennym na ulicy.