Strony

środa, 30 maja 2012

zbiorczy za dwa dni :)


Jaka codzienność takie i koszmary. Przychodzę dziś do pracy, a tu mój komp szefowa oddała komu innemu, a mi przydzieliła starego rzęcha stojącego na dole w księgowości  Zaglądam, a tam nic, komunikatora nie ma, outlook nie ma, ale praca  do zrobienia jest. Nawet do IT nie mogłam się udać po ratunek, bo raz że za rano, a dwa że jak do nich napisać bez komunikatora I poczty? Taka to reorganizacja.

Z  jakiegoś sobie znanego powodu walczyłam z samym diabłem. Mało to było efektywne, bo co mu nie zrobisz to mu nic nie dolega. Ale jakoś się w sobie zawzięłam i go wysadziłam, a wtedy zamiast jak wszystko co wysadzone zamienić się w niehigieniczną bryłę zamienił się w ognisty znak i oświadczył, że on nam pomoże. Dopóki będzie trwać wojna, on będzie po naszej stronie. Co mi nie przeszkadzało postrzelić go jeszcze z pistoletu, ale to przez przypadek, bo jak się zarabia jako główny zły to nie należy się podkradać z zaskoczenia. Pamiętam, że musiałam rzucać kostkami na ten strzał.

Zaprosiłam nie wiedzieć czemu czołową normalną korporacji na sesję rpg do domu –domu. Najpierw margała i chciała sobie iść, a potem jakoś się wciągnęła  Chyba spodobały się jej darmowe kostki. Martwiłam się nieco, żeby sesja nie była za abstrakcyjna ale nie była. No i co dziwne sesje graliśmy na środku pokoju, a po obu stronach znajomi faceci zajmowali się jakimiś swoimi plotami.

Znasz takie uczucie jak ”no wiesz”albo “takie coś” – np mówisz “no i wtedy zrobił takie coś i no wiesz, drzwiczki odpadły”. Dziś śniło mi się własnie “takie coś”. Było świetliste i skłębione, wyglądało jak świetlne graffiti i się jeszcze kręciło. Przynajmniej wiem jak mózg widzi takie coś jak “takie coś”.

poniedziałek, 28 maja 2012

za dużo gier, ot co


Skąd właściwie wiadomo, że za dużo grałam w Wieśka 2? Otóż stąd – trzy dni po skończeniu gry śni mi się zabijanie golema (który wygląda jak flesz golemy gw- czyli ogólnie za dużo gier) z trzech armat, które trzeba odpalać świecąc lampką biurową na lont przez szkło powiększające.

Dlatego Wiesiek został odinstalowany i oddany, a wszystkie save-y skasowane ku chwale ojczyzny. Znów mogę pisać i czytać.

niedziela, 27 maja 2012

płyń Forest płyń!


Dyrektor w szkole na zadupiu, która jednocześnie była moją podstawówką zobaczył moje tatuaże i uznał, że będę świetna na opiekuna wycieczki szkolnej do więzienia w celu pocieszania więźniów. Pewnie uznał stereotypowo, że jak ktoś się wydziergał to się z więźniami dogada. Wsadził nas na statek i popłynęliśmy przez morze. Zamiast żagli były mega wielkie podkoszulki. Trzy białe i jedna czarna. Chyba miały jakiś napis. Takie bawełniane były i koszmarnie normalne. Przepłynęłam wpław na drugi statek, latającego holendra, gdzie spędziłam noc w towarzystwie jakiegoś pana. Potem musiałam wracać, bo holender zamierzał zniknąć. Przepływając zauważyłam, że dzieci się topią więc je uratowałam.

Rzadko kiedy pływam we śnie, a już na pewno nie w normalnej wodzie.

kula wewnątrz czaszki


Przyznaję się bez bicia, że jestem leń. Przegapiłam dwa sny, nie wpisane do dziennika i teraz już nie pamiętam ich dokładnie.

Pierwszy zawierał prezesa banku, w eleganckim garniaku przebijającego się przez kordon policji, zupełnie po złodziejsku do własnego banku ku zdziwieniu i uciesze gawiedzi. Drugi mniej miły, zawierał człowieka, który wywiercał mi dziurę w czaszce, a następnie wstrzykiwał mi coś do niej strzykawką (wcale że nie czkawka po dawno obejrzanym horrorze, o nie… ;p). Ostatnio pamiętam coś o UFO i jakiejś substancji opanowującej ciała innych istot.



Pamięć snów jest jak kula wewnątrz czaszki, odbija się w te i wewte przelatując przez ciemność i uderza w jeden punkt który nagle rozświetla się wspomnieniem, a potem znika kiedy pocisk leci dalej.

czwartek, 24 maja 2012

tylko nie po stole

Wchodzę do domu i widzę, że coś nie tak, ale trudno, chyba pijana jestem bo idę spać. Następnego poranka – pobudka, a uczucie dziwaczności nie znika. Gorzej, ujawnia swoją przyczynę. Brakuje moich obrazków ze ściany i mojego stołu z maszyny. Ok, rozumiem, pewnie włamanie. Stół zabrali bo podchodzi pod zabytek, ale moje tanioszne rycinki ze ścian? Korale jakieś poplątane i wywleczone z pudełka leżą, coś ogólnie pusto. Zaczynam rozważać pójście na policję, ale najpierw idę do drugiego pokoju sprawdzić co z komputerem. Jest na miejscu. Do tego na ścianie na obrazie dziadka wisi inny obraz dziadka, a moje obrazki są zamienione na zdjęcia z dzieciństwa. Zaczynam coś podejrzewać. Stół od maszyny jest w kącie, polakierowany. Już się bałam, że nie mam stołu, albo że ojciec zmienił blat. Bo jak się okazuje ojciec sobie dorobił klucze i poprawił mieszkanie, żeby wyglądało ładniej. Mama go oczywiście usprawiedliwia, a ja jej tłumaczę, że już przecież na policji byłam i ojciec pójdzie siedzieć za włamanie do mieszkania.

środa, 23 maja 2012

mroczny indor


Dziś organizowałam sakrament pieczenia indyka, w ogórkach i buraczkach i faszerowanego kaczką. Sakramentowi brakowało jednak czegoś, ponieważ  indyk ani kaczki ani nawet ogórki nic nie wiedziały o naszych planach, a powinny. Używałyśmy nawet specjalnie oliwionych ogórków, żeby się nie domyśliły i obcinałyśmy głowy czarnym kaczkom w ostatniej chwili. To było jak bluźnierstwo, coś złego. Była do tego nawet filmowa czołówka, kiedy z piekarnika wynurzał się paskudny zakrzywiony dziób indora, a potem na pieczonym indyku wyjeżdżała czarna kucharka, w kapciach i skarpetach, taka jak z kreskówek.

Poza tym usiłowałam złapać jakiegoś bandytę na legendarny miecz, ale  nie prawdziwy tylko kopię. I przez to miałam takie wyrzuty sumienia, że nie odważyłam się na prosty skok z okna, bo byłam pewna, że przez to oszustwo mi się nie skok nie uda.

wtorek, 22 maja 2012

Pfuj

W święta na kanapie siedzieliśmy oglądając indyjski film animowany gdzie główny bohater śpiewał wesołą piosenkę o tym jak to jest źródłem wszelkiego cierpienia i zarazy. Być może był śmiercią. Ojciec jak to ojciec, gruby i w dodatku śmierdzący potem siedział koło mnie i się od tego potu kleił. Nie cierpię jak mnie ktoś dotyka gołą skórą jak siedzi koło mnie, a zwłaszcza jak śmierdzi więc drapałam go i szczypałam wbijając mu paznokcie w mięso, aż się odsunął w kierunku babci.

środa, 16 maja 2012

naczynia proszę oddawac do okienka


Dotarłam na Pragę, na zrujnowane podwórko gdzie siedziała masa ludzi przed jakimś lokalem. Lokal okazał się być na tyle popularny, że pozwalali ci do niego wejść tylko pod specjalnymi warunkami. Pić i jeść mogłeś na dworze. Spotkałam tam nie wiedzieć czemu W. Był na tyle uprzejmy, że przyniósł mi drina, a potem jak odniosłam kielicha do okienka na brudne naczynia dogadał się z gościem na bramce, żebym mogła wejść do środka obejrzeć ręce. Weszłam – ręce okazały się być rzeźbami, zdaje sie jakiś artysta tu sprzedawał swoje prace. Zaproponowali mi jakąś w prezencie, ale był problem, bo nie było rzeźby kota. Omal nie wzięłam pięknej muszli w srebrze, ale była bardzo delikatna więc wolałam jej nie ruszać. Potem powiedziałam właścicielom, że idzie wojna i dostałam więcej rzeczy, bo uznali, że nie zabiorą wszystkiego uciekając.

Potem przekonywałam rodzinę lokalnych gangsterów, żeby założyli tu gabinet masażu i odpierałam zarzuty, że przecież nie będą musieli wcale jeździć do klientów, bo Praga nie jest aż taka zła i klienci naprawdę mogą przyjeżdżać tutaj i nikt ich nie zje.



a ciekawostka – kiedy się obudziłam zdałam sobie sprawę  że coś nad czym kombinowałam cały sen jest substancją nie rzeczą. Takie oświecenia małe, szkoda, że nie pamiętam o co chodziło

poniedziałek, 14 maja 2012

koostki..ziew…wszędzie kostki


Naprzeciwko mojego domu stała stara kamienica. Poprosiłam jej właściciela, żeby udowodnił mi, że faktycznie jest stara, więc pozwolił mi poszperać po piwnicach. Nie weszłam jednak do nich bo były tam pajęczyny. Dwa razy próbowałam i dwa razy mnie odrzucało.

Potem w tej samej kamienicy mafia trenowała afrykańskich sportowców i supermodelki, ale działo się tam coś złego więc dwa razy włamywałam im się do piwnicy, żeby sprawdzić co. Nie dowiedziałam się nic poza tym, że piwnica jest podzielona na boksy i każdy zamknięty na kłódkę jest czyjś. Nigdy się nie dam rady dowiedzieć co jest we wszystkich.

Tymczasem na ulicach pojawiły się kolorowe kostki do gry i zaczęły się rozmnażać i zalewać świat stawiając go na krawędzi apokalipsy. Wdziałam już nawet cztery kucyki apokalipsy, które dyskutowały sprawę wojny z kostkami.

A potem Amerykanie wynaleźli proszek, który znika te kostki

sobota, 12 maja 2012

nikt nie rozumie idologii six sigma :D


Dziś dostałam angaż do filmu, razem z dwoma młodymi chłopakami, którzy opowiadali mi o tym jak to można kogoś uciukać czarną magią spędzając długie tygodnie na mazaniu po podłodze kredą i koncentracji. Wyraziłam swój sceptycyzm stwierdziwszy, że po pierwsze łatwiej byłoby wziąć kij i tym kijem ofiarę ciepnąć bez łeb, co by szybciej i efektywniej było, a po drugie magia tak nie działa i na poparcie swoich tez od ręki,  zmieniłam makietę statku na którym graliśmy w prawdziwy statek na morzu i wpadliśmy nim we mgle na prawdziwą górę lodową, która okazała się być prawdziwą rajską magiczną wyspą z ptakami, tęczą i wszystkimi dodatkami.

Wyspa działała tak, że raz na jakiś czas ktoś przychodził do naszego obozu na brzegu i zabierał jakąś osobę, na próbę. Próba była tajemnicza i nikt nie wiedział na czym ona ma właściwie polegać, ale jakoś nikt nie widział tych co tej próby nie przeszli. No i któregoś dnia zabrali naszą grubą, czarną kucharkę, mojego kota i mnie (ja poszłam na ochotnika, bo nikt z nich nie umiał poprawnie nosić kota) na te próby. Na początku dostaliśmy do zjedzenia jajka sadzone, kucharka podpatrzyła, że jem je normalnie, nożem i widelcem i żyję – ergo dobrze robię i to próba. Od razu zadzwoniła do domu, że właśnie przeszła próbę i już rozumie ideologię six sigma (szatański wymysł). Organizatorzy strasznie się z tej jej pewności śmieli. Okazało się, że jest też kolejna próba, ale tej już nie wyczaiłam na czym polega.

Próbą ze snu jest zapewne życie, faktycznie jak ktoś go nie przejdzie to już nikt go więcej nie zobaczy, ale cholera wie na czym polega zdanie jej i co potem. No i jest wielu, którym się wydaje że ją przeszło. Wcale nie jestem pewna czy nie jestem kucharką i czy właściwie jem dobrze swoje jajko. Podejrzewam, że nie należy przywiązywać większej wagi do sensu życia, bo i tak cholera wie o co w nim chodzi. Być może wcale go nie ma i być może kiedy próby się kończą okazuje się, że to one były sensem a nie prowadziły do czegoś. Filozofia szkodzi.

piątek, 11 maja 2012

metro i kolory


Mój pokój był bajecznie kolorowy, barwy były ładne i mocne. Rozmawiałam z jakimś mężczyzną o kupieniu obrazów kwiatów na ścianę – jeden był trójwymiarowy.

Rozkładałam na stole karty-  lwa, byka i konia. Położona karta rozpalała się płomieniem, tak mocno, że aż obawiałam się że coś się zajmie. Mężczyzna pytał czy widzę w tych kartach śmierć jego matki, a kiedy powiedziałam, że tak – najpierw długo wpatrywał się w te karty, a potem zgasił. Powiedziałam mu, że go kocham i wyszliśmy.

Potem byłam inną dziewczyną, w żółtej sukience i zaproszono nas na pogrzeb w metrze. Z jakiegoś powodu szłam boso, a potem dotarłam w niepasujących butach. Przez megafon zapraszano gości do wagonu. Pewna starsza kobieta miała wejść po innych ze względu na przesądy. Nie byłam pewna czy też powinnam wchodzić, ale drzwi otworzyły się przede mną. Weszłam i usiadłam na kolorowej podłodze. Wagon ruszył, ale się nie przesunął. Kiedy wysiadłam na peronie po drugiej stronie torów tańczyła młodziutka baletnica. A jej matka była niemową.

Po drodze na posadzce miotała się srebrna rura z jamnikiem w środku. O mało co nie wpadł ma tory, ale udało mu się wyswobodzić.

środa, 9 maja 2012

słonie i żyrafy

Okazało się, że mój kolega jest autorem masy książek, a w tej chwili pisze dwie nowe na zupełnie dwa różne tematy. I szłam, a raczej biegłam po schodach, które znikały bo były we śnie, na szczęście zdążyłam wbiec do sklepu. Rozmawiałam też z prezydentem USA tłumacząc mu, że nawet jakbym zniszczyła tego słonia i tę żyrafę, stworzyła je i znów zniszczyła to i tak nie naruszyłabym ani trochę energii o której mowa.

wtorek, 8 maja 2012

slow motion engine

W domu pewnego człowieka mieszkało coś – cokolwiek to było miało talent do ustawiania rzeczy w działające systemy – np.  jeżeli otworzysz drzwi to one uderzą kulkę, ona się potoczy gdzieś, coś przewróci itd. Jak wchodził do domu musiał na wejściu najpierw rozbrajać ten cały system. Ale w końcu zorientował się, że to jest pomysł na biznes. Wziął kota – okazało się, że to coś to kot i dał mu stanowisko w fabryce. Kot miał nosiciela, któremu siedział na rękach (nazywało się to slow motion engine) i kot sobie pomału jechał wzdłuż stołu produkcyjnego i wskazywał, które elementy trzeba przybić gdzie. Pojawił się pewien problem kiedy kot wyjrzał przez okno i zobaczył zamiast siebie twarz murzyna, który dostał parę kulek, szyba potrzaskana, wszędzie krew – okazało się, że był jego następnym wcieleniem i kiedy sobie przypomniał to go tak zasmuciło, że zaczął popełniać błędy. Ale udało mu się pokonać to, zwalając całą winę na trzynastego.

jezioro i lód

Byliśmy na zamarzniętym jeziorze, ja z mamą musiałyśmy się szybko wydostać. Kra łamała się nam pod stopami. Ojciec został  w jaskini na środku i to całe jezioro razem z lodem wysadził w powietrze. Potem nas dogonił, ale nie pamiętam o czym rozmawialiśmy.  Z lodem było coś nie tak, był jakiś brudny, jakoś kojarzy mi się z rzygowinami.

who let the dogs out?

Justynie kupowaliśmy nowe mieszkanie, w piwnicy u znajomych kociarzy. Planowaliśmy zbudować kominek, bo było wyraźnie miejsce po nim, ale chociaż ładnie się nam zwizualizował z kamieni to znajomi powiedzieli, że będzie strasznie się dymić. Dlatego go rozebrali. Wyszłam na dwór, a na podwórku szalały psy, jakoś tak się bawiły hałaśliwie, że krzyknęłam na nie i podniosłam rękę do komendy – siad. Wtedy jeden z psów – rottweiler zaczął na mnie warczeć i już oczyma duszy widziałam jak mnie zaraz pogryzie i jak uciekam zamknąć się w oborze

nie wolno jej wypuszczać, a na jej terenie przebywasz na swoją odpowiedzialność


Jest takie uczucie, kiedy człowiek patrzy na park po zmroku i chociaż wie, że  w dzień jest zupełnie bezpieczny to w nocy to miejsce nie należy już do niego. Park po zmierzchu staje się świętym gajem ciemnych mocy. Ten się stawał. Byłam kimś/czymś mieszkającym w parku i wyganiałam ludzi przed zmrokiem. Oczywiście skuszeni chęcią sensacji nie dawali się przepędzić, a ja wiedziałam, że ona zaraz się przebudzi. Diament. Nie wiem czym ona jest, ale nie jest bezpiecznie, żeby te wszystkie dzieciaki biegały nocą po parku, bo Diament zabiera sobie ofiary, robi z nimi różne rzeczy ale głównie zależy jej na krwi. Dlatego machałam rękoma i krzyczałam, żeby przynajmniej tych najmłodszych przegonić.

Za późno – obudziła się jako chmura czarnego dymu i dorwała swoją pierwszą ofiarę. Trzeba jej przyznać, że wczoraj nadgryzła tylko kogoś lekko – miała łagodny dzień, a raczej noc. Dziś zdążyła narozrabiać porządnie. Szczególnie jeżeli ktoś miał przy sobie symbolizujące ją kamienie – był już trupem. Właśnie znalazła plecaki trzech dziewczynek i posłała kogoś żeby je przyprowadził, a potem dała mu nóż żeby przeciął im skórę, aby energia mogła płynąć. Dla niej energią jest krew. Nie sądzę żeby to przeżyły ale przecież kazałam im uciekać, a nie posłuchały. Diament nie zawsze zabija, dla wielu spędzenie nocy w parku to po prostu atrakcja.

Ten facet uważa się za szczęściarza, bo Diament pozwoliła mu uprawiać ze sobą seks, co czasami robi, bo to prawie tak dobre jak krew. Niestety ten drugi, który prosi żeby mu zrobiła loda ma mniej szczęścia. Spogląda na niego i widzi zwisający brzuch, pełen wnętrzności i zaczyna nabijać się z niego, że przecież nawet nie widać z pod tego brzucha jego członka. Facet nie zrażony zaczyna nawijać o swoich wnętrznościach, o jelitach, wyrostku i widzę, że to ona padła mu na mózg. Dobrze – powiedziała – to zrobimy tak, żeby było go widać i jednym cięciem ostrego noża odcina mu ten tłusty brzuch.  Facet wychodzi szczęśliwy bez wnętrzności, a Diament zaśmiewa się do upadłego, że dopiero jak przejdzie mu szok zobaczy, że go wypatroszyła i umrze.

Ale Diament ma też swoje problemy, chciałaby być wolna, ale nie może. Słyszy głosy swoich sióstr za ogrodzeniem, ale nie może opuścić parku. Jej miejsce jest tutaj.

poniedziałek, 7 maja 2012

odcinek milion dwieście dziesiaty


Dziś śniło mi się skrzyżowanie sesji w bajkę z brazylijską telenowelą.

Zaczęło się od wycieczki w góry na której matka uparła się żeby jeść śniadanie na szczycie, a ja ze szczytu spadłam i trzeba mnie było ratować. Ojciec był jakimś bossem narkotykowym i zabraniał mi się spotykać z piłkarzem o imieniu Raul. Miałam brata, który przepijał rodzinny majątek najdroższymi wódami jakie znalazł, ale ojciec wolał oszczędzać na mnie niż na nim. Miałam koleżankę proponującą mi seks i umieszczenie filmiku na you tube. Gadałam przez sen tajemnicze kwestie,. Byłyśmy w zoo oglądać wilki, sowy, borsuki i gołębie i zbierać pierze. Część tego było odgrywane na scenie w teatrze, widzowie klaskali zachwyceni. Skończyło się znienacka, jak na serial przystało – napisami i muzyką końcową.

A gdzieś po drodze była scena jak ktoś wyciąga w nocy z osiedla jakiegoś chłopaka, żeby go uratować, bo reszta facetów ma umrzeć. Typowe przejęcie interesu przez inny gang. Ojca tego chłopaka i innych bossów złapali i powiesili za nogi wśród głodnych świń. I był tam nowy bossu. Chłopak powiedział do tego kto go uratował „mówiłeś, że ten jest dobry”, a on na to „klamałem”.

niedziela, 6 maja 2012

we are all doomed..some more doomed than others

Była wigilia i ludzie zbierali się w jaskini, żeby się pomodlić  i ocalić od śmierci. Śmierć i inny patrzyli  na nich kiedy tak odprawiali swoje rytuały. Święte relikwie zostały naszykowane. A myśmy oczywiście musieli tam wleźć i wszystko popsuć. Podjechaliśmy tam z dwoma kolegami i weszliśmy do środka żeby ukraść skarby. Wynieśliśmy nawet pudełko z kością-relikwią. Próbowałam im mówić, że to święte jest i należałoby z tym uważać, ale nie przejęli się. Chciałam jak najszybciej stamtąd odjechać, bo czułam, że śmierć może zechcieć nas dorwać po tym co zrobiliśmy, oni chcieli wracać i dalej kusić los. Jeszcze zabraliśmy z tych jaskiń jakiegoś chomika czy inne zwierzątko. Nie powiem, żebym miała poczucie, że to bezpieczne, raczej, że wszyscy jesteśmy zgubieni.

a gdyby szlifierka wpadła do wanny?

Siedziałam w wannie z jakimś wąsatym facetem i zastanawiałam się czy go nie bzyknąć, ale ponieważ nie wyglądało na to żeby się do tego rwał to postanowiłam nie wychodzić przed szereg. Pogadaliśmy o podręcznikach, a potem on umył mi plecy szlifierką kątową (uważając na świeży tatuaż) i nasmarował mi je potem masłem.

hmmm..dziś chyba nie jestem w nastroju na facetów

Moja siostra wychodziła za mąż, a jaj facet już mnie zdążył znienawidzić. Wyraźnie widziałam, że będzie oczekiwał, że ona wszystko za niego będzie robić. Nabałaganił i narozlewał wody i oleju pod pozorem jakiejś romantycznej gadki, ale po szmatę musiałam polecieć ja. Patrzył na mnie wilkiem, a ja szukałam jakiegoś paskudnego amuletu, żeby sobie powiesić na szyi żeby go przerazić. Niestety nie miałam pentagramów, tylko Ankh.

piątek, 4 maja 2012

dla mnie nawet byle jaki pociąg zdoła pojechać w złym kierunku


Dziś był słoneczny i upalny dzień. Siedziałam z wujem na dachu chowając się trochę w cieniu kominów ale głównie to za kominami przed jakimiś najemnikami prującymi do nas ze snajperek. Siedzieli na dachu obok i chyba mieli za dużo czasu. Wuj powiedział, że to agenci, zdziwiłam się, bo z agencją jakoś ostatnio na pieńku nie mieliśmy, ale okazało się, że to agenci Pinkertona – czyli de facto najemnicy po prostu. Nie wiem czemu, ale byliśmy z nimi w stanie wojny. Wuj uznał, że poprawi mi się samopoczucie i samoobrona jak da mi broń więc podrzucił  mi za komin rewolwer. Rany jak on lśnił, cały wypolerowany. Oczywiście nie miałam pojęcia jak się go obsługuje, żywiłam też uzasadnione obawy, że mogę się sama postrzelić. Tak czy siak schowałam go do torebki i poszłam z nim na stację.

Mieliśmy jechać do Wawy do kina i nie wiedzieć czemu nasza grupa postanowiła kupić bilety w pociągu. Za bilet zapłaciłam 30 złotych, ADR była ze mną. Tylko że już jak pociąg ruszył coś mnie tknęło, bo wyglądał podejrzanie dalekobieżnie i mijał niewłaściwe miejscowości. Zapukałyśmy do maszynisty żeby zapytać czy jedziemy do Warszawy, a on nam na to, że a i owszem ale przez – tu padła nazwa której nie pamiętam, ale na pewno zajebiście nie po drodze. Postanowiłam doprecyzować tę kwestię i zapytałam kiedy będziemy w Warszawie, na co odpowiedź brzmiała – za dwa dni.

Tylko, że kino jest nie za dwa dni ale dziś zresztą walić kino, o 15 miałam umówioną poprawkę tatuażu. No i przez cały czas martwiłam się, że mam tę upiorną broń i w tym tłoku ktoś naciśnie na torebkę i ona wypali. Brrr,,


czwartek, 3 maja 2012

do szpitala łatwiej wejść niż wyjść, ale warto pogłaskać kota


Dziś miałam wypadek i wylądowałam w szpitalu. Nic poważnego, bo już pierwszego dnia wyszłam w piżamce posiedzieć przed szpitalem na słonku, skąd oczywiście przegnała mnie z powrotem do łóżka nadgorliwa pielęgniarka, argumentując, że miejsce pacjenta jest na terenie szpitala, a nie jak strajkującego lekarza przed bramą. Cóż -pomyślałam – wyjdę jutro. Nie wyszłam. Zamknęli mnie chamy, złole jedne. Okazało się, że szpital finansuje nie narodowy fundusz zdrowia ale czarnoksiężnik, a ja akurat miałam pecha być znajomą pewnego maga, więc czemuż by mnie nie porwać. Na pewno się do czegoś nadam. No więc prowadzali mnie panowie sanitariusze po placówce pilnując żebym nie dała nogi, aż zaprowadzili mnie do szefa. I tu miałam szczęście, bo szefu miał na stoliku telewizorek czarno-biały i go sobie oglądał. A z telewizorka nagle dobiegł mnie głos kolegi maga z instrukcjami ucieczki. Nie pamiętam wszystkich trzech punktów tego błyskotliwego planu, ale dwa pierwsze brzmiały – ić za kotem i obczaj bramę. Złol ewidentnie nie usłyszał tego więc nie nabrał podejrzeń.

Po wyjściu z gabinetu dyrektora placówki, ruszyłam na klatkę schodową gdzie faktycznie czekał kot – pamiętam, że przedtem go głaskałam, może dlatego mi pomagał. Kot ruszył, ja za nim. Zignorowałam fakt, że co półpiętro to był inny kot, chociaż oczywiście ten sam. Wyszłam za nim na dziedziniec, gdzie zauważyłam, że ja i inni ludzie na terenie szpitala nosimy pomarańczowe więzienne wdzianka, a ja mam dodatkowo klucz-różdżkę o trzech końcówkach. Wymknęłam się poza ogrodzenie, za jakimiś ludźmi wynoszącymi pacjenta. Omal nie wpadałam, kiedy poznała mnie jakaś laska, ale na szczęście udało mi się jej wmówić, że przeszłam na stronę zła.

No i to cała historia

środa, 2 maja 2012

egzaminy ..błe :/

dziś całą noc pisałam egzamin. Czasu było dość, papier i długopis był, tematy obiecujące – zombie, samobójstwo, trzeciego nie pamiętam. Pytania opisowe, nikt nie pilnuje i nawet od razu odpowiedziałam. Tylko jeden problem dręczył mnie przez cały czas. Trzeba to było jeszcze przepisać na czysto. I tu się zaczynały schody. Żadna kartka nie była dobra, ciągle mnie coś rozpraszało, a odpowiedzi nagle wyglądały na wymagające poprawy. Zaczynałam przepisywanie kilka razy i nie mogłam skończyć :/.