wtorek, 21 lutego 2012
żelazna rzeka
To jak już mam humor na archiwalne to następny. Ten zawsze lubiłam, bo z jednej strony jest bajkowy, a z drugiej strony pokazuje jak trawa z drugiej strony płotu jest bardziej zielona, a koniec świata jest ok, pod warunkiem, że nie leży daleko od domu.
No więc w dzienniku od rana nawijali o starcie rakiety i pokazywali miejsce jej startu. Na miejscu startu było pełno rozlanego żelaza, a ludzie w białych fartuchach robili to co zwykle robią ludzie jak leci na nich płynne żelazo (ale uwaga srebrne nie czerwone – podejrzewam tu rtęć) czyli uciekali co sił w nogach. [ten kawałek snu wiąże się z faktem, że na końcu pierwszej przecznicy mojej ulicy stał sobie wrak samochodu, w którym zawsze lubiliśmy się bawić. Nazywaliśmy go Challenger. Stąd pewnie wzięła się rakieta i sugestia katastrofy, bo dziennik pokazywał ten start właśnie w tamtych okolicach]
Kilka dni później, lub tysięcy lat później (wiadomo, że po paru tysiącach lat wszystko lepiej wygląda np Atlantyda, a byłam wtedy wielką jej fanką) wzięłam sąsiada (wtedy małego szkraba) i poszliśmy żelazną rzeką – drogą, którą płynęło wtedy żelazo. Kamyki na niej były srebrzyste pokryte warstwą żelaza.Miała około metra szerokości – taki typowy strumień. Szliśmy przez lasy i pola i wsie, aż wreszcie zatrzymaliśmy się we wsi u Leśnika (Leśnik był znajomym babci i mieszkał jakieś 200 metrów od mojego domu, pisał wiersze i był fajny) na obiad. Po obiedzie chcieliśmy iść dalej, aż do źródeł rzeki (fajne marzenie, zawsze chciałam dojść do źródeł jakiejś rzeki żeby zobaczyć jak się to wszystko zaczyna, na razie jedynym sukcesem jest odnalezienie ujścia kanałku melioracyjnego kolo mojego poprzedniego mieszkania – zawsze coś. Podróże do początku są bardzo mistyczne.).
I znów mistycyzm – u Leśnika były dwie furtki – jedna na drogę do domu, druga na dalszą drogę. Mieliśmy zamiar iść dalej, ale zobaczyłam przez okno jak dwoje dzieci goni małe lamparciątko (zawsze coś miałam do kotów) więc wyszłam tą nieodpowiednią furtka żeby na nie nakrzyczeć. I znalazłam się pomiędzy skalną ściana pod którą kuliły się dwa małe lamparty i dwójka dzieci je chciała złapać, a kręgiem dorosłych i wielkim wściekłym lampartem z drugiej strony.
Ponieważ wiedziałam, że samica z młodymi jest niebezpieczna cofnęłam się w głąb domu. Chciałam zamknąć drzwi ale lampart wskoczył za mną do środka.
Morał: mamy tu podróż do źródeł wiedzy tajemnej – stąd rakieta symbol nauki, katastrofa – obowiązkowo tajemnicza z odcieniem tragedii i typową podróż przez pola i lasy. Potem dwie furtki czyli próba wyboru i wyjście przez niewłaściwa. Dzieci i lamparty były obstawiam w zmowie, a wielki lampart to ja jako potwór nie pozwalająca mi zgłębić wiedzy. Jeżeli nie jesteś gotowy na przemianę potwór cię pożre.
Śnić rtęć według senników oznacza szybkie zmiany, niestabilne życie i gwałtowny temperament. Cóż temperament mam…
Zadaję sobie pytanie jakbym się czuła wtedy wiedząc jak zanalizować ten sen? Dało by mi to coś oprócz większego zdziwaczenia? A jednak zapisywałam te sny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz