Strony

wtorek, 1 marca 2011

nie wyciągaj korka bo sie utopisz


Byłam na biegunie północnym, z ojcem zresztą i wierciliśmy pod lodem. Dowierciliśmy się do wody – zapewne słodkiej bo wpadłam na genialny pomysł, że to uratuje świat, bo teraz ludzie będą mieli wodę. W ogóle wierciliśmy za ropą, ale to szczegół nieistotny w wielkim planie. Nabrałam tej wody w słoik, wsadzając rękę pod lód (no nie mówiłam, że głęboko było). Trochę paprochów w niej pływało, ale poza tym ok. Uznaliśmy, że trzeba sprawdzić, jak głęboko tam jest i jak wygląda ta jaskinia z wodą. Co uczyniliśmy w zajebiście profesjonalny sposób – znaczy ojciec złapał mnie za nogi i opuścił głową w dół do jaskini. Okazało się że a) woda jest płytka bo stanęłam na rękach na dnie, a nawet nie zmoczyłam włosów i b) jaskinia jest wielka – cały podziemny świat. Rzeki płynęły i ogólnie dużo miejsca było. Dla mnie to było fascynujące – taki nowy świat, ale wkrótce okazało się, że trochę przeholowaliśmy z tym nowym światem. Bo oto zza ściany lodu wylazły trolle. Najpierw zobaczyłam zgarbione sylwetki z kartoflowatymi głowami i od razu wiedziałam, że mamy kłopot. Przepędzić się tego nie dało. Z trollami przywlokły się czarne pantery i wilkołaki i elfy. Oczywiście zaczęły się bić ze sobą. Uciekliśmy do pokoju lodowego, z białymi rattanowymi meblami. Pokój wiał takim dziwnym smutkiem, znaczy w zasadzie wydawał się bezpieczny ale co dalej? Siedzieć tak na plecionym krzesełku po wieczność gapiąc się na trolle plądrujące świat? Umrzeć tu z głodu? No, bo jedzenia nie było za grosz. Takie miejsce w sam raz żeby usiąść i umrzeć w spokoju. No i znaleźliśmy pamiętnik, okazało się  że już ktoś tam tak utkwił i w dodatku z dziewczyną. Którą z właściwą dla snu logiką wrzucił do rwącej rzeki i się utopiła. Mówił, że woda ją porwała, ale wizualizacja była taka, że była związana i zakneblowana jak ją wrzucał. No to nie miała raczej wyjścia jak się utopić, zwłaszcza, że nurt dość konkretny był. Nie wiem jak myśmy się wydostali ani z kim ja się wydostawałam, ale potem byłam w mieście pełnym dekadenckich faerie, wilkołaków i inszego badziewia z jakimś facetem. Ukrywałam się. W jakimś nocnym klubie jakieś faerie pomagały nam udawać ich, ale chyba nie byliśmy dość dekadenccy bo elfy, wyglądające jak Robocop wszystkie co do jednego, zaczęły nas gonić. No to się zabarykadowałam, więc chciały wywalić drzwi. Na drzwiach była skrzynka pocztowa. Jak Robocop przywali z pięści w skrzynkę to skrzynka nie ma szans wiec ta też sie poddała. i wtedy okazało się, że skrzynki mają swoje duchy opiekuńcze…takie na motorach, w skórze, z irokezami i mające ostrza zamiast rąk. Coś jak zmotoryzowany nożycoręki. No i one przyjechały tym robocopom wpierdolić.

Nie wiem czym to się skończyło, ale who cares? Ludzkość i tak była wykopana z ziemi przez elfy i wilkołaki L Morał – nie wyciągaj korka.

guru i kije, a ja jak zwykle nic nie złowiłam

Teraz dla odmiany śnili mi się kultyści wielkiej matki. To wkurzające bo: a)nie znoszę kultystów, pamiętam żeby zawsze strzelać do arcykapłana b) guru kultystów miała twarz guru kultystów z filmu “kult” – a ona za samą twarz miałaby u mnie pierwszą kulkę między oczy c) kultyści przeszkadzali mi w łowieniu ryb d) nie złowiłam nic I tak, bo ojciec nie wziął dla mnie wędki. Naczelna guru kazała swoim podwładnym przełazić przez rzekę w takim miejscu, ze byłam pewna, ze się dranie potopią. Nie słuchała mojej argumentacji, nie przestraszyła się policji i olała moje apelowanie do sumienia. Nie potopili się  w sumie szkoda. Chociaż jeden taki łysawy to siny wychodził z tej wody, plus umazany błotem i wodorostami. Ale policję I tak wezwałam. Jak przyjechał samochód policyjny to podkradliśmy się i przyłapaliśmy kultystów na orgii z kijami…taaaa. To naczelna guru się wkurzyła, ożywiła drzewo, na rzut oka jakąś mega topolę, i owo drzewo jednym machnięciem konara zmiotło samochód policyjny z powierzchni ziemi i przeniosło go w sferę istot latających. Na ziemię powrócił sporo dalej kołami do góry. Ale rytuał został przerwany i naczelna guru się obudziła. A jak się obudziła to sie okazało, że jest starą pomarszczoną babą, śpiącą na jakimś łóżku z kotarami. I strasznie się chyba przejęła, że się obudziła, bo darła się jak opętana “byłam wdową guru…byłam wdową guru”..

a ja muszę aż na orbicie i co?

 Miałam penthouse – ale nie jakiś tam przeciętny ociekający luksusem tylko zajebisty. W skali zajebistości od 1 do 10 – 1215. Zwykłym milionerom wystarczają apartamenty na szczycie wieżowców, a ja miałam na orbicie. Dojeżdżałam windą orbitalną i miałam własny bar po drodze. Z kolorowymi drinkami tylko dla mnie . No i oczywiście, któregoś dnia okazało się, że winda eksplodowała i nagle nie mam się jak do domu dostać. Taki model rzeki i mostu – niby blisko na drugi brzeg, a zabierz go i pogadamy..Stanęłam w obliczu czegoś poważniejszego niż szukanie innego autobusu do domu. Odcięłam się od własnego mieszkania dokumentnie.  Jak czasami rzeczy oczywiste tak łatwo stracić i jakie to ma potem popierdzielone konsekwencje.

sobota, 12 lutego 2011

atak zombie


Atak zombie – (jak zwykle), tylko na szczęście było ich mało i były powolne. Za to wyłaziły z krzaków w najmniej spodziewanych momentach. Szare i niehigieniczne.
- rzeka w lecie – obstawiam, że Wisła

 - rzeka zamarznięta (śmieszne, ze na początku było lato)

- łódka płynąca po dnie rzeki i laska ganiająca wzdłuż brzegu zimną, patrząca jak łódź zasuwa po dnie.

Trzymająca wiosła w rękach.

 -Nie wiem czemu robiłam za paragona dla jakiegoś teamu ale w real life. Biegałam i krzyczałam "make haste"

Tylko przez te zombie jakoś kiepsko się bawiłam

Był most, nie czułam się z nim dobrze, ale przeszłam. Zwykle nie przechodzę przez wodę.

niedziela, 6 lutego 2011

lew i jednorożec


 chłopak w stroju z białych piór – kostium łabędzia

- pelikan na schodach

- galeria handlowa

-podróż/spacer

- nauczycielka/wychowawczyni – pseudo "dzika"

- dziwne wypracowania



coś mi się dziś śniło wszystko jakbym odmłodniala o sporo lat, pewnie dzięki wizycie koleżanek. Możliwe, że pelikan i łabędź są przedlużeniem snu z lwem i jednorożcem.



Lew i jednorożec – walczące/w heraldycznej pozie – godło alchemików (we śnie) wymalowany nad bramą – symbol odwiecznej walki żywiołów i jednocześnie uzupełniania się. Do tego cała masa lochów, ciemnych i zakurzonych. Nieźle, że w ogóle po nich chodziłam. Zwykle miałam problem z wejściem do nich,a nawet raz miałam atak paniki jak mialam wejść szukać kogoś.



Do podziemi nie wchodzi się ze światlem.

czwartek, 27 stycznia 2011

jest takie miejsce na biegunie


Byliśmy na biegunie północnym, w czasie polarnej nocy. Wszędzie było ciemno ale było jedno miejsce gdzie tuż nad horyzontem leciutko wystawała tarcza słońca. Jego blask można było zobaczyć tylko stojąc w jednym konkretnym punkcie. Zadziwiające ale w tych ciemnościach polarnej nocy ten błysk wydawał się tak jasny jak nigdy i taki piękny.

Zdobyłam też Everest..niezłe dokonanie, gdybym tylko nie musiała wracać stamtąd na piechotę. Strasznie bolały mnie nogi.

A kiedy wróciłam do domu okazało się, że starsza pani – sąsiadka wylądowała w szpitalu i jej syn nie mógł się z nią skontaktować więc nie wiedzieć czemu powiesił się u mnie na framudze drzwi wejściowych. Stałam zirytowana przed tą framugą i wypowiadałam jakieś zdania w obcym języku, żeby mi nie straszyło. Postawiłam też posążek Matki Boskiej ale odpadła jej głowa, a potem oblazły ją pająki.

niedziela, 23 stycznia 2011

i co? nikt nie widzi, że ich popierdoliło?


To było jakieś narodowe święto.

Miasto wyglądało średniowiecznie, trochę jak z bajek, albo z
kreskówek z rycerzami i smokami. Na ulicach staly stragany, wozy, biegały
dzieciaki i ogólnie było bardzo hałaśliwie i kolorowo. Ludzie cieszyli się i
machali proporczykami. W paradzie brało udział rodzeństwo, królewicz i
królewna. Tylko,  że to nie byli
królewicz i królewna ale potwory. I jakoś wszyscy wiedzieli, że to potwory, ale
nikomu to nie przeszkadzało, bo przecież to święto narodowe. Tylko jedna osoba
nie zorientowała się, że ich ubrania są dziwnie poszarpane, a ich oczy dziwnie
żółte. Młoda dziewczyna, przyszła na paradę z matką, ale tak spodobał jej się
królewicz, że odłączyła się od niej, żeby bawić się w towarzystwie rodzeństwa.
Uciekła od niej, schowała się za wozem i znikła w tłumie, roześmiana. Matka
zauważyła jej brak i od razu zorientowała się co się stało. Zwołała ludzi, żeby
pomogli jej szukać, bo chociaż można tolerować potwory między nami, to nie
wiadomo co one zrobią jej córce. Ona wiedziała, że jak jej szybko nie znajdzie
to już jej nie uratuje. Rozpaczała i panikowała. Wreszcie, ktoś wpadł na trop
ale było za późno. Znaleźli tylko zakrwawione ubranie. Dziewczyna została
pożarta. Poszła za potworem, bo wydawał jej się ładnym chłopcem i została  zjedzona.

Scena druga

Pokój w kamiennej wierzy. Rodzeństwo rozmawia ze sobą.

Siostra: wiesz co zrobiłeś tej dziewczynie?

Brat: spałem z nią

Siostra: ale potem

Brat: nie pamiętam, poszedłem sobie

Siostra: nieprawda, zjadłeś ja. Zabiłeś. Jesteś potworem.

Brat (nic nie pamiętając) : niemożliwe !

Wpada tłum. Ja w tym tłumie. Łapiemy potwora, wiążemy mu
ręce i zamierzamy wyprowadzić. Ale on mówi

„jestem niewinny, mogę to udowodnić. Muszę tylko zanieść
magiczną flagę do królestwa mojej matki w mieście na północy i wszystko się
wyjaśni”

Oczywiście nikt mu nie wierzy…ja nawet pomyślałam, że to
zajebiście wygodnie, że to królestwo leży tak daleko. Tylko, że zanim się
zorientowałam, sama rozwiązałam mu ręce i po cichu wypuściłam..


Druga część snu:

- ojciec dziewczyny, żeby spotkać się z potworą (w wielkim
kapeluszu  z piórami) musi siedzieć sam
przy stoliku na ulicy, na Nowym Świecie. Całą noc i czekać.

- Rozpędzony tir na autostradzie za Nowym Światem bierze
zakręty tak kozacko, że gubi koła

- Na poboczu autostrady płoną szczątki kilku samochodów
osobowych i autobusu

Prequel:
- w kiosku ruchu kupuję 3 częściowe wydanie gry Mortal
Combat. Cały sen dalej, jest tą grą.

Muszę ograniczyć zaglądanie do serwisów informacyjnych. Polityka to tylko brud.


Rewolucja zjada swoje dzieci. Smutne. Rodzina królewska, nic
o nich nie wiem. Nie mam pojęcia czy są źli czy dobrzy. Czy byli
niesprawiedliwi dla swoich poddanych czy po prostu głupi. A jednak tkwią w
pałacu jak w pułapce, otoczeni przekupionymi świniami na stanowiskach
urzędników.  Obleśni ministrowie dyktują
im warunki. A pętla się zaciska. Oni dobrze wiedzą, czym dla królów kończą się
rewolucje. Gilotyna to to humanitarne wyczekiwane rozwiązanie. Ale spodziewać
się go to bezzasadny optymizm. Dlatego królowa rozkazuje swoim dwóm starszym
synom uciekać z miasta póki mogą. Młodszemu nawet nie mówi o co chodzi, żeby
nie mógł przypadkiem zdradzić tajemnicy. Każe mu iść do jego nauczyciela, wie,
że ten jest jej wierny i wywiezie go z miasta. Jest biały koń na którym ucieka,
są inne pędzące przez nocne miasto bez jeźdźców, żeby zmylić pościg. Nie wiem,
czy się udało. Nie znam losu królewskiej rodziny. Rewolucja się odbyła i teraz
świnia, która ją poprowadziła zwiedza zamek. Schodzi do lochów i znajduje salę
tortur. Wiszą tak jak mięso na hakach, żywi jeszcze ludzie. On ich ogląda, bez
współczucia, bez cienia emocji. On ma rację, idee, zwyciężył, po co ma się
przejmować tymi, którzy nie są nim. Szturcha z zaciekawieniem i pewną odrazę
kawałki ciała odkrojone od kości. Jednemu z więźniów wiszącemu na hakach pod
sufitem, obdartemu ze skóry z zaciekawieniem unosi głowę i uśmiecha się. Tak to
jego wróg. Widać mieli  z królem
wspólnego wroga. Więzień pluje mu w twarz. Cała sala tortur jest pełna takich jak
on, ale wiszą na swoich „stanowiskach” podejrzanie cicho.

czwartek, 20 stycznia 2011

a...z Arkadii


Wiozłam do mojego nowego mieszkania, w nowo budującym się osiedlu, listwy przypodłogowe. Mieszkanie oczywiście na kredyt. W zasadzie w stanie surowym, świeżo postawiony bloczek. Adres taki sam jak mój obecny. Jakiś pan mnie skierował gdzie trzeba i tu zonk. Mieszkanie okazuje się kupiłam na spółkę z jakąś laską. I problem numer 1 : mamy salon, kuchnię (dużą połączoną z jadalnią) i sypialnię – kto gdzie śpi? No w tym wieku już nie będę się męczyła z lokatorką  w jednym pokoju. Ciężka decyzja. W dodatku okazuje się, że to mieszkanie to wcale nie takie nowe, bo całe umeblowane kompletnie w stylu babcinym. I na podłodze ma znienawidzone przeze mnie panele. Takie jasne, beżowe, porysowane i pogięte. Jak już prawie wymyśliłam do mieszkania wskoczyło jakieś wampirzysko i jak nie ryknie “a wy skąd!”. My  na to “Jak to skąd?  Z Arkadii”. Ten się zasępił, pokiwał głową i mówi “No tak w Arkadi zajebiste promocje dają”


środa, 19 stycznia 2011

Nie uciekniesz od Smoleńska


Płynęłam łódką z ludźmi przez zalany las. Właściwie to bagna i moczary. Przewrócone, gnijące drzewa, podtopione krzaki. Zalane łąki pełne lilii wodnych. Najśmieszniejsze, że przez cały czas płynęliśmy przez ten zalany las ścieżką. I na tej ścieżce leżały co kawałek wyrzucone plastikowe kubeczki. I one prowadziły do miejsca katastrofy lotniczej. Kiedy dopłynęłyśmy podniosłam z ziemi kawał śmiecia i powiedziałam "sierść – to tutaj" i faktycznie okazało się, że to tutaj. A zwłoki pilotów opierdzieliły niedźwiedzie – dwa konkretnie  A potem się pogryzły i jeden zdechł. Teraz jego truchło leżało i rozkładało się już nieco. I gubiło sierść.

no i wygląda, że nawet brak telewizora nie uchronił mnie przed Smoleńskiem. Ale przynajmniej moja teoria jest oryginalna – pasażerów opierdzieliły niedźwiedzie. A samolot zapewne rozbił się o lilie wodne. Nie ustaliłam roli plastikowych kubeczków w całej tej sprawie. Czy raport coś o nich wspominał.

wtorek, 18 stycznia 2011

greenpeace ^^ lol


półmrok, pora pomiędzy dniem a nocą. Już nie jest widno, ale
jeszcze nie jest ciemno. Jest tak spokojnie i tak tajemniczo, trochę strasznie.
po parku biega dziewczynka z piłką. Biega zmieniając się w ciemność,
niesamowicie szybko jak teleport. Jest tu z matką i matka też nie jest
normalna, ale nie wiem co potrafi. Dziecko jest sympatyczne. Matka się raczej
nie odzywa. Park to pola mokotowskie, albo ten przy dworcu zachodnim. Widzę
drzewa.


Ale nie mogę dłużej gawędzić z dzieckiem ani się z nim
bliżej zapoznać. Muszę iść, bo słyszę strzały na strychu kamienicy. To
morderstwo. Nie zdążyłam mu zapobiec. Kamienica stoi przy parku. Mieszka w niej
człowiek, który twierdzi, że Greenpeace wyrwał mu wannę ze ściany, ale ja mu
nie wierzę.

Macie być odwrotni


Obiecaliśmy babci opiekować się C., ale on gdzieś łaził. Więc dorobiliśmy mu Joystick, żeby móc nim sterować na ulicy. Najpierw ja trochę sterowałam potem ojciec. No i tylko ojciec wziął Joystick od razu Cezary wlazł na ulicę prosto pod samochód i go zabiło.

Problemem okazał się jego testament. Napisał w nim, że jego znajomi w zależności od tego jak są daleko, będą odwrotni. No i ludziom od tego zaczęło odwalać, ja w ogóle uciekałam, z jakimś gościem, który w ramach odwrotności zostawił swoją dziewczynę. W pewnym momencie byliśmy gdzieś na dachach – wyglądało jakjakiś pałac / taras. I tam siedzieli bandyci. Wysłali gdzieś swoich ludzi, żeby wzięli zakładników ale ponieważ wszystko się odwracało to oni i świat też. Jak skontaktowali się z jednym z nich to okazało się, że zhybrydyzował z zawartością
łazienki (sedes, zlew, mydelniczka). Były wmontowane w jego ciało i wyglądało to dość tragicznie. Zdałam sobie sprawę, że trzeba będzie powiedzieć babci..To miało być dopiero wyzwania.

w jakim wieku wampiry idą siedzieć za pedofilię?


Pojechałam z rodzicami do…hmm albo był to Wielki Kanion albo jakaś inkaska czy majowską struktura religijna. Na pewno w Stanach chociaż droga dojazdowa była Polska.. Jechaliśmy polonezem, w jakąś nieszczególną pogodę. Samo miejsce robiło wrażenie, najpierw przejście przez most baaaardzo wysoko nad przepaścią. Bałam się, że mama się tam zaklinuje ze swoim lekiem
przestrzeni ale nie. Potem była przepaść, do której o mało co nie wpadliśmy. Pod stopami otwierała się jak wielka jaskinia, a wewnątrz/ a może jej ściany tworzyły tę konstrukcję była czaszka ze
skały. Miała oczy i nos i była gigantyczna. Sama jaskinia była kiepsko zabezpieczona, siatka ją pokrywająca miała oczka metr na metr. Mama łażąca z zamkniętymi oczyma prawie w nią tyłem wlazła. Kazałam jej otworzyć oczy i spojrzeć gdzie omal nie weszła.
Potem była część hollywoodzka, był bar na samym szczycie góry (wyglądał jak bar z jakiegoś znajomego schroniska, na szczycie góry zawsze jest bar, jedzenie i schronisko). Przed wejściem na teren baru  stały ubrane jak z horroru dziewczynki
zawodzące coś o jakiś martwych nagich kobietach. Cieszyłam się jak dziecko, bo to było miejsce kręcenia jakiegoś mojego ulubionego filmu, jeżeli nie większości filmów.
Była też część muzealna. Przewodnik pokazywał nam ołtarz do leczenia. Próbowałam się na nim położyć ale był za wąski, brakowało mu jednego paska kamienia od prawej, ta część leżała obok ale nie pasowała, bo kamienie nierówno rosły i ten musiał podrosnąć trochę bo był za mały. A na środku miał wgłębienie, moim zdaniem na serce albo na krew.
Nie wiem czy ta część snu była teraz czy później.
Potem okazało się, że ojciec się obraził o coś i dlatego nie zwiedzał z nami kompleksu. Wyglądało to tak jakby rodzice mieli się rozwodzić. Jakaś sekretarka w tym była chyba.  Ale po pierwsze uznałam, że jak się obrazi i nie obejrzy to potem będzie żałował a poza tym zmusiłam ich żeby poszli razem ze mną zwiedzać, bo ja mam traumę jak się kłócą.
Problemy się zaczęły chyba już po zwiedzaniu kiedy mieliśmy
wychodzić. Rozpętała się paskudna burza, a że to było wysoko w górach to w
trybie awaryjnym zamknęli szklaną śluzę w wyjściu. Od tego momentu moi rodzice nie wyglądali jak moi rodzice, a ja nie byłam sobą tylko małych chłopcem. Ojciec miał garnitur i wyglądał na skrzyżowanie bankiera z przestępcą.
I śluza opadła tak że on został na zewnątrz a my w środku.
Naturalnie dobijał się do środka, na dworze kotłowały się granatowe chmury i
lało. W tym momencie strażnikowi coś odwaliło, złapał za kałacha i go zastrzelił
(przez śluzę) i parę osób w środku też zastrzelił. Potem go chyba obezwładnili.

Chodziłam najpierw z ludźmi a potem sama po kompleksie. Już nie był taki fajny, nigdzie nikogo z obsługi. Jakoś entuzjazm mi się skończył. Zwłaszcza kiedy ojciec?? Żywy z kimś za śluzą zagadał czy coś grozi jego synowi, a  jeden z kamieni w ścianie
rozpuścił się jak wosk wypuszczając ohydnego wampira i ten stwierdził rechocąc,
że tylko rozerwanie odbytu…khem…brzmiało to bardziej makabrycznie niż
pedofilsko. Ganiał mnie po całym kompleksie, po dawnych wykutych w
kamieniu celach, przerobionych na luksusowe pokoje.

To kolejna archiwalna… prawie jak scenariusz do filmu, ale pedofilskiego wampira bym sobie osobiście odpuściła. Majom i tak nigdy nie ufałam. Nie znali się na kalendarzu.

jeżeli płonący dom to umysł to czym jest remontowany kościół?


We śnie kościół był niewielką drewnianą budowlą. Zbudowany
z bali, poczerniałych od dymu i upływu lat. Zawierał w sobie również niewielką
plebanię i dzwonnicę zamkniętą przed wiernymi współcześnie wyglądającą metalową
siatką. Wymagał generalnego remontu i jeżeli już o tym mowa  to również posprzątania. Zwłaszcza łazienka,
w której stała wielka żeliwna wanna, a w niej na ściankach zanotowany
wodoodpornym markerem wzrost dzieci parafian. Matki przychodziły tu je kąpać i
od razu zapisywały ile pociecha urosła. W kościele było oddzielone miejsce na
„chórze”, do którego można było dostać się jedynie z trudem. Stopnie były
ledwie trzymającymi się na zardzewiałych gwoździach deseczkami. Żadnych
barierek, żadnego oparcia dla rąk. Dostanie się na chór, wymagałoby
umiejętności wspinaczki skałkowej. Podobnie rzecz się miała z dzwonnicą, nie
dość że okratowana, to jeszcze stopnie schodów rozlatujące się od postawienia
stopy. Kościół pozostawał nie remontowany, ponieważ poprzedni proboszcz
zazdrosny o swojego następcę robił co mógł, aby nie musieć dzielić się z nim
swoim kościołem. W kościele modlili się również wierni, ale robili to zbyt
hałaśliwie i nowy właściciel parafii z oburzeniem zwrócił im na to uwagę.

poetyka zabiła szczegóły i pochowała je pod zwałami mistycyzmu


O..o..o ten jest poetycki.

Musiałam niewiele pamiętać skoro go tak zapisałam, ale ładnie jest i mistycznie. No, że nie wspomnę, że była w nim z tego co pamiętam naprawdę epicka bitwa o mroczną twierdze i nieumarli i trole i orki i w ogóle wzniosłam się na wyżyny marzeń scenarzysty. A nawet nie musiałam kupować biletu do kina.




  • oko zrobione z białego kamienia, popękane od starości ma tęczówkę z turkusu

  • ścieżka wysypana białymi kamykami uspakaja każdego kto po niech stąpa

  • z ciemności wychodzą potwory, które trzeba zabić

  • żywe szkielety rozkładaja swe czarne skrzydła, czekając na rozkaz

  • biała nicość pożera nędznikow w bratobójczej wojnie

  • czarny koń ma na szyji krwawe ślady sznura

  • najszybciej biegam kiedy mam cztery nogi

Wywalaj!


dziś w nocy śniła mi się wędrówka przez krainę o czerwonej ziemi
Rozmawiałam ze swoimi grzechami, były eleganckie i wydawały się takie inteligentne. Szłam i szłam, aż dotarłam do starego, rozsypującego się mostu nad przepaścią. Suche, poprzecierane liny, kruche i łamliwe deski. A na moście, na środku stała Śmierć. Taka typowa, czarna szata z kapturem, kościste dłonie, kosa w ręku. Nie widziałam twarzy.
Bałam się postawić stopę na moście, bo wyglądał jakby się miał zarwać od pierwszego kroku.
I wtedy śmierć kazała mi wszystko wyrzucić.
Miałam przy sobie pieniądze, wyrzuciłam je ale to było za mało.
Wyrzuciłam znaleziony wcześniej odtwarzacz muzyki, ale to było za mało.
Wreszcie wyrzuciłam komórkę, kontakty ze wszystkimi i wystarczyło.
Kruchy most zniknął, a ja po nim niewidzialnym przeszłam na drugą stronę i poszłam dalej.

Długo jeszcze podróżowałam, usiłowałam odnaleźć ten most i tę Śmierć na nim, ale nie udało mi się. Droga była ta sama,ale tego mostu już nie było.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

ludzie krowy – czyli „ale my jesteśmy inteligentni”


Ludzie – trzyosobowa rodzina zamienieni w krowy. Właściwie to nawet śmieszne, bo krowy były brązowe nie łaciate. Chyba z jakiejś mięsnej odmiany. Wmieszali się w stado krów i biegli z nimi. Ktoś inny, jacyś ludzie pędzili to stado gdzieś, możliwe że do rzeźni. Ludzie-krowy postanowili się oddzielić od stada i uciec. To było trochę dziwne, bo w każdej chwili mogli wrócić do ludzkiej postaci, byłoby im chyba łatwiej. Ale nie zrobili tego tylko biegli przez las w kierunku wału przeciwpowodziowego nad rzeką. Wtedy natknęli się na płot. I ojciec-krowa powiedział – to na pewno pułapka, ale jesteśmy inteligentni I damy sobie radę. Po czym popchnął furtkę w płocie łbem i weszki do pułapki. Furtka się zamknęła i nagle ten kawałek lasu ogrodzony płotem okazał się być szklana windą. Na lśniącej podłodze, zwinięty w kłębek leżał jakiś mężczyzna. Potem byli ludzie dookoła i rozmawiali o czymś. Ale ludzie krowy już nie umieli zmienić się w ludzi.

Nie wiem co miał na myśli Wąż, ale tak się zastanawiam się ilu ludzi w historii powiedziało sobie „ale my jesteśmy inteligentni” po czym  wlazło w pułapkę. I ilu raz zdecydowawszy się zachować jak zwierzę zapomniało jak wrócić do człowieczeństwa.