poniedziałek, 13 lutego 2012
całe wieki nie śniłam o nieodrobionej pracy domowej
Zostałam pracę domową z polskiego i oczywiście jej nie odrobiłam. Mogli nie mówić, że tylko jedna osoba w grupie musi się nauczyć tekstu na pamięć. Kolega się nauczył to ja nie. Przychodzę do szkoły, wpadam do sali gimnastycznej, a tu kolejne grupy prezentują swoje prace. Konkretnie – prezentują fragment przedstawienia o Helenie Trojańskiej. I owszem, nie trzeba znać tekstu na pamięć, można było sobie zmodyfikować, zrobić własną interpretację itd, ale…
No właśnie: moja grupa jak na złość postanowiła tłuc te wystąpienie zgodnie z tekstem, znaczy jestem jedyna osobą z grupy, która nie zna swojej partii na pamięć. Mało tego, wiem też o czym jest mój kawałek tekstu, chociaż jest krótki. Nie mam kostiumu. Nie wiem kiedy mam wyjść na scenę. Masakra. Podstawiają mi kawałki sztuki pod nos. Na szczęście mówię tylko jeden mały paragrafik. Ale z nerwów ciągle go zapominam i nie mogę go znaleźć w książce. Mam tylko wyjść i poprosić posła z kraju, którego nazwy za nic nie mogę wbić sobie do głowy, czy nam pomogą w wojnie. Tylko jak niego patrzę to przypominam sobie, że w książce oni pomogli i oczywiście zginęli wszyscy, bo z woli bogów Troja miała upaść. To mnie dodatkowo dobijało. Po chuj mam go pytać czy pomoże, jak wiem, że go tym zabiję. Więc usiłowałam wymyślić taką interpretację mojego tekstu, żebym mogła go wygonić, coby nam przypadkiem nie pomagał.
Kiedy w końcu wyszłam na scenę miałam już kostium i nawet fryzurę, ale nie mogłam się pozbyć tego dołującego uczucia, że wszystko jest przesądzone.
Morały :
teatr – praca domowa – szkoła – proces socjalizacji, dopasowanie maski do otoczenia w celu uzyskania akceptacji. Niestety jak widać na obrazki powyżej, maska nie pasuje, bo wybory otoczenia nie są przeze mnie akceptowane. Otoczenie postrzegam jako ograniczone i bezrefleksyjne, co mnie irytuje. Oczywiście sztuka, a przecież życie jest sceną, dozwala na pewne interpretacje, ale moja wydaje się odbiegać dość daleko od tej wybranej przez grupę. Może czas zmienić grupę?
Zastanowiłam się też, czemu w tym śnie Helenę widziałam tylko z tylu. W srebrnej lekkiej tunice, we fryzurze jak ze starożytnych waz. Dochodzę do wniosku, że Helena jako wcielenie perfekcji nie może być zobaczona. Nie da rady spojrzeć w twarz doskonałości. Tu konkretnie reprezentowała też księżyc, którego kolorem jest srebro, a księżyc to obiekt odległy i nieuchwytny, symbol magii i iluzji, której nie można dotknąć. Ciągnący nas do przodu, ale nie dający gwarancji, że nasz kierunek jest dobry, bo być może podążamy właśnie za księżycową iluzją. Ostrzeżenie przed podążaniem za czymś tylko dlatego, że ładne i lśni? Czy ideologia lśni?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz