Strony

niedziela, 31 marca 2013

nie cierpię zombie

Zjechałam z tatą windą do kopalni. Poszedł do pracy i zostawił mnie na poziomie dostępnym ludziom z zewnątrz, ale ja zjechałam od razu na jakiś tajny poziom. Zastanawiałam się, co by zrobił jakby była nagła ewakuacja. Szukałby mnie czy liczyłby, że sama wyjdę. Ja doszłam do wniosku, że bym się ewakuowała.

Potem, już na powierzchni dowiedziałam się, że kopalnia należy do elfów i wydobywają one tam kryształy.
Informacja wyszła na jaw przy okazji inwazji zombie. Wyłaziły wszędzie gdziekolwiek stanąłeś, nawet grzyby były zombie. Wszędzie na stałym gruncie byłam zagrożona. Ludzie usiłowali uciekać w panice, ale zombie łapy wyskakiwały im pod nogami. Do tego zielonkawy smród unosił się z ziemi. Ogólnie dawało to mocno klaustrofobiczne wrażenie niemożności uniknięcia smrodu i śmierci.

Wreszcie znalazłam sposób. Po jakiś kawałkach drewna zeszłam do koryta rzeki. Była płytka, ale szeroko rozlana i wyglądała na czystą. Wskazałam tę drogę dziewczynie, która była ze mną. W wodzie jak się okazało zombie nie mogą się pojawić. Tak więc stojąc w strumieniu byłyśmy bezpieczne. Gdzieś w tym momencie zaczęłam mieć pretensje do elfów, że siedzą sobie w tej kopalni i nie pomagają nam wcale.

Jednak pojawiło się coś innego niebezpiecznego, w wodzie przy brzegu. Coś co wyglądało jak kłębowisko zielono-szarych węży. To była Echidna, przynajmniej tak się nazywała w moim śnie. Imię poczwary znalazłam na kartce, najpierw myślałam, że nazywa się Tyria, miałam też do wyboru inne imiona na odrywanych karteczkach, ale doszłam do wniosku, że to jednak Echidna. Tłukłam tego bydlaka po głowie gaśnicą, aż go rozplaskałam na krwawą masę, ale on ożywał. Trzeba było coś zmienić w nastawieniu, żeby go ubić.



nie umiem obsługiwać różdżek

Dzisiaj ludki wezwały mnie do poczwar, które się pojawiały nad jedną górą. Pojawiały się jak dla mnie podejrzanie, bo przypominało to wyświetlanie hologramów w powietrzu.

W górze przy bliższych oględzinach narratora, okazała się istnieć mała, otoczona skałami polanka-pułapka. Na polance siedziały, ukrywające się w szczelinach gołe laski. W sumie dobrze, że się ukrywały, bo co jakiś czas przyłaził antropomorficzny tygrys w kimonie, czy też w szlafroku, i spychał do dolinki parę mega wielkich głazów. Potem siadał i zaczynał medytować.

Poszłam na szczyt góry, pogadałam z laskami, które wcale nie wyrywały się do wyjścia na wolność, po czym wychodząc za róg, nadziałam się na dwóch szarpiących się ze sobą gości. Jeden był czarnoksiężnikiem, drugiego nie kojarzyłam. Na ziemi leżała różdżka więc ją złapałam i usiłowałam przysmażyć panów laserowym promieniem. Udało mi się uzyskać, coś w rodzaju fioletowej linii wskaźnika, i nawet walnięcie im po oczach nic nie pomogło.

Czarnoksiężnik się wkurzył, przerwał szarpanie się, drugi facet gdzieś się zapodział, korzystając z okazji, i zaczął mi tłumaczyć działanie różdżki. Wyjął mi ją z ręki i nabijając się ze mnie, poinstruował, że najpierw trzeba ustawić jeden z pierścieni na niej, na pełną moc.

Potem wdrapałam się na szczyt góry i umieściłam tam jedną z lasek z polanki. Ot tak, żeby ludzie mogli ją karać za rozpustę czy też jakieś inne grzechy. Na sugestię czarnoksiężnika  przeniosłam ją na inną skałę, żeby można było tam zrobić cyrk.

sobota, 30 marca 2013

operators

Oczywiście kiedy się budziłam w nocy, pamiętałam wszystko, ale teraz już jakby mniej. :/

Byłam chłopcem, z dość ubogiej rodziny, który odkrył, że dzieją się straszne rzeczy i chciał uratować świat. Zdaje się podkochiwał się w córce burmistrza, ale ona zupełnie nie wierzyła w jego historie. Burmistrz i jego żona oczywiście mieli własne zdanie o tym, z kim córka się nie powinna zadawać. Dlatego zaniepokoiło mnie kiedy mama powiedziała, że zaprosili mnie na kolację.

Nie wiem dokładnie jakie siły działały i co się działo, ale nieco oświecił mnie starszy pan, który powiedział, że są różne grupy ludzi. Generalnie jedni szukają Fun i potrafią się wcielać kilka razy, nawet w to samo wcielenie, inni są Obrońcami, a jeszcze inni  w tym burmistrz są Operators  i oni mają moc sprawiania aby rzeczy się działy. Niekoniecznie bespośrednio w nie ingerując. Jako przykład podał gościa, który sprzeciwiał się burmistrzowi i wpadł pod pociąg (albo tramwaj) i w dodatku pokazał mi, że ten gość w poprzednim wcieleniu też mu podpadł.

Historia poprzednich wcieleń była jakby filmikiem animowanym, a bohaterowie byli owadami. Ja byłam tłustą muchą w przepoconym podkoszulku, z niedogolona mordą, siedzącą w fotelu. Burmistrz owad szedł sobie, aż tu nagle się przewrócił i tamten człowiek go wyśmiał. Więc w poprzednim wcieleniu wpadł dla odmiany pod walec. Burmistrz jako operator był bardzo niebezpieczny.

piątek, 29 marca 2013

trup za biurkiem

Dorota siedziała za biurkiem, a ja podpuściłam Karola i Martę, żeby ją postraszyli. Niestety padła na zawał jak siedziała. Poradziłam im żeby zwiali, a nikt się nie zorientuje, że ona nie żyje i kiedy umarła. Posłuchali mojej rady. Po jakimś czasie ktoś podszedł i zaczął Dorotę budzić. O dziwo zadziałało i nie dość, że się obudziła, to mówiła normalnie pomimo, że cały dzień krew nie dopływała do mózgu, bo była martwa.

dwaj murzyni w krzakach

W środku lasu na wyspie bosa, ubrana w skóry murzynka spotkała rodzinę murzynów chowającą się w krzakach i wydarła się na nich. Tłumaczyli  się jak mogli, że się zgubili, ale one wiedziała, że tak naprawdę chcieli zostać na wyspie po dozwolonym czasie. Nie wiem czy to dzień czy w nocy. Reguły były takie, że nie wolno zostawać, a jak już cię przyłapią to musisz na wyścigi biec z całą rodziną, żeby się uratować. Jak cię nie dogonią to żyjesz, ale jak cię dogonią to kiepsko.
W następnej scenie okazało się, że ta murzynka wcale nie jest dzika. Jest bogatą elegancką damą, ale nie do końca czuje się dopasowana do społeczeństwa.

środa, 27 marca 2013

maszyna do niszczenia i Brad Pitt

Byłam w domu dawnej przyjaciółki, z którą teraz nie rozmawiam.  Zaprosiła mnie, żeby mi coś pokazać. Jej kamienica stała naprzeciwko innej, starej i popadającej w ruinę. Pogoda była kiepska i chyba padało. 
Przed kamienicą leżała góra wywalonych mebli. Zastanawiałam się jak tyle mebli się może marnować. W oknach pustych mieszkań też było widać pozostawione samym sobie przedmioty takie jak np wiszące ubrania. W jej domu znalazłam również sporo starych mebli, wręcz antyków, które np robiły za stół garażowy. Ewidentnie marnowały się. 
Wspominała też coś o oknach. Zapytałam się jej, zdaje się, czy się nadal nie otwierają, a ona odpowiedziała, że otwierają się, ale nie da się ich potem zamknąć, ze względu na wypaczające się framugi. Zdziwiło mnie to, że okna wyglądały na nowe. 
Zawołała mnie, żeby mi coś pokazać. Szłyśmy ulicą rozmawiając o tym, jak mogę się dostać szybko na wieżę Eiffla, samolotem przed Ottawę. Zdaje się, że wybierałam się tam z okazji moich urodzin.
Wreszcie stanęliśmy przed kamienicą i spotkaliśmy się z emerytami z tego drugiego budynku. Tego zrujnowanego  Kiedy patrzyłam na niego pierwszy raz, myślałam, że jest całkiem pusty, chociaż świeciło się światło w jednym, samotnym oknie. Teraz okazało się, że mieszkało tam sporo ludzi i oni wszyscy wyszli żeby zaprotestować. 
I wtedy pojawił się Brad Pitt.Wmieszał się w tłum. Nawet zamieniłam z nim słowo czy dwa. Nie byłam jakoś specjalnie podekscytowana, ale kiedy na przystanku autobusowym koło nas pojawił się mój dawny kolega, byłam dumna, że zobaczy, jak to osobiście znam sławnego aktora.
Aktor, jak się okazało, przyjechał na zdjęcia do filmu. Reżyser kazał nam - obsadzie ćwiczyć scenę gdzie konna policja rozpędza demonstrantów. Ludzie uczyli konie jak mają stawać dęba, tańczyć i tupać, żeby w filmie mogły straszyć demonstrantów. Wydało mi się dziwne, że konie jakich używaliśmy były bardzo rasowe i policja konna w życiu by takich nie miała, ale zignorowałam.
Grunt, że wśród demonstrantów była jedna ciapa, której koń, a jak się okazało później jamnik wywołał panikę. Wszystkie rumaki się spłoszyły, uprzęże się poplątały i konie jak jeden zwierz zwaliły się na wierzgającą i rżącą kupę. Jamnik rozbawiony gdzieś pobiegł, a facet za nim. Reżyser był naturalnie wściekły.
W następnej scenie mieliśmy grać wewnątrz tej starej kamienicy. Nasze tupanie wyraźnie nią trzęsło. Brad wpadł w kłopoty ponieważ zaczął zsuwać się do wlotu maszyny stojącej w piwnicy. Maszyna była czymś w rodzaju niszczarki i mogła go przemielić na kotlet. Na szczęście ten ciapowaty aktor uratował go. On też wisiał nad wlotem, ale kopniakiem odsunął rurę, a potem zeskoczył na podłogę.
Brad był oczywiście niezmiernie wdzięczny ale reżyser i tak zwolnił ciapę. Dziewczyna ciapy na odchodnym podniosła spódnicę i pokazała wielkiego, spuchniętego siniaka na nodze. Tak na wysokości podwiązki. Zdaje się, że za podwiązkę powinna była być wetknięta warząchew, ale gdzieś zginęła. Jak się potem okazało znalazły ją i zaciągnęły do swojej nory-mieszkania, myszy. 

nagrobki


Dziś musiałam się przeprowadzić za granicę. Wyprowadzałam się od starszej pani, u której mieszkałam na stancji. Pakowałam różne rzeczy, ale miałam ograniczone możliwości. Pamiętam, że wyjmowałam rzeczy z kanapy i pakowałam. Nie wiem czemu w kanapie była też porcelana , na szczęście nie moja.

Między innymi zapakowałam w dwa słoiki, pakiety złotych płytek wydobytych z indiańskich grobów. Płytki zrabowałam, rozkazując Indianom rozwalać nagrobki i wyjmować je. Przedstawiały superego i id. Związałam je w dwa pakiety i schowałam do słoików. Niestety wpadłam na pomysł, że przez granicę to ja tego nie przewiozę, bo raz, że złoto, a dwa zabytki, do tego kradzione. Postanowiłam więc ukryć je na cmentarzu. Jakaś laska przyłapała mnie ze słoikami i oskarżyła o posiadanie narkotyków, ale dałam jej spróbować konfitury ze słoików i udowodniłam w ten sposób, że to nie mogą być substancje odurzające. Jednak na cmentarzu nie było bezpiecznie, a do tego było dość mrocznie. Spieszyłam się najpierw planowałam odsunąć lekko płytę z nagrobka Chopina, ale zmieniłam zdanie, bo za dużo ludzi tam zaglądało. Znalazłam nagrobek króla. Nawiedzony przez upiory, ale zawsze coś. Wysunęłam szufladę i przez szczelinę wcisnęłam pakiety do środka. Pozdrowiłam króla, który leżał głęboko pod upiorami i uciekłam.

niedziela, 24 marca 2013

radioaktywny niemowlak

Nie jestem pewna gdzie byliśmy ale był to jakiś hotelopodobny twór, gdzie zatrzymaliśmy się z okazji konkursu. Każdy z nas miał napisaną, lub pisał jakąś pracę.Ktoś zrezygnował i wyjechał. Szukałam kogoś piszącego na konkretny temat. Hotel przypominał mieszkanie lub duży dom z pokojami umeblowanymi dla zwykłych mieszkańców.

Wreszcie zaistniała potrzeba zbadania/utylizacji niemowlaka. Obie aktywności ze względu na radioaktywność niemowlaka musiały się odbyć na Marsie. Wiec superman wsiadł do samochodu kolegi, wziął niemowlaka i stwierdził, że on się poświęci i poleci. Ktoś spytał, czy w takim razie oczekuje, że żona kolegi też się poświęci, ale zamiast niej zgłosił się sam kolega.
Pamiętam, że widziałam za fotelem kierowcy siatkę z zakupami.

Na Marsie poszliśmy z dzieckiem do lekarki, ale kiedy u niej byliśmy zadzwonił telefon. Odebrałam, spodziewając się, że matka dziecka myśli, że porwałam niemowlaka i już miałam się tłumaczyć, kiedy okazało się, że to gej Adam, zgłasza się do zaprojektowania mojego mieszkania, we wtorek i za 81 złotych :)

czwartek, 21 marca 2013

zima i wiosna


Pamiętam, że siedziałam w biurze, ale nie na swoim miejscu, na innym space albo w większym pokoju. I padał śnieg, masa śniegu, nie roztapiał się, bo było zimno, był sypki i jak zamachałam rękoma mogłam go spokojnie przedmuchiwać w inne miejsce  Usiadłam na cudzym miejscu pod oknem, gdzie mi zakomenderował mój szef, że mam siedzieć. Potem jednak wróciłam na swoje miejsce w kącie, tyłem do ściany. Mój komputer stał nie pod ale nad biurkiem i był cały pokryty śniegową czapą. Poruszyłam ją i zsypała się na mnie jak mała lawina.

Druga część snu była utrzymana w bardziej wiosennych klimatach. Przesiadłam się idealnie z jednego autobusu w drugi. Autobus miał numer 191 i jechał z pętli nad Wisłą na Saską Kępę. Przesiadłam się idealnie. Autobus pomimo lekko podejrzanej trasy skręcił we właściwym kierunku. Wsiadając ludzie mogli odpalić dopalanie prędkości na kilka przystanków. Sama skorzystałam z tej opcji. Usiadłam pod oknem i obserwowałam jak wiosenne zielone liście rozwijają się na drzewach w oddali. Patrzyłam z okna autobusu na drzewa w dole, ponieważ jechaliśmy wiaduktem. Byłam zadziwiona jak jeden ciepły, słoneczny dzień powoduje nagłe poruszenie w przyrodzie.

wtorek, 19 marca 2013

trochę tego jest


Na początku ganiałam po labiryncie, jakby wyjętym z tronu i wskakiwałam do naprawdę małych dziurek od klucza, żeby uciec przed bestiami.

Potem w autobusie w przejściu między fotelami kazałam murzynom ustawić się do startu i na komendę mieli pobiec. To ćwiczenie miało na celu nauczenie ich pływania na czas, na olimpiadę. Nie specjalnie łapali o co chodzi, krzywo się rozstawiali i startowali nie wszyscy na raz. Ale jak już załapali to wyszliśmy z busa i poszliśmy trenować na terenie zamku. Gdzie wybiegły do nas chroniące teren psy. Wyciągnęłam do jednego rękę i okazał się całkiem łagodny. Nie wiem czemu wróciliśmy do busa i mieliśmy nawzajem do siebie pretensje o te psy.

Na rozkaz taty hitlerowca obijałam drzwiczki od szafki jakimś materiałem. Właściwie to obszywałam je, ale kiepsko mi to szło, bo obszywałam jej wełnianą tkaniną, zieloną i coś nie wykalkulowałam ze stroną gdzie trzeba przyszyć tę wełnę. Po odwróceniu materiału okazało się, że materiał nie pokrywa ich w całości więc zerwałam go i zdecydowałam użyć pistoletu na zszywki. Mama, zapytana o jego miejsce pobytu odesłała mnie do garażu, wzięłam więc latarkę i poszłam do supermarketu budowlanego. Mama dogoniła mnie pod drzwiami, bo przypomniała sobie, że też coś chce. Mimo, że weszłyśmy do sklepu (wyraźnie pamiętam mijane płaszcze, dział z kwiatami i talerze), na końcu tej wycieczki stałyśmy przed budynkiem z cudzym rachunkiem na 100 tysięcy w ręku i rozważałyśmy możliwość wyniesienia cudzych towarów za darmo. Ktoś poradził nam, że jak taki wysoki rachunek to ja powinnam iść.

W między czasie hitlerowiec wezwał żydowską śpiewaczkę, która obraziła go czymś i wrzeszczał na nią. A ja się czułam szczęśliwa, że nie wrzeszczy na mnie. Ja byłam właściwej rasy więc moje krzywe obijanie drzwiczek było staraniem się, ale jej piękny śpiew był brzydki, bo  była złej rasy.

Jakaś egipska księżniczka chciała się ze mną ożenić, ale byłam biedny (albowiem byłam facetem) i jej ludzie uznali, że zrobią ze mnie faraona. Wpakowali mnie do grobowca i kazali udawać mumię. Kiedy turyści przechodzili obok zobaczyli mumię szarpiącą się w bandażach (chyba za ciasno owijali) i janczarów tańczących wokół taniec z szablami. Jakiś naukowiec wykrzyknął, że to musi być oszustwo i to nie jest tutejsza mumia ale jakiś słynny faraon. A ja w tym momencie runęłam dół, w głąb piramidy tunelem o złotych ścianach pokrytych hieroglifami. W dół i w dół. Właściwie to jechałam jak na deskorolce, w ręku trzymałam wyprostowanego węża (za ogon), a jego pysk opierał się na złotym klocku, klocek opierał się z kolei na kłębowisku węży, a one na poduszce z ognistych iskier. I tak mnie te węże ciągnęły, że zjeżdżałam coraz niżej, mijając złote posągi leżących byków na złotych postumentach. Wreszcie złoto mijane zaczęło zamieniać się w miedź, a na końcu zatrzymałam się w komnacie gdzie ściany były  z czarnego żelaza i nie było już złota ani malunków.
Na powierzchni księżniczka się denerwowała czy wrócę, bo nie mogła pozwolić żeby nikt nie trzymał jej serca.

pojedyńczo


Szłam sobie ulicą w Socho. Kojarzyłam ją jako ulicę koło mojej szkoły albo koło cmentarza. Geografia we śnie jest strasznie niezdyscyplinowana. Spotkałam tam starszą panią, która mnie najwyraźniej znała, bo podeszła do mnie i powiedziała, że już kiedyś ją rozbawiłam. Pogadałam z nią krótko i poszłam sobie dalej, bo nie chciałam się spóźnić.
Potem byłam w zamku z kamienia, szarego bodajże. Szliśmy grupą i nieśliśmy hobbita w małej klatce. Po jakimś czasie go wypuściłam, a ktoś zażartował, że trzeba je wypuszczać pojedynczo. Potem oczywiście się oddzielił od grupy i zgubił.

poniedziałek, 18 marca 2013

generalnie kino

Siedziałam przed kinem z jełopą. Jełopa miała kształt czerwonego emenemsa z reklamy i była moim adoratorem. Oglądaliśmy razem film kiedy nagle zamknięto drzwi do multipleksu. Wleźliśmy do środka, żeby sprawdzić, co się dzieje jako przykładni tajni agenci i odkryliśmy spisek kosmitów. Rozdzieliliśmy się aby w ciszy podkraść się do kosmitów i zobaczyć co się święci, ale emenems wpakował się na pająka i użył bomby żeby go zabić. Jak nas złapali opierdalałam ememensa, że jest żałosny i to jego wina.

Stałam na scenie w kinie z jakąś rodzinką. Prezentowali coś, co tak poruszyło publiczność, że postanowiła zacząć do nich strzelać. W pewnym momencie syn kobiety na scenie nakrzyczał na widzów, że źle robią. Wyszedł zza osłony,  żeby to zrobić, ale kiedy chciał wrócić jego własna matka wściekła wypchnęła go prosto pod kule, żeby osłonił to coś. Okazało się, że cały czas był nic nie warty.

sobota, 16 marca 2013

szafka grozy

Z jakiegoś powodu zanosiłam z jednego budynku naszego biura szafkę do innego budynku. Szafka docelowo miała znaleźć się u inżynierów, a po ich interwencji wrócić do mnie.
Inżynierowie się zdziwili, że chciało mi się osobiście im zanosić tę szafkę, ale powiedziałam, że mam niedaleko i tunel chroni od zimna, a w ogóle to musiałam się rozruszać.
Wracając zabrałam część szafki, ale kazałam odnieść szufladę i położyć i nas na recepcji na ladzie. Protestowali trochę, że to jakoś nie wypada, żeby szuflady się walały po recepcji, ale zgasiłam ich komentarzem, że u nich na recepcji stoi plastikowy, naturalnej wielkości, czarny koń więc szuflada nie jest aż taką ekstrawagancją.
Odnieśli całą szafkę zamiast szuflady i postawili ją pod drzwiami. Ktoś od nas nieopatrznie chciał ją wnieść do biura, ale po interwencji inżynierów szafka nabyła nowych umiejętności, rozpoznała, że to nie ja ją dotykam i zastrzeliła dotykającego. Tylko ja mogę ją teraz przenosić.

piątek, 15 marca 2013

człowiek drzewo


Najpierw śnił mi się człowiek mieszkający w lesie. Posiadał on coś w rodzaju platformy z drzew. Platforma była okrągła, wsparta na czterech żywych, chodzących pniach drzew. Platforma służyła do wyścigów konnych. Konie biegały po niej dookoła i jestem pewna, że widziałam jakiś ogień wokół nich. Na moich oczach po wyścigu, platforma odbiegła do lasu.
Człowiek z lasu miał problem bo w sam zamienił się w drzewo. Patrzyłam jak leży na chodniku, wielki jak drzewo, jego skóra jak kora, a ludzie atakują go włóczniami. Zastanawiałam się czy go to boli. Miał ludzkie kształty, ale liście zamiast włosów i korę na twarzy.

Dowiedziałam się, że mam lekcje i jestem spóźniona. Weszłam do klasy i od razu zauważyłam, że ludzie mnie nie lubią. Wszyscy patrzyli na mnie wrogo, miałam się przejąć, ale wzruszyłam ramionami i usiadłam w ławce obok byczka, który gapił się na mnie złośliwie. Na przerwie podeszłam do grupki uczniów i wdałam się w z nimi w dyskusję. Pamiętam jak jeden z nich rozzłoszczony powiedział „ Człowiek ma wszystko” a ja odpowiedziałam „wiecie, że 1 na 3 osoby zapada na raka, co oznacza, że jak jest tu nas troje, to jedno z nas będzie miało raka?” , a oni popatrzyli po sobie i ich nastawienie do mnie zmieniło się.
Śniło mi się też chodzenie po mieście w ładny letni weekend.

czwartek, 14 marca 2013

Po-top

Nie jestem pewna, czy byłam wewnątrz filmu czy na planie filmowym ale na pewno to miał być "Potop". Nie wiem czemu reżyser zdecydował, że tym razem w "Potopie" Kmicica nie będzie, co mnie zdziwiło.

Generalnie akcja sprowadzała się do jeżdżenia karetą po okolicy i okazywaniu chłopstwu następcy tronu czy też jakiegoś regenta. Towarzyszyła mu królowa i jakaś jej dwórka pisząca raporty.

Raporty po obejrzeniu okazały się pisane koszmarnie poetycko i regent stwierdził,że jak już je zobaczył to je ujawni i się skończy królowanie, ale zagroziłam mu, że jak to zrobi to zostanie z niego szkielet. Przy czym w szkieletyzacji jego osoby będę mieć aktywny udział.

Do tego królowa w środku lasu dostała ataku biegunki i musiała iść w krzaki gdzie zemdlała i musiałam ja ratować. Wtedy opowiedziała mi, że wie, że w ostatniej knajpie gdzie nocowaliśmy, ludzie przez dziurkę podglądali tę jej szpiegującą podwładną kąpiącą się w balii. Tak zwątpiła w  ludzi, że zastanawiała się, czy nie pieprznąć tego wszystkiego w diabły.

środa, 13 marca 2013

ciemno

Przysiadłam z Barbarą na stacji kolejowej w restauracji i zjadłam trzy dokładki, doskonale wiedząc, że przez to spóźnię się na autobus. Odprowadziła mnie do granicy miasta i usiadłyśmy na przedmieściu czekając na mój transport. Ptaki śpiewały, a powietrze było ciepłe, ogólnie ładny wieczór ale niepokojące dla mnie było to, że muszę dotrzeć do schroniska w górach, w nocy.
Na razie siedziałam i zagadywałam jakąś panią z pieskiem, o imieniu Precelek. Niestety coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że w górach noc jest ciemna jak zaraza i mogę po prostu nie znaleźć drogi do schroniska.

wtorek, 12 marca 2013

niebieskie motyle

Dziś odwiedziłam miasto słynące z hodowli motyli. Motyle były niebieskie jak niebo, ale kiedy w mieście wybuchł pożar wszystkie odleciały przestraszone. Pamiętam, jak patrzyłam na czarny dym na tle niebieskiego nieba i chmury motyli.

Pewna kobieta wprowadziła mnie w tajniki ich hodowli. Pokazała mi, jak do kuwety* wlatuje inny, mniejszy niebieski motyl ,a ona łapie go i kładzie na kwiatku. Motyl składa jaja, a z nich wylęgają się larwy. Nasze motyle składają swojej jaja właśnie w tych larwach ponieważ są pasożytami zwierząt i roślin.

Z motylami trzeba uważać ponieważ łatwo je przestraszyć. Opowiedziała mi jak kiedyś musiała sama płacić za szkody, bo krzyknęła i motyle się spłoszyły. Poderwały się nagle całą chmurą i uderzenie wichru od ich skrzydeł zerwało dachy w całym mieście, a ona musiała płacić za szkody.

Patrzyłam jak niebieska chmura motyli unosi się na niebie :)

* tak to była kocia kuweta

kot zakapior

Tata wrócił z polowania i mama aż się za głowę złapała. Przywiózł od kolegi okropny biały ser robiony jakąś barbarzyńską metodą i kota. Ser po przecięciu miał wylewające się mleko w środku, a kota tata dostał, żeby go dostrzelić.
Przyjrzałam się kotu i stwierdziłam, że zdychający to on nie jest ale jest jakimś lokalnym zakapiorem, który w marcowych walkach stracił masę futra i część ogona. Generalnie był więcej łysy niż porośnięty, ale łypał złowrogo. Uznałam, że do dostrzelenia się nie nadaje i znalazłam kontener, w który go upchnęłam.
Potruchtałam do sąsiadów - gdzie mieszkał całodobowy weterynarz i po dwóch próbach się dostałam do niego. Najpierw myślałam, że śpi, ale tata doradził próbować.
Wyciągnęłam kota z kontenera i zaprezentowałam go wetowi razem z jego historią. Wet podszedł stoicko i nie zaaplikował lekarstw, bo poza łysiną kot był zdrowy.
Chciałam go zabrać do domu, ale kontenerek zniknął i musiałam zatachać zbója na rękach. Resztę wieczoru spędziłam dzwoniąc do koleżanki i prosząc o przechowanie zakapiora w jej łazience, bo mój pokój na poddaszu już zawiera moje koty, a na strychu to ja drania za nic nie złapię.

poniedziałek, 11 marca 2013

gdzie i czy dziugnąć


Dziś miałam okazje na własnej skórze się przekonać jak się czuje człowiek wrobiony w igrzyska śmierci. Sen uznał, za miły motyw wywalenie mnie w towarzystwie moich znajomych, bliższych i dalszych na jakąś plażę na zadupiu z poleceniem dostania się do zamku i tam wymordowania się nawzajem aż zostanie jeden.
Uwagi godny jest fakt, że razem z nami zapakowali tam jednego z moich byłych uczniów – Mateuszka. Mateuszek miał chyba wszelkie papiery jakie mogą chronić w szkole młodocianego bandytę i budzącą postrach osobowość więc nic dziwnego, że we śnie został demokratycznie sprzątnięty zanim w ogóle dotarliśmy do tego zamku. Demokratycznie i przy użycia środków łatwopalnych zaznaczam. Woleliśmy się upewnić, że ścierwo nie żyje.
W zamku od razu rozstrzeliliśmy się na dwie frakcje,  ale ponieważ nikt nas za bardzo nie popędzał, żebyśmy się mordowali więc ograniczyliśmy się do szykowania na ewentualną walkę z wrogim obozem. Oczywiście to uczucie, że i tak 99,99% nas zginie pozostawało, ale jakoś abstrakcyjnie to wyglądało, bo jak na razie staraliśmy się współpracować. Zresztą o ile znalazłam masę narzędzi do ewentualnego mordowania (w kuchni) to jakoś nie czułam się specjalnie komfortowo na myśl o ich użyciu. W ogóle jakoś się do tego zabijania zabieraliśmy jak pies do jeża. W pewnym momencie wręcz wmieszałam się przez pomyłkę w nieswoją grupę i szybko się zwinęłam zanim ktokolwiek się zorientował.
Przywódca naszej grupy rzucił pomysł samobójstwa, żeby nie musieć rzezać znajomych. Zaproponował dziugnięcie się w szyję szpikulcem do lodu, tak mniej więcej nad klatką piersiową, z przodu. Mi to raczej wyglądało jak środek na bolesną tracheotomię a nie szybki zgon więc wysłałam go na recepcję po atlas anatomiczny, żeby sobie obczaił, gdzie najwygodniej się ciachnąć, żeby uzyskać skuteczny efekt śmiertelny. Rozważałam też skok z okna ale było jakoś masakrycznie nisko i prędzej bym połamała nogi.
W pewnym momencie ktoś pokazał nam filmik ze szpitala, gdzie jak się okazało odwieziono to co zostało ze strasznego Mateuszka i okazało się, że złożyli go jakoś do kupy, chociaż wyglądał jak potów Frankensteina po zderzeniu z cysterną wiozącą paliwo rakietowe. Opowiadał jak to zrozumiał jaki był zły i się zmienił, ale mnie to przerażało, bo wiedziałam, że jeżeli go nam wpuszczą znów, to  okaże się, że nadal jest małym wrednym sukinsynem i będzie nas chciał zniszczyć.

piątek, 8 marca 2013

bajgle i B16

Jechałam trasą wzdłuż rzeki, a może szłam i zobaczyłam jak drwale ścinają wielkie drzewa w malowniczym lesie. Niektóre z nich są naprawdę wielkie i strasznie mi ich było szkoda. Złościło mnie to bardzo. Zwłaszcza, że wycinali je żeby zrobić miejsce dla nowego urzędu gminy. Szkielet budynku wyglądał jak klasyczny architektoniczny straszak, z jakąś taką wieżyczką nadającą mu wygląd łodzi podwodnej.

Poza tym B16 coś narozrabiał i wyszło to na jaw, zrobiła się z tego jakaś straszna afera. Wierni wyrażali swoją dezaprobatę.

Kolega z pracy robił bajgle po czym piekł je na blasze i rozdawał ogromnej kolejce czekających. Jednego bajgla podał mi ale tylko po to, żebym podała go jakiemuś dziecku. Przykazałam mu, żeby się podzieliło z kolegą. Bajgiel miał kształt skarabeusza, a kiedy zapytałam kolegę co piecze, odpowiedział, że chałwę.

Zaprosił mnie do siebie do domu, co mnie zdziwiło, bo przecież gość żonaty, żeby mi pokazać jak się takie zielone ciasto piecze. Wsadził je do piekarnika i poszliśmy sobie, cały czas się dopytywałam, czy się nie przypali, ale on myślał, że martwię się o koty. Mieszkał w domu ciotki Maryśki.

środa, 6 marca 2013

Jeremiasz

Mama miała pretensję do mnie, że nie zabieram babci do kina nigdy, a ja jej  ściemniałam, że ja nie wytrzymuję całego filmu bez kibla,a co dopiero babcia.

Potem Stałyśmy we trzy na podwórku i przypałętał się menel, który zaczął nam zaglądać do toreb. Nie reagował na tłumaczenia, że to nieuprzejmie więc zawołałam tatę, ale menel go tak walnął, że aż parę metrów przeleciał.  Zawołaliśmy Gandalfa ale on też nie dał rady menelowi. Zawołał Aragorna, ale on pomimo podpuszczania, że menel obraża jego siostrę powiedział, że Jeremiasza bić nie będzie i popędził do kina.

W dodatku Krzych i jego dwóch kolegów mieli  zostać ukrzyżowani, a Tomasia miała im dać potem owoce.

wtorek, 5 marca 2013

urlop

Pamiętam, że żałowałam, że nie mogę się wybrać z mamą na urlop, bo nie mogłabym zostawić kotów w domu. Zastanawiałam się jak je zabrać. Poza tym mama nigdzie sama się, bez taty nie wybiera. Wnerwialo mnie to, bo chciałam z nią pojechać w góry.

sens piwa

W wyniku oglądania Archiwum X i popijania tego piwem wyśniłam sobie kryminał.

Otóż pracowaliśmy dla FBI, to dobrze, ale ktoś chciał nas wrobić - to źle. W pokoju obok leżała cała góra kokainy i miała być dowodem na naszą korupcję. Zamieniłam kokainę w sól, ale jak weszliśmy do pokoju to była tam tylko aparatura, czysta i sterylna. Istoty, bo wiedziałam, że nie ludzie się tym zajmują się teleportowali.
Wyszliśmy więc z komórki na drewno i skinęłam głową siedzącemu w gołębniku kotu zakapiorowi, którego podejrzewałam o bycie czymś więcej i wysiadłam z pociągu. Partner momentalnie zaciągnął mnie do intercity, bo musieliśmy gdzieś dalej  pojechać.
W intercity podeszła do mnie pani z jamniczkiem, a jamniczek strasznie przyjaźnie się łasił i chodził za mną. Spojrzałam jednak w małe lusterko i zamiast jamniczka było koło ze szprychami. Pomyślałam sobie od razu "oż ty łajzo". To nie był żaden jamniczek ale familiar czarownicy.
Mieliśmy się na nią podstępem rzucić, ale zobaczyłam na szafce wysoko toczący się agresywny kłębek wełny więc odbiłam się i z wyskoku trzepnęłam go ręką. Dwa inne skoczyły na mojego partnera więc wskoczyliśmy do kominka,  mając nadzieję, że się spalą i faktycznie po chwili w kominku leżał spalony facet.

poniedziałek, 4 marca 2013

sen potrzebny

W moim śnie pracoholik złapał od nas wirusa przywleczonego z głębi ziemi. Wirus zabijał ludzi, którzy nie mają dość snu. Jako wątpliwa moralnie persona i do tego pracoholik wiecznie na kawie, nie miał dość snu. Dlatego poszedł do lekarza i poprosił o tabletki na sen, bo nie umiał sam usnąć, ale mimo tabletek i kozetki okazało się, że nie śpi i tak, bo lek na niego nie działa.

sobota, 2 marca 2013

zimno

nie pamiętam wiele ale pamiętam góry i zamki, z których jeden był szczególnie niedostępny i miał lodowe elementy.

piątek, 1 marca 2013

trudny wybór


Trudno opisać ten sen chociaż jest tak krótki. Właściwie to tylko kilka obrazów, ale ich treść wykracza poza słowa, bo sen nie posługuje się ludzkim językiem i objawia swoje prawdy bezpośrednio sercu i umysłowi.

W moim śnie szłam przez pole dojrzałej pszenicy w słoneczny dzień. Gotowe do żniw kłosy, w kolorze białego złota, łagodnie kołysały się dookoła mnie. Zatrzymałam się i zerwałam jeden z nich. Uniosłam go do oczu i wtedy usłyszałam kobiecy głos. 

Spojrzałam i zobaczyłam kobietę w długim płaszczu trzymającą kłos w dłoni. Powiedziała mi, że trzeba wybrać czy być jak ta pszenica - realizować w życiu tylko ten cel dla którego nas stworzono, spełniać tylko przewidzianą dla nas rolę czy pójść  własną ścieżką indywidualizacji i być tym czym sami chcemy zostać.

Mój wzrok padł na pszenicę i zobaczyłam, że cała została zżęta.