środa, 7 marca 2012
upadłam, ale w dobrym towarzystwie
Najpierw góra. Wiszę sobie w przestrzeni kosmicznej, gdzieś na orbicie i atakuję wrogi statek kosmiczny aż nagle patrzę, a to nie ja tylko Batman. Celowo nie wspominam w jakim statku ja byłam, bo nie byłam. Atakowałam tych kosmitów luzem. Bez statku, bez kombinezonu. To było dość męczące i mam wrażenie, że zostałam ranna, bo zaczęłam tracić przytomność. Już miałam odpłynąć i spaść z wysoka, kiedy wyrosła mi druga głowa. Identyczna jak poprzednia. Całe ciało zmieniło się ni to w orła ni to w kruka. Głowy coś do siebie pogadały i zaczęłam spadać Na szczęście skrzydła mnie trzymały i było to bardziej jak skok ze spadochronem. Dopiero nad samą ziemią wróciłam do własnej formy.
Leżałam/stałam po środku czegoś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak wysypisko śmieci dla superbohaterów. Leżeli tacy połamani, rozbici, wyglądało, że oni też spadli, ale nie mieli tyle szczęścia co ja. Widziałam nawet Hulka, wystawał ze stosu innych.
Co się okazało. To co we mnie wstąpiło jako druga głowa i zmieniło mnie w ptaka było Aniołem. Tylko, że zbuntowanym aniołem, bo Bóg właśnie odkrył, że nie potrzebuje ludzkości do niczego i absolutnie zakazał nam pomagać. Czyli łapiąc mnie anioł złamał boski zakaz.
Czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Naprzeciw mnie wyszedł komitet powitalno-gratulacyjny. Istoty, które znam ze swojej książki, z sesji w RPG, i które są generalnie tym co w moim świecie najbardziej przypominało anioły. Takie świetliste, ze złotymi ozdóbkami, skrzydlate i w ogóle. Aż od nich światło biło, wyglądały zupełnie nie na miejscu w tym śmietniku bohaterów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz