niedziela, 11 marca 2012
Korea – najbliższy afrykański sąsiad Polski
Znów byłam dzieckiem. Tylko gdzieś tak około 17-18 lat i jechałam z klasą na wycieczkę autokarową. Kierunek najbliższe europejskie afrykańskie państwo – sąsiad Polski czyli oczywiście Korea. Podświadomość jak widać nie przejmuje się geografią i chronologią. Dojeżdżamy do granicy Polski z Rosją (jadąc na południowy zachód zaznaczam) kiedy orientuję się, że nie mam paszportu. Ale nic to, Rosja w Unii to paszportu nie trzeba więc wystarczy dowód. Okazałam – przepuścili. Po chwili okazało się, że co prawda przepuścili, ale chyba z dobrej woli tylko, bo dowód osobisty (starego typu) ma wyrwane najważniejsze kartki. Czyli następna granica może już być problemem. Ale przepuścili i oto jestem w Pradze. Chodzimy po sklepach, ale okazuje się, że brakuje mi kolejnej rzeczy – rubli. A tu pełne sklepy, lalki, książki, słodycze. A ja nic.
W końcu jesteśmy w Korei. I co ja głupia robię? Głupi żart na temat ich głowic nuklearnych. Więc jest problem, z jednej strony europejka, z drugiej strony nawet paszportu nie ma. Zastrzelić czy nie. Ludzie się patrzą jak na ufoka, ja się usiłuję kłaniać i udawać, że dziwna jestem, może nie zastrzelą.
W końcu zdecydowali, że oddadzą mnie jako zwierzątko do koreańskiej rodziny. I ta rodzina zaczęła mnie uczyć obyczajów. Zaczynając od jedzenia. Bo ja chciałam pałeczkami, a w Korei się je wykałaczką.
Dziś dzień geografii
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz