sobota, 17 marca 2012
wiedźma i krzyż
Stałam w Sochaczewie na podwórku koło szklarni i czekałam na śmierć. A to z tej racji, że byłam wiedźmą. Mogłam sobie obejrzeć dużo pouczających rycin, co się w takich okazjach robi. Np przybija do krzyża i obrzuca kamieniami. I było sporo ludzi dookoła, wszystkim było głupio, że mam umrzeć (chociaż nie tak bardzo jak mi pewnie) ale jakoś nikt się nie kwapił, żeby coś zrobić. I tak sobie patrzyłam na obrazek boga na krzyżu i myślałam, że może przynajmniej nie będą we mnie rzucać takimi rzeczami jak w niego. Jakoś nie mogłam się pogodzić z tym, że zaraz będę wiedziała jak to jest umierać.
A w końcu uratował mnie autobus wbijający się w betonową ścianę szklarni obok mnie. Nie żeby kogoś uderzył, albo wpłynął, po prostu to było takie odwołanie wykonania wyroku. Wyrok przestał być ważny.
wiedźma – coś nienaturalnego – chociaż pewnie nie dla wiedźmy. Posiadanie wiedzy niezrozumiałej dla innych i prawdopodobnie nie przeznaczonej dla człowieka. Zmienianie naturalnego porządku rzeczy.
Sochaczew – cóż, nadal mam poczucie, że w domu nie ma miejsca na prawdziwą mnie. I ze równie dobrze mogłabym omawiać z rodziną teorię strun jak i to czym się interesuję. Prawdopodobnie z teorią strun byłoby łatwiej.
Jezus na krzyżu – tak się ostatnio zastanawiałam, pod wpływem czytania Junga, na temat kolektywnego cierpienia i tego, że mając świadomość, że twoje cierpienie jest tym samym co przechodzą tysiące innych, a nawet sam bóg łatwiej się je znosi. Więc naturalnie szykując się na męczeńską śmierć pomagałam sobie tą metodą. A poza tym w którymś z poprzednich snów utożsamiałam się ze zbawicielem, który ma zmienić świat.
Autobus – jak już mówiłam, autobusy, trajtki i pociągi to głębokie idee poruszające się pod powierzchnią, w mroku niczym węże morskie. i jedna z nich właśnie wybiła się na górę ratując mnie przed śmiercią wbijając się w szklarnię.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz