Strony

sobota, 17 marca 2012

sprzatanie lasu


Czasami kiedy klasa jest na wycieczce część uczniów, która została  musi dołączyć do innych klas albo dostaje inne zajęcia.



No więc z takiej właśnie okazji dziś zamiast zajęć poszliśmy do lasu sprzątać. Kluczowej jest to że las kojarzy mi się z łowiskiem ojca, a więc kojarzy mi się źle.

Na zajęcia spóźniłam się, bo kiedy minęło 45 minut, dopiero stanęłam na moście, na który moja grupa właśnie wracała ze sprzątania lasu. Wracaliśmy najpierw w górach po śniegu i błocie, ale nie było dużego mrozu, jakby przedwiośnie, a potem przez jar obrośnięty drzewami. Właściwie nie tyle jar ile baaardzo starą drogą.  Drzewa ją tak zarosły, że nawet kiedy szłam samym środkiem gałęzie podrapały mi twarz do krwi. Wreszcie wyszliśmy z lasu i zapanowała wiosna. Ciepłe słońce, błękitne niebo i zielona trawka, naprawdę relaksująca przygoda. Niestety jak wróciliśmy do domu/szkoły czekał nas opierdol. Że przestraszyliśmy niedźwiedzie, że rozmawialiśmy z owcami o wypasie, że ingerowaliśmy w dziką przyrodę. I na nic się zdały tłumaczenia, że przecież chcieliśmy dobrze, a wypas owiec jest pożyteczny. I za karę musieliśmy tam wrócić.

Tym razem byłam wściekła. Jakieś zwierzę, chyba żbik zaatakowało Peppera. Więc złapałam kota pod pachę i pogoniłam żbika, a potem pobiegłam do domu. Po drodze zauważyłam jeszcze jakiegoś tygrysa i wpadałam w masę kolorowych kulek skrywającą drabinę w dół. Miała 35 stopni. Na końcu rozdwajała się na część „zabić Snape-a” i „nie zabić Snape-a”. Nie pamiętam, którą wybrałam, ale sądząc po wściekłości to było raczej zabić.

Sprzątanie lasu – w szkole co wiosnę robi się jakieś takie głupie akcje

Szkoła – przymus i ograniczenie, ale też socjalizacja

Las – wiadomo, nieprzyjemne miejsce, którego podziwianiem katowali mnie rodzice w dzieciństwie. Zawsze jak chcą się zrelaksować jeżdżą do lasu. Ja za lasem nie przepadam. Znoszę go i jego walory artystyczne kiedy mam dobre towarzystwo, ale rodzina nie powoduje u mnie podziwiania lasu i zachwycania się sarenkami. Zwłaszcza, że pamiętam sen o sarenkach i lesie, który przeszedł w sen o ptaku zombie. Więc las jak widać jest niekontrolowany. Tym razem zaczął od zimy, a skończył na wiośnie.

Droga z drzewami – droga do rozwoju boli.

Pretensje nauczyciela – to pretensje ojca, ingerowałam w jego przyrodę – jego domenę i przestawiam ją po swojemu. Nic dziwnego, że jest wściekły, nie wyobraża sobie żeby silne niedźwiedzie mogły zostać zastąpione białymi owcami. Ale on już nie jest niedźwiedziem.

Żbik, który usiłuje pożreć Pieprza.  – trudno nie zauważyć, że oba to koty. Ratuję kota domowego przed atakiem dzikiego. Usiłuję uciec dzikim emocjom, ale robię to z wściekłością. Mało tego w tle widzę tygrysa. Co sugeruje, że o ile na razie uratowałam kotka, to w tle czają się większe pokłady dzikości niż sądziłam. Muszę pamiętać, że o ile czuję wyraźnie presję ze strony ojca, żeby być grzeczną dziewczynką respektująca naturalne prawa (przede wszystkim jego prawo do strzelania do zwierzątek) to ten porypany las jest niestety mój i nie mogę go projektować na zewnątrz. To mój kot, ale i mój żbik i mój tygrys. Ergo jestem tym samym kotem w trzech wersjach. Jung coś zdaje się pisał o zwierzęciu pożerającym inne zwierzę.

Kulki i 35 stopni drabiny – może to poród? Znaczy płód zstępuje w dół – w tym wypadku ja determinuje w dodatku swój los dokonując wyboru? Kulki są takie jak w Kolo-Rado czyli sugerują element dziecięcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz