środa, 21 marca 2012
I’m going deeper underground
Zeszłam do lochów, bo pamiętałam, że jest tam zejście w głąb. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale jak pokonasz drogę w dół znajdujesz przejście do prawdziwego dołu. Odnalazłam je przypadkiem i teraz usiłowałam jeszcze raz się tam dostać. Wzięłam przyjaciela, żeby nie iść samemu i osłaniana prze niego/nią dotarłam do cmentarza na szarej płaszczyźnie, gdzie stała kaplica, w której powinno być przejście. Niestety okazało się, że kaplica była zamknięta, a na drzwiach miała wielką kłódkę. Tego się nie spodziewałam. Tak się rozkojarzyłam, że szkielety zastrzeliły mnie z łuku.
A oto jak dostałam się tam za pierwszym razem.
Goniły mnie potwory, straszne hybrydy ludzko zwierzęce. Uciekając przed nimi zeszłam do lochów, które jak nakazuje tradycja, oczywiście były pełne potworów.
Wszystkie potwory usiłowały się dostać kamiennym mostem do wejścia wąskiego tunelu prowadzącego w głąb. Biło z niego złote światło jak od gorącej lawy. Wiedziałam, że patrzę na samo dno – jeżeli komuś uda się tam wskoczyć to się rozpuszcza i płynie. Stapia się z całością, podstawą.
To może brzmieć strasznie, ale było naprawdę kuszące. Potwory hurmem rzuciły się do tunelu. Ja też ruszyłam biegiem. Tylko kilku pierwszych mogło się przedostać. Miałam motywację, nie dość że goniły mnie potwory to jeszcze miałam to ciepło i światło przed oczyma.
Pamiętam, że tunel był jak teleskop – każdy kolejny segment węższy.
I właśnie do tego tunelu chciałam dostać się teraz. Być może chciałam go pokazać przyjacielowi i dlatego nie otworzyły się drzwi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz