Strony

wtorek, 6 marca 2012

konstruktywna krytyka


Byłam w szkole. Coś na kształt Hogwartu. Super ważna uczelnia, ludzie wyniośli i przeświadczeni o swojej wyższości moralnej i wszyscy kują do końcowego egzaminu. A ktoś mówi mi nagle „biegaj” – ktoś z kadry uczelni. Nie powinien był mi tego mówić, bo to tajemnica, ale jakimś cudem udało mu się ominąć blokadę, którą wszyscy mieli nałożoną i dał mi taką radę. Nie mówił po co ani dlaczego. Zaczęłam biegać i co  się okazało? Egzamin był maratonem. Chamskim biegiem. Jaka jest szansa, że student magii przebiegnie maraton? Brutalnie niska – no może niektórzy przebiegną, ale niektórzy umrą. Dzięki bieganiu wiedziałam, że dam radę i od razu ruszyłam do biegu.



morał: wydaje mi się, że jestem nie wiadomo kim, że zdaję PMP? Pomijając, że jeszcze go nie zdałam. Dostałam radę od szefowej, żeby tłuc testy, co jest pewnie odpowiednikiem biegania. A Egzamin to maraton właśnie – 4h = 40km i 200 pytań. Moja podświadomość mówi mi, że w gruncie rzeczy to brutalny i chamski bieg, a nie żadne wysublimowane wyższe tajemnice smoczej magii. Dziś widzę podświadomość się ze mnie nabija. Wytknęła mi hałaśliwość i nadęcie. Cóż pozostaje mi przyjąć to w pokorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz