sobota, 21 stycznia 2012
zima in progress, kanibale wyemigrowali do ciepłych krajów ale wrócą
dziś niewiele pamiętam, bo chociaż rudy obudził mnie tupaniem w samym środku snu to jakoś większość wyleciała mi z głowy
no więc to było tak: siedzę sobie spokojnie, w kucki, na podwórku, dokładniej w prawym tylnym rogu i bawię się w piasku. Aż tu przychodzi Japończyk i mnie woła pod orzech. A potem zaczyna mi i innym obecnym tłumaczyć, że kąt podwórka nie jest bezpieczny. Za murem (nie wiem skąd mur, zawsze tam była siatka) są dzikie ludzie. I te dzikie ludzie wyczyniają tam za siatką… tfu za murem nieprawdopodobne bezeceństwa. Nie dość, że się nie trzymają litery prawa to jeszcze są dziady jedne kanibalami. Cudem tylko ocalałam bawiąc się tak beztrosko o grubość muru od krainy dzikich. Właściwie to tylko dlatego ocalałam, że jest zima i dzicy nie grasują.
Morału ja w tej bajce za grosz nie widzę, chyba żeby uznać, że jestem tak wrednie introwertyczna, że tuż za metaforycznym murkiem mojego umysłu widzę samych ludojadów. O czym mnie przekonuje mój intelekt stylizowany na Japończyka. Orzech dawno wycięty był moją bazą w dzieciństwie więc pewnie wracam myślami do czasów, kiedy całym światem, a przynajmniej znanym i opisanym światem było podwórko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz