Strony

niedziela, 8 stycznia 2012

i ciemność po raz kolejny


Poszatkowany sen… najpierw zamek, a raczej ruina zamku. I w dodatku ktoś mnie po tej ruinie gania albo śledzi. A ja usiłuję podejrzanie nieśpiesznie go wyminąć. Mając do wyboru zleźć na ciemny dziedziniec (czarno jak u murzyna w ślepej kiszce w bezksiężycową noc na czarnym lądzie) gdzie nie wiadomo, co czeka, albo zleźć po drabinie w dół ściany, o dziwo wybieram ścianę. Lęk przestrzeni najwyraźniej przegrał ze strachem przed nieznanym. Śmieszne, że w środku zamku jest noc, a na zewnątrz słońce wali po białym wapieniu ścian. Ale zlazłam i weszłam prosto w przeskok.
Nie wiem skąd wzięło sie trzech opryszków spływających rzeką na czymś w rodzaju tratwy z chrustu, która powoli tonie. A wtedy okazuje się, że oni są do niej przywiązani na amen. Dość malowniczo idą na dno wałcząc o ostatnie tchnienie. Próbują kolejno wystawiać głowy nad wodę póki mogą, ale się nie udaje. I znów przeskok. Nie wiem, co robię w paczce upiorów i widziadeł, ale strasznie się nam nie podoba, ze oprychy jedne po śmierci wybierają sie do raju, dokąd ich dziewica jakowaś ma zaprowadzić. Dlatego kombinujemy jak przejąć ich po śmierci.

super sen, ale nadal głupio bać sie wejść w ciemność. Pływałam już, wchodziłam na góry, przechodziłam po mostach i przekraczałam przepaść, pustynie też, ale z lasem, podziemiami i ciemnością mam problem. Cóż, widać jeszcze kawałek drogi przede mną. Chociaż cały czas do przodu. Gratuluję umysłowi drabiny, to typowy workaround. Ale kiedyś zlezę do lochów, tylko czy wtedy będzie jeszcze tam ciemność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz