Strony

czwartek, 19 stycznia 2012

masz zupkę ze śmieci…dobry szkielet..nie gryź draniu!


zastanawiam się co w mojej podświadomości robią magowie. Znów jeden się pojawił. Mieszkałam z nim przez ścianę. Z tego co wiem, to aktualnie był magiem ustatkowanym. Czyli żadnych ekscesów, kul ognia rzucanych w przechodniów i innych atrakcji. Ale przeszłość jak sam przyznawał miał burzliwą. I miał z czasów młodości sporo na sumieniu. Czym się specjalnie nie chwalił, ale nie wyglądało, żeby mu przeszkadzało. No i tak sobie mieszkaliśmy.

Aż tu nagle ziemia się wybrzuszyła i wylazł szkielet. To się go pozbyłam. No to wylazł drugi. To się go pozbyłam. To wylazł trzeci, w dodatku ziemia się wybrzuszyła i najpierw wyszedł z niej kosz na śmieci a z niego, z pomiędzy śmieci kolejny szkielet. Wkurzyłam się i zarządziłam odszkielecianie, bo kościaki sobie jakąś grubszą akcję zaplanowały najwyraźniej. Kazałam im rozstawić miseczki z sokiem ze śmieci, bo jak wiadomo po drugiej stronie wszystko jest odwrotnie i powinny się ucieszyć z jedzenia. A jak się ucieszą to nie będą może łazić za nami z klekotem. Ale oczywiście metoda, chociaż genialna, nie zadziałała.

Stoję sobie na betonie na podwórku,  a tu pod moimi stopami robi się górka i chude rączki wystają. Takie smutne dość. Myślałam, żeby urwać ale podejrzewam, że na kościaku to by wrażenie zrobiło nikłe, co najwyżej by jeszcze mizerniej wyglądał  No to zmieniłam taktykę. Przykucnęłam i podałam rączce palec. Wrażenie jak się kościana rączka zaciska na twoim palcu jest wypadkową trzech innych. Kanarka siadającego na twojej dłoni, kota bez przekonania ogryzającego ci palec i niemowlaka łapiącego cię za palec jak mu podasz.

Szkielecik wyszedł z górki w betonie cały czas trzymając się mojego palca. Faktycznie, mizerny, chudziutki i drobniutki byl podejrzanie. Aż mi się żal zrobiło. Co prawda próbował ogryzać mi palce, ale też jakoś bez przekonania. Chyba tylko po to, żeby czymś zęby zająć. No i przytulał się. Pewnie po tym jak odebrałam jego poród z trzewi matki ziemi, to uznał, że jestem teraz jego mamą.

Wzięłam go do mieszkania i parę razy porządnie walnęłam pięścią w ścianę, żeby mag usłyszał, że go wołam i się pofatygował. Przyszedł, obejrzał szkielecik i się skrzywił. Wyszło na to, że ten szkielet to jakaś dziewczyna, ale z przed wieeeeeków…a on wtedy był jeszcze młody i głupi i ją zabił. Wtedy przylazł drugi szkielet, przerośnięty wyjątkowo i porósł mięsem na naszych oczach. Ten okazało się, że był szkieletem mordercy, którego mag też zabił, ale w samoobronie. Ogólnie szkielety wyłażące z podziemi porastały ciałem i okazywały się ofiarami mojego sąsiada z czasów jego burzliwej młodości. Wyglądały jak zombie i miały pretensje. Co ciekawsze, one też czuły się tu nie na miejscu. Od lat martwi, aż tu nagle wracają jako żywe trupy.

Usiłowaliśmy wydedukować jakiś rozsądny sposób pozbycia się plagi trupów z przeszłości. Martwy morderca uparł się, że on nie wraca, bo był złym człowiekiem i na pewno wróci do piekła. Odpowiedziałam mu zdaje się, że przecież może mu zostać wybaczone. Zaczął margać, ze on nic nie wie o takich praktykach. Więc wkurzyłam się, spojrzałam mu w ślepia i mówię „taaa jasne, przecież byłeś martwy”, a on się tylko wyszczerzył, że niby rozumie o co mi chodzi. W końcu skoro umarł, to nie może nie wiedzieć o życiu pozagrobowym, kłamczuch jeden.

Zdecydowałam, że jak odeślemy szkielety sprytnym sposobem (na to jakim się nie zdecydowałam) to zostawię sobie ten mizerny, bo aż szkoda go wyganiać. Zwłaszcza, że on niczym nie porastał bo był za stary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz