poniedziałek, 30 stycznia 2012
świecąca cebula i zaraza zacna płucna
I kolejny bez fabuły niczym nowe filmy sensacyjne.
part one:
remontujemy open space w pracy. Znaczy ja osobiście remontuję. Pewnie przez doświadczenia z remontowaniem mojego mieszkania space wyglądał jak mój pokój w mieszkaniu. Konkretnie miał fioletowe ściany, z których zeskrobywałam tapetę. Nawet w pewnym momencie przyszedł jakiś fachman i stwierdził, że on też tu pracuje, ale mi raczej nie przeszkadzało, bo akurat bawiłam się samobieżnym odkurzaczem. Znaczy kładłam się na ziemi, trzymałam odkurzacza i tak sobie za nim jeździłam ku uciesze innych pracowników. Warta uwagi była także cebula, której przycinałam liście i zaczynała się świecić nie gorzej niż mogłaby świecić cebula z Awatara.
Potem pamiętam łaziłam o piątej nad ranem po mieście w pidżamie, i jadłam jogurt na jakiś schodkach, balansując przy tym siatami na zakupy, co wzbudziło zdumienie japońskiego turysty.Jeżeli dziś znajdzie się mój filmik na yuou tube z tymi siatami to znaczy, że jednak lunatykuję.
Potem wróciłam, a ojciec dobijał mi się do pokoju, bo uważał, że palę tam fajki. Ale ja nie paliłam fajek tylko czyściłam filtr w akwarium.
Potem byłam w szpitalu wojskowym i opatrywaliśmy jakiegoś wariata, który najpierw opowiadał jak kogoś gwałcił, a potem przerwał opowiadanie i ostrzelał ściany z pistoletów. Więc zaprowadziliśmy go na niezmiernie ważne zebranie sztabu, gdzie obwieściliśmy, że ma zarazę (tak wiem super logiczne). A pielęgniarka w fartuchu pozszywanym rzemykami nas objechała, że to nie dżuma tylko „zaraza zacna płucna”.
Dla mnie bomba, ten z wojną zmieściłam w godzinie pomiędzy od-kocią pobudką, a budzikiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz