Najpierw odwiedziłam Chiny gdzie jakieś odziane w tradycyjny strój dziewczę faszerowało mnie propagandą w kwestii ich rozwoju gospodarczego i uraczyło mnie wykładem o viagrze. Albowiem Chiny mają jej dwa rodzaje, szarą i niebieską.
Nie rozważałam tego zbyt długo, bo wrogowie cesarstwa zagnali nas na zrujnowany mur. Na szczęście potem znów wróciła technologia i mogłam podziwiać chińskie pociągi. Niestety jeden z nich wjechał na moich oczach w krowę. Dość to dziwne było, bo najpierw usłyszałam krzyk pociągu, przez megafon "alarm, alarm". Potem zobaczyłam trzy pociągi, które przejechały bezpiecznie przez to miejsce, ale czwartemu już się nie udało, bo na torze, dupą wypięta, stała brązowa krowa. I właśnie tę dupę przetrącił jej pociąg, Myślałam, że będzie krew i kawałki krowy wszędzie, ale skończyło się na przetrąceniu kręgosłupa.
Drugą część snu spędziłam nad wodą. Z jednej strony morze, z drugiej rzeka. Łowiłam ryby, a przynajmniej próbowałam. Na moich oczach gość wyciągnął z wody delfina, nie uśmiechało mi się tak szarpać i dlatego przeniosłam się na stronę rzeki. Niestety nie miałam przynęty tylko pomarańczową masę plastyczną. Odłamywałam coraz mniejsze i mniejsze kawałki żeby założyć na haczyk. Wędkę zrobiłam z bambusa. Przynajmniej raz zachaczyłam o krzaki na drugim brzegu.
Potem przyjechał bogaty Niemiec i zainstalował się w naszym hotelu, ku naszemu oburzeniu. Jednak nie spowodowało to przerwy w łowieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz