Tytułem wyjaśnienia. W grach sieciówkach istnieje zjawisko zwane group-eventem. Wyskakuje zwierz lub człek niegodziwy, zasługujący na zarzezanie aczkolwiek za silny na możliwości pojedyńczego gracza. Dlatego sensowną strategią jest poczekać aż się zbiegną inni gracze i wspólnymi siłami się takiego niedobrego wroga pozbawia życia ku chwale i ewentualnej nagrodzie za jego głowę.
We śnie właśnie takiego wielkiego wroga usiłowałam zabić z rodzicami. Ale kiepsko szło, za mało nas było na niego i rodzice chcieli już iść. Ja jednak jestem zawzięta z natury i postanowiłam, że zostanę i będę czekać aż pojawią się inni gracze. Oczywiście pojawili się i nasze wysiłki zmierzające do zadania mu obrażeń zaczęły odnosić jakiś skutek. Niestety kiedy już mu niewiele życia zostało postanowił uciec do zamku, przed którym go biliśmy. Pobiegliśmy za nim. I tu historia się skomplikowała.
Po pierwsze dostałam wykład od innych graczy, że w naszym świecie potwory nie istnieją za długo. Przybywają ze swoich zaświatów i tam wracają. Z kolei ja, gdybym chciała tam długo przebywać, to przybyłby po mnie ktoś, żeby zabrać mnie do naczelnego potwora w celu złożenia/odnowienia przysięgi posłuszeństwa mu.
Po drugie do zaświatów przebiegało się po drągu (za wąskim) przerzuconym jako kładka przez rzekę. Inni przebiegli, ale ja spojrzałam na drąg, potem na wodę, potem przypomniałam sobie, że nie umiem pływać i prześlizgnęłam się na leżąco, podciągając się rękoma. Nawet dość szybko mi to poszło. Nie wiem czy byłam ja, ale raczej ktoś za mną strącił drąg i odciął nam drogę.
W każdym razie dopadliśmy zbója i znaleźliśmy porwaną księżniczkę. Przy okazji odpaliliśmy filmik z historią bandyty. Jak się okazało, pojawił się on w zamku kiedy księżniczka brała ślub. Miał na oku jakieś takie specjalne gogle do lepszego celowania i jak strzelił to straż zdążyła tylko powiedzieć "ups". Generalnie zabił kogo się dało po drodze. Młoda para usiłowała uciec balonem,ale jak się okazało, balon (a raczej masa baloników) była pod kontrolą zbója. Ba, kiedy odlatywali zbój siedział wyciągnięty wygodnie na tym balonie.
Historia milczy co się stało z księciem, ale nie sądzę żeby to przeżył. Księżniczkę zamknął w zamku zbudowanym z pojedynczych pomieszczeń połączonych portalami. Oczywiście w zaświatach, bo w mieście się nie dało. W mieście udawał swojego młodszego brata i poinformował opiekę społeczną, że nadal tam mieszka, dla zmylenia tropu. (nie nie wiem co tu robi opieka społeczna)
Po zabiciu zbója zostałam na jego weselu, a wręcz nie chciałam wyjechać z wujostwem tylko zostałam. I miałam wrażenie, że po całej imprezie weselnej zostaną tylko kiszone ogórki i salceson, a ja nie będę wiedzieć o czym z takim zbójem gadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz