Sen niczym telenowela lub kiepska bajka. Ona bogata
dziedziczka, on ogrodnik. Brakuje tylko futrzastego Muzzy, jedzącego parkomaty.
On stara się jak może i pracuje za dwóch, ale ojciec panienki jakoś nie jest
przekonany o wartościach ogrodnika jako męża dla córki i patrzy tylko ponuro,
knując coś na boku. Knuje z kucharką, która jest grubą i złą babą w fartuchu.
Te knucie owocuje szatańskim planem. Otóż ogrodnik posiada świnkę, małą taką,
bodajże nawet guźca, a niedługo państwo planują przyjęcie. Nie, nie zamierzają
tego guźca zeżreć. Oni chcą go wypuścić z zagrody, żeby zdemolował salon, a
wtedy jego właściciela czyli ogrodnika wywali się na zbity pysk.
Przeczuwając najgorsze ogrodnik zamyka guźca w kocim
transporterze, a transporter w moim pokoju, ale i tak plan zostaje
zrealizowany. Co prawda prosię nic nie zdemolowało, ale łaziło luzem przynosząc
wstyd. W odpowiedzi na tę akcję, córka państwa buntuje się. Obcina włosy,
wskakuje w seksowne łachy i idzie na miasto zażywać rozrywki. Niestety idąc nie
uważa i staje tuż za ciężarówką z drewnem.
„Uważaj” – mówię – „bo drewno spadnie, a jak zacznie spadać
to będzie spadać długo”. Rzecz jasna panna nie uważa i drewno zabija ją na
miejscu, po czym denatka wstaje i zachowując się zupełnie normalnie, a mimo to
mając uszkodzony mózg, oddala się nieśpiesznie.
Ja za to, żeby się zemścić, postanawiam doprowadzić do
rozwodu państwa podrywając męża, co mi się zresztą udaje łatwo, bo jego żona to
zołza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz