Zaczęło się od tego, że ciocia P, która nie wiedzieć czemu pracowała nad tajnym projektem zawołała mnie do swojego gabinetu. Jak się okazało, chciała mi powiedzieć, że jest niezadowolona, bo na przyjęciu i Lamy, powiedziałam Kasi R, że Jarosław G (pseudonim Hornet) nakłamał wszystkim, że Artur jest gejem.Uważam, że ten kawałek totalnie nie robi sensu.
Idąc potem ulicami Sochaczewa i patrząc na tynk odpadający z kamienic, zastanawiałam się nad tym, czy ktokolwiek patrząc na to miasto może uznać je za urokliwy zakątek. Podejrzewam, że nie. Zwłaszcza przy tym bezrobociu.
Minęłam się z autorką książki, wściekłą na wydawnictwo. Wyklinała ich na czym świat stoi. Stwierdziła, że wydawanie książek to wojna i front i w ogóle trzeba walczyć o każdą literę. Zmartwiło mnie to, bo przecież moja książka w tych warunkach nigdy nie zostanie wydana.
Szłam do domu ze spuszczoną głową i zastanawiałam się jaką umiejętność musiałabym posiąść, żeby się dorobić i nie pracować po 8 godzin dziennie za biurkiem.
Dodatkowego smaczku dniowi dodał fakt, że po odczytaniu wyników wyborów lokalny poseł PiS wdrapał się na dach okrąglaka i heroicznie zerwał antenę radiowo-telewizyjną. O czym Palikot stwierdził, że natychmiast doniesie na policję. Chciałam go wyręczyć więc poszłam na posterunek. Niestety we wszystkich świętych było zamknięte.
Za to pod drzwiami spotkałam parę emerytów, którzy jak powiedzieli też szukali policji. Kiedy okazało się, że policji nie ma, wyciągnęli tekturowe pudło z minerałami i usiłowali mi je okazyjnie sprzedać, za jakieś zawrotne sumy. Konkretnie jakieś tanie badziewie chcieli mi za 1000 zeta opchnąć. Niektóre z ich kamieni były wycięte z tektury. Wyjaśniłam im, że po pierwsze znam się na kamieniach, a po drugie dopiero co odziedziczyłam kolekcję znajomego po jego śmierci. Zainteresowali się wtedy tym, czy może odziedziczyłam też jakieś tomy. Ale oświadczyłam, że tomy poszły gdzie indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz