Strony

poniedziałek, 26 listopada 2012

najgorsza ta noga



Krowa

Zacznę od końca. Zaczynałam w mieście, w którym byłam weterynarzem, ale w skutek wojen czy innych kolei losu spotkałam dziada, który nie dość, że był oszustem to jeszcze zranił mnie poważnie w brzuch. Na szczęście nie umarłem, ale została mi blizna. I oto teraz w innym mieście spotkałem tego oszusta i on naopowiadał burmistrzowi, że sam jest weterynarzem,  ja zbiegłym rabusiem. Spojrzał na mnie, na moją bliznę, poznał, że to jego autorstwa rana, pokiwał głową, że niezła weterynaryjna robota. Oczywiście, kiedy tylko oszust coś ukradł podejrzenie padło na mnie i wylądowałem w lochu. Oszust zaś jako weterynarz leczył z biegunki krowę burmistrza. Na szczęście dla mnie, a pech dla krowy, tak ją leczył, że od trzech dni srała jak najęta, a nie jadła i nie piła, odbyt miała spuchnięty, a na nim pieczęć po chińsku odbitą. Zabawne, że w dystalnym końcu krowy nie było dziury wylotowej tylko taka duża okrągła płyta z pieczęcią. Mimo to krowa jakoś wydalała wodniste odchody. Położyła się na ziemi i zamierzała zdychać więc oszust powędrował do lochu, a ja znów na wolność.

Joanna

Śniła mi się dziewicza Orleańska. Najpierw nasze wojsko rozgromiło konnicę wroga pod ich miastem, rozrzucając ich jak słomki. Pozostały po nich tylko porzucone piki. Potem zobaczyłam ją jak spada niczym grom między nieprzyjaciół i jak powala ich jak wiatr powala młode drzewka. Szczupła,  z  mieczem z  pioruna w ręku, z archaniołem na chorągwi powiewającej za jej plecami. Wtedy pojawił się sam archanioł w pancerzu z dużych złotych łusek, otoczony światłem i uniósł ręce w górę, a kiedy je opuścił brama miasta rozpadła się w proch. Obrońcy ostrzelali dziewicę z łuków, ale była odporna na ich strzały. Wpadliśmy do miasta i ich zabiliśmy. Ciekawe, że archanioł był jakiś też chudawy i nie do końca ludzko wyglądał.

Amiga

Wystawiliśmy na allegro starą amigę i umówiłam się, że wpadnie do nas kupiec. Ale namówiłam tatę, żeby pojechać po kupca, bo to kawałek drogi był. Jadąc tam mijaliśmy cegielnię czy kotłownię z wielkim niczym góra kominem skrytym we mgle. Byliśmy umówieni na 5, ale za 15 piata gość zadzwonił, że czeka pod naszym domem i boi się wejść, bo na bramie jest napis „zły pies”. Powiedziałam, że się minęliśmy i żeby czekał, bo za 15 minut będziemy. Tata stwierdził, że nie da rady tak szybko dotrzeć i jeszcze zaczął specjalnie się grzebać z zawiązywaniem sznurowadeł i piciem za gorącej herbaty. Wreszcie dojechaliśmy. Gość przywiózł ze sobą dwa szczeniaki labradora. Oba miały jeszcze trochę czarnej sierści i zrzucały ją w zabawie. Myślałam, że może chce je sprzedać. Obejrzał amigę, ale nie mogliśmy jej podłączyć do TV, bo zgubiłam kabel. Dlatego powiedział, że coś mu w niej nie leży i pojechał. Tata pognał za to sprintem  oddać amigę do indiańskiego muzeum. 

Muzeum

Stałyśmy przed gablotą z indiańską maską, gablota była uchylona i sączyła się z niej muzyka. Podeszła do nas ochrona i powiedziała, że nie wolno nosić płaszczy w ręku, ale trzeba je zostawić w szatni. Odmówiłyśmy więc podeszła do nas recepcjonistka i zaproponowała reklamówkę. Już miałyśmy ją przyjąć kiedy okazało się, że kosztuje dolara, czyli tyle co szatnia. „Sprytnie” – powiedziałam i nie przyjęłam torby. Koleżanka poszła do szatni zostawić płaszcz, a ja swój zarzuciłam sobie na plecy. Wtedy usłyszałam brzęk i zobaczyłam, że kobieta w długiej sukni upuściła bransoletę w kształcie półksiężyca. Schyliłam się, podniosłam ją i podałam kobiecie. Nie podziękowała mi, tylko wzięła ją i odeszła.

Superbohater

Pewien superbphater miał straszny problem, bo jego żona uważała, że świetnie się nadaje na superkobietę i koniecznie się uparła mu pomagać. Nosiła ciasne, czerwone lateksowe wdzianko i zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że się nie nadaje. Wracali z kolejnej nieudanej misji, on smutny, a ona szczęśliwa. Wkrótce cała jego rodzina uznała, że fajnie będzie być bohaterami. Doszło do tego, że przy obiedzie wszyscy siedzieli odziani w lateks przy stole, a  kiedy weszła pokojówka okazało się, że ona też chce być super. Ubrała się w pełną zbroję z hełmem z przyłbicą. Nadawało jej to wygląd nieco samo-maso.

Noga

Pierwszy sen z nocy, najdłuższy, ale niewiele pamiętam. Na początku przed szpitalem zobaczyłam zdezorientowaną pielęgniarkę z dwoma workami śmieci w rękach. Śmieciarka utylizująca odpady szpitalne właśnie odjeżdżała więc kobieta została z problemem dwóch worków, których nie należy wyrzucać do zwykłych kubłów. Jednak śpieszyło jej się więc machnęła je do normalnego kosza i poszła pracować. W jednym z tych worków kryła się noga Lamy.
Lama – czyli koleżanka z pracy była w szpitalu, bez nogi, czekając na operację. Lekarze mieli jej tą nogę oczyścić i przyszyć. Tylko niestety na moich oczach pielęgniarka wywaliła ją do kosza zamiast schować do zamrażarki. Nie pamiętam na co ja czekałam w szpitalu, ktoś sugerował otwarcie klatki piersiowej, ale stanowczo odmówiłam. W każdym razie dotrzymywałam Lamie towarzystwa i zabawiałam rozmową. Nie mogłam się  jednak zdobyć, żeby po tym co zobaczyłam powiedzieć to Lamie. Ona czekała na nogę, z kosza wyjąć się jej nie da, bo na pewno już jest nieświeżą. Męczyłam się strasznie, ale nie chciałam martwić Lamy.
Wreszcie prawda wyszła na jaw – nogi nie ma. Winą za brak nogi obarczono kuriera i brak prądu w zamrażalni. Tylko ja wiedziałam co się stało. Pocieszałam lamę jak mogłam, ale ona marudziła (zresztą słusznie), że do jej wszystkich chorób dojdzie teraz brak nogi. Zasugerowałam protezę.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz