Dziś w nocy zombie zaatakowały, a z każdą odpartą falą wracały silniejsze i cwańsze. Doszło nawet do tego, że podkładały bomby pod bramę obozu. Polewaliśmy je tradycyjnie wodą święconą. Podświadomość była tak uprzejma, że obdarzyła mnie we śnie wyglądem i rozlicznymi talentami Alice z "Resident evil". Do tego dostałam spryskiwacz do kwiatków z wodą święcona. Więc mogłam do woli kopać zombie z półobrotu, a potem je spryskiwać.
Ogólnie życie z zombie było dziwne, widziałam nastolatki usiłujące zorganizować imprezę i wymykające się przez okno z domu, ostrożnie, żeby nie wpaść na zombie. Wyrzucili nawet wielki magnetofon przez okno. O dziwo nie potłukł się.
Spotkałam też turystów, którzy odmówili pracy przy ochronie obozu, ale kiedy wzięłam jedną z turystek za fraki i podstawiłam pod noc hordzie zombie, zmienili zdanie.
Wreszcie skończyła mi się woda więc poszłam do kościoła i z pewną nieśmiałością spytałam księdza, czy nie byłby uprzejmy użyczyć mi jej nieco. Nie spodziewałam się, że zaprowadzi mnie do fabryki, gdzie rozdawali ją całymi kanistrami, gotowymi do zrzucania zombie na głowę.
Tak czy siak, stało się, zombie mnie użarł. Wiedziałam, że jestem odporna i nie zostanę jednym z tych szarych i niehigienicznych gości, ale nie mogłam wejść do obozu, bo zaczęliby do mnie strzelać. Byłam taka wściekła, że rozszarpałam na strzępy furgonetkę należącą do zombie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz