to fajne uczucie móc rzucać wilkołakami, ale trzeba uważać na kacyków
Wreszcie dotarłam do celu, niestety jako Mc Gyver. Celem była wioska murzyńska, w której mieszkał sobie spokojny misjonarz. Na ulicy minęłam się z wielkim murzyńskim kacykiem w mundurze. Pchał przed sobą wózek inwalidzki z łańcuchami do przywiązywania pacjenta. Uniosłam jedną ręką wózek w górę i obejrzałam go dokładnie. Od razu poznałam, że jadą kogoś złapać i torturować. Powiedziałam, że jak usłyszę krzyk przybiegnę, odstawiłam wózek i się rozeszliśmy.
W tym czasie okazało się, że w wiosce mieszka pieniacz, który pisze ciągłe petycje do kacyka. I nie dość, że pisze to jeszcze go obraża, stawia żądania i ogólnie go wkurza. W dodatku nie podpisuje się swoim nazwiskiem ale tego misjonarza, zanosi te petycje, jako jego posłaniec. Misjonarz nic o tym nie wie. Facet jest chudy i ze szpiczastą bródką, kręci się w towarzystwie dwóch oburzonych starszych pań, które są dumne, że piszą petycje w obronie wioski, ale nie wiedzą jak to naprawdę wygląda z ich podpisem.
Stoją więc na dywanie u kacyka, a ja z nimi. W ręku chudzielec trzyma najnowszą petycję. Oglądamy ją i widzimy same bezczelne zaczepki, widać, że kacyk jak przyjdzie i to zobaczy to się wścieknie. Staruszki zauważają wreszcie podpis „Iwamata” i rozpoznają imię misjonarza. Upewniają się u chudzielca, czy mnich wie, że jego podpis widnieje na dokumencie. Chudzielec tylko się złości i syczy, że to dla dobra sprawy i że jest za późno, żeby to prostować. Łapię dziada za rękę, wykręcam mu ją boleśnie i dopytuję się o prawdę. Przyznaje się, że podpisuje wszystko tym imieniem. Kacyk wychodzi, czyta i, co logiczne, wkurza się.
Tylko rozkaz nie brzmi „zabić misjonarza” rozkaz brzmi „zabić wszystkich”. A jego najemnicy są wielcy i mają maczety. O dziwo kacyk pokazuje im mnie i wyraźnie zakazuje mnie dotykać. Ale może nic w tym dziwnego zważywszy, że wtedy mam już sylwetkę Rambo i wielki karabin na plecach. Nawet nie wspominam o tradycyjnej czerwonej opasce na głowie.
Stoimy naprzeciw siebie, ja i kacyk. Mówię mu, że oddaję mu jego niewolnika i popycham w jego stronę chudzielca na rowerze. Jest przerażony. Kacyk jest wielkim chłopem w szkockiej spódniczce. Jestem gotowa na walkę, ale wtedy zza moich pleców wychodzi armia wyglądająca jak skrzyżowanie szturmowców gwiezdnych wojen ze służbą Frankensteina. Okazuje się, wioska ma też domorosłego wynalazcę, który przygotował ludziom broń. Unoszę karabin i strzelam do pierwszego szturmowca jakiego zobaczyłam. Nie dopuszczę do walki nawet jeżeli będę strzelać do obu stron.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz