To dopiero był ślub :)
Kolejna impreza u sąsiadów, jak ostatnio tam wpadłam we śnie, kogoś
chowali, ale dziś ktoś się hajtał, w dodatku nocą. Wpadłam przypadkiem,
przypadkiem na szpilkach, z kopertówką i małej czarnej, odpicowana jak
stróż w Boże Ciało. Pytałam o drogę do Paryża bodajże, bo niespodzianka,
znów wsiadłam w zły pociąg. No i wychodząc z domu minęłam się z panną
młodą w CZARNEJ zwiewnej sukni, z jakimiś błyskami chyba. Cóż, czarne
kiecki się zdarzają, ale panna młoda zazwyczaj chodzi, bo ma nogi, a nie
kończy się u dołu na poruszanej wiatrem kiecce i nie unosi się pół
metra nad ziemią. Ładna była to fakt, i nie da się odmówić, że zwiewna,
ale człowiekiem to ona nie była. Za to, kiedy wychodziłam z podwórka,
spotkałam pana młodego. Nie pamiętam go, wcale, nie powiem czy był
przystojny ani co mam na sobie, bo jak go zobaczyłam padłam jak ścięte
drzewo. Zemdlałam.
Potem pamiętam, że byłam w księgarni już w Paryżu, u matki panny młodej, eleganckiej, starszej pani.
Potem pamiętam, że byłam w księgarni już w Paryżu, u matki panny młodej, eleganckiej, starszej pani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz