krępująco i w dodatku skończyła się farba
Dziś było krępująco dziwacznie od samego początku, a potem już tylko zdziwniej i zdziwniej…
Zaczęło się od tego, że łaziłam po moście z jakimś małym dzieciakiem uczepionym do mnie, ewidentnie ani nie wychowanym ani niedoprzytulanym. I tą właśnie potrzebą wyprzytulania tłumaczyłam sobie, że tak wisi na mnie przez cały czas i nie chce puścić. Potem rozdawałam skamieniałości jednej znajomej suce…nie wiem czemu. A potem wlazłam na strych i znalazłam małe ludki w starym telewizorze. Trochę mnie to przyznaję przeraziło, bo obawiałam się, że ludki świadome, w moim domu mogą robić coś co mi się nie spodoba, ale uznałam, że nie mam technicznej możliwości nic z nimi zrobić. Więc zlazłam ze strychu z zamkniętymi oczyma i po rozwalonych schodach, bo okazało, że ludki połowę stopni wyjęły.
A na końcu było mega dziwnie, bo oto stoję ja, z wiadrem białej farby i wałkiem na kiju, a przede mną stoi mój ociec, goły jak święty turecki i komenderuje, żeby go pomalować na biało. No to maluję, ale przy plecach w farbie pojawia się krew Okazuje się, że rozdrapał sobie krostę na głowie i stąd się wzięła ta krew. W dodatku mam problem bo po pierwsze kończy mi się farba, a po drugie są rejony, których własnemu rodzicielowi smyrać wałkiem z farbą nie wypada. Więc postanowiłam zawołać mamę, żeby mnie zastąpiła, ale wtedy się obudziłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz