dziś było duuużo z czego większość w ciągu godziny po tym jak jakaś jełopa obudziła mnie dzwoniąc do moich drzwi zamiast do cudzych
a) klasówka – pisałam jakiś test, teoretycznie łatwy, ale robił się
coraz trudniejszy po tym jak natrafiłam na pytanie o smak czegoś w
statystyce (truskawkowy) i na drugie – jak należy zmniejszyć
zanieczyszczenie na Ziemi (zasugerowałam zakazać produkcji telewizorów i
lalek barbie)
b)zaświaty – nie wiem jak tam wlazłam, ale żeby stamtąd wyjść
musiałam dać kotu 10 zeta, złapać go za skórę i poderżnąć mu gardło –
to przerzucało mnie z powrotem. Kot oczywiście przeżywał operację i po
naszej stroni był żywy.
c) szmaragdowe trawy – w świecie opanowanym przez maszyny (zupełnie
nie przypominającym Matrixa ani świata z Terminatora) ludzkość mieszka
skupiona w wielkich, tajnych, chronionych miastach. Maszyny myślą, że
nas nie ma chyba. Reszta świata jest piękna. Pamiętam zieloną łąkę,
wysokie falujące na wietrze trawy i kobieta, która uciekła z jednego z
miast i wędrowała przez tę łąkę, prawie schowana narażając się na
namierzenie przez satelity, schwytanie i przesłuchanie. Wtedy miasto by
upadło. A łąka była jak morze, wielka i falująca.
c) targ, na którym kupowałam naszyjnik z turkusów albo lapis lazuli (tanio). Chyba leżał w zaświatach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz