Usiadłam w ławce, pani napisała na tablicy temat i natychmiast 
zorientowałam się co jest nie tak. Ja do cholery nie znam cyrylicy! 
Dlaczego musiałam się przenieść akurat do klasy z rosyjskim. Myślałam 
najpierw żeby chociaż temat zapisać, ale nie – musiałabym go 
przerysować. Nie było rady musiałam iść z nauczycielką na korytarz i 
powiedzieć jej, że w podstawówce w czasie zmiany systemu rosyjski stał 
się niemile widziany, a uczyłam się angielskiego. Natomiast w zeszłym 
roku tutaj rusycysta był historykiem więc na rosyjskim zawsze była 
historia – ergo ja ani w ząb nie gadam tymi literkami. Musiałam mieć 
naprawdę żałosną minę, bo wróciliśmy do klasy a nauczycielka podała mi 
(ku uciesze gawiedzi, która non-russian speaking person jeszcze nie 
uświadczyła) obrazkowy elementarz z przykazaniem znalezienia sobie 
lektora, który mnie najpierw obkuje z alfabetem.
Scena nr dwa – ten sam numer. Po co ja poszłam na zajęcia z 
tajskiego? Ciągnie mnie do dziwacznych alfabetów czy jak? Oczywiście 
powiedziałam, kobiecie że nie znam liter, a ona mi na to, że to nie 
litery tylko słowa. I skończyliśmy rozwiązując krzyżówkę po tajsku. 
Hasła były rozmieszczone dziwacznie, a pytanie nr 35 brzmiało : Zlożył 
skargę, bo pokój był………..I nastąpiło zbiorowe zastanawianie się jaki był
 pokój przeplatane kutrowymi wzmiankami o tym na jakiej wysokości 
powiesić napisy i co mu się mogło nie podobać. Mieliśmy nawet screen ze 
ściany tego pokoju. Wpadłam na pomysł, że facet jest zbiegłym 
kryminalistą, bogatym ale ukrywającym się i w hotelu przeszkadzają mu 
dechy w ścianach, bo woli lepszy standard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz