W Łazienkach znaleziono ciało kobiety, leżała tam, a właściwie
siedziała taka martw już kawał czasu. Nikt nie przechodził tą alejką, a
jak przechodził to smród papierosów, które paliła przed śmiercią go
odrzucał więc nie podchodził dość blisko żeby zauważyć, że jest trupem.
Aż w końcu ktoś ją znalazł. Wezwano policję. Sprawą zajął się taki
starszawy smutny komisarz w szarym płaszczu, pasujący do klimatu
kryminału. Jego asystentka, młoda i gruba dziewczyna zaproponowała
teorię, że smród fajek i brudne zęby zwłok odstraszały ludzi i dlatego
nikt nie podszedł dość blisko. Odkryła też, że kobieta była lekarką.
Powiedziała policjantowi, że jest jego animą.
Jednocześnie to samo śledztwo dotyczyło dzieci, które porywał jakiś
osobnik i w celu późniejszego zamordowania umieszczał na wyspie.
Pamiętam dwóch bliźniaków, blondynów z lekką nadwagą biegnących przez
las z białymi szlafrokami. Biegły, bo ktoś wołał o pomoc. Dzieci były
jakoś zorganizowane i szukały wyjścia z tej wyspy, która przecież nie
była wyspą, bo był z nimi policjant i je przesłuchiwał. Pamiętam jak
ktoś krzyczał – ale weźcie szlafroki, mogą się wam przydać, ale oni nie
chcieli tych szlafroków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz