Ojciec dostał robotę na Islandii – dwa miesiące. W związku z tym cała
rodzina pojechała, nawet ja – uznałam, że najpierw mam urlop, a potem
praca zadaniowa będzie. Na Islandii zapowiedziałam, że potrzebuję na 8h
dziennie kompa z siecią i żałowałam, że nie zabrałam mojego, bo nie
wiedziałam ska wytrzasnę SVN. Spodziewałam się, że ludkowie na Islandii
będą ze mną po angielsku gadać, bo polskiego ani w ząb i się zdziwiłam.
Wszyscy nawijali po polsku. Jak chciałam po angielsku powiedzieć
gospodyni, że przed domem stoją greckie kolumny, to trzy razy
powtarzałam, aż wezwała wsparcie, usiedli na kanapie, popatrzyli na mnie
jak na kretynkę i poprosili żeby im to na mapie pokazać.
Pamiętam też, że montowałam z filcu jakiś zakazany herb z orłem,
pegazem i czymś jeszcze. Tudzież lampę w kącie pokoju. Lampa dawała
mocne światło – czerwono fioletowe i cały czas przebudowywała się jak
kalejdoskop hipnotycznie przykuwając moją uwagę.
kolejny sen o językach…heh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz