Szukałam z ojcem skarbów. Oczywiście nie z moim realnym ojcem. Tego
nie znałam, ale wiedziałam, że ta obsesja mnie doprowadzi do problemu.
Albowiem skarbów owych szukaliśmy na prywatnej posesji, a nawet gorzej,
bo we wnętrzu willi, korzystając z chwili snu właściciela. Co oznacza,
że to nie żadne szukanie skarbów, ale zwykłe złodziejstwo. Właścicielem
willi był stary dziad, o którym chodziły legendy, że trzyma masę bogactw
pochowanych po domu. A dom miał naprawdę wielki. Wracaliśmy tam co noc.
Szukaliśmy nawet w jego sypialni, pod podłogą i za ścianami. Lokaj
chyba z nami współpracował, bo jak pan się raz obudził, to udawał przed
nim, że nas nie widział. Potem na jego polecenie zaaplikował mu bolesny
zastrzyk w tyłek na sen i mogliśmy dalej szukać. Tego dnia miałam wizję.
W domu starego odbywało się wampirze zgromadzenie. Właściciel posesji
okazał się był Drakulą we własnej wrednej osobie. Nudziło mu się i
zamierzał poczekać aż przyjdziemy następnego dnia i wtedy nas zjedzą.
Oczywiście mówiłam to ojcu, ale olał mnie.W ogóle mi nie uwierzył. I
oczywiście musieliśmy pójść tam prosto w pułapkę.
Goniły nas przez cały dom. Gdzie nie skręcałam to natychmiast z cieni
wyskakiwał wampir. Tylko kot, którego miałam ze sobą mnie uratował, bo
zamieniał się w cienie i odstraszał te wampiry. Ojca więcej nie
zobaczyłam i pewnie dobrze. Za to ja się uratowałam.
Potem widziałam mapę drogi do tego domu. Nasza trasa na mapie była schematem wijącego się węża, a dom był głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz