Strony

sobota, 7 kwietnia 2012

nie kradnij niczego wampirom z chaty

Szukałam z ojcem skarbów. Oczywiście nie z moim realnym ojcem. Tego nie znałam, ale wiedziałam, że ta obsesja mnie doprowadzi do problemu. Albowiem skarbów owych szukaliśmy na prywatnej posesji, a nawet gorzej, bo we wnętrzu willi, korzystając z chwili snu właściciela. Co oznacza, że to nie żadne szukanie skarbów, ale zwykłe złodziejstwo. Właścicielem willi był stary dziad, o którym chodziły legendy, że trzyma masę bogactw pochowanych po domu. A dom miał naprawdę wielki. Wracaliśmy tam co noc. Szukaliśmy nawet w jego sypialni, pod podłogą i za ścianami. Lokaj chyba z nami współpracował, bo jak pan się raz obudził, to udawał przed nim, że nas nie widział. Potem na jego polecenie zaaplikował mu bolesny zastrzyk w tyłek na sen i mogliśmy dalej szukać. Tego dnia miałam wizję. W domu starego odbywało się wampirze zgromadzenie. Właściciel posesji okazał się był Drakulą we własnej wrednej osobie. Nudziło mu się i zamierzał poczekać aż przyjdziemy następnego dnia i wtedy nas zjedzą. Oczywiście mówiłam to ojcu, ale olał mnie.W ogóle mi nie uwierzył. I oczywiście musieliśmy pójść tam prosto w pułapkę.
Goniły nas przez cały dom. Gdzie nie skręcałam to natychmiast z cieni wyskakiwał wampir. Tylko kot, którego miałam ze sobą mnie uratował, bo zamieniał się w cienie i odstraszał te wampiry. Ojca więcej nie zobaczyłam i pewnie dobrze. Za to ja się uratowałam.
Potem widziałam mapę drogi do tego domu. Nasza trasa na mapie była schematem wijącego się węża, a dom był głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz