Nnie pamiętam za dobrze dzisiejszego snu, poza tym, że zawierał on
pojemnik na śmieci i ojca bijącego psa, dlatego wrzucę archiwalny żeby
się nie opuszczać.
We śnie dostąpiłam zaszczytu bycia członkiem brygady
antyterrorystycznej albo wywiadu. Interesowały nas tajne plany
japońskiego wywiadu. Ich jedna kryjówka otwierała się kiedy chodziło się
dookoła wejścia, inna była jaskinią. We dwie ( z inną agentką)
weszłyśmy do pierwszej kryjówki. Była pełna ubrań, korali, pereł i
różnorakiej biżuterii w tym cudownego diamentu. Nie mogłam się oprzeć i
dotknęłam go, a wtedy włączył się alarm i musiałyśmy uciekać. Chciałam
schować się w szafie, ale instynkt pchał mnie dalej. Ona biegła też i to
pomagało. Rozpędziłam się wręcz tak, że aż znikła mi z oczu w tyle.
Wołałam ją po imieniu – Monika! ale jej nie było. Wybiegłam na zewnątrz i
znalazłam się przed kryjówką mafii – drogim hotelem i widziałam jak
wychodzą z niego Japończycy. Druga agentka, ubrana w strój płetwonurka,
badała zalaną jaskinię. Było ciemno, a dookoła ze ścian sterczało
mnóstwo drutów i kabli. Bałam się, że się zaplącze i utknie. Dobrze, że
chociaż miała latarkę. Nagle jakiś głos powiedział „ja też nie chciały
zostać tu na zawsze”. Powiedział też „właźcie do tej puszki to wyniosę
was na zewnątrz” Zamiast puszki jednak trzymał w ręku zwitek papieru.
Szef mafii powiedział, że to fałszywe wiadomości dla niego. Wyszłyśmy
przed hotel i znów zobaczyłam tą samą scenę z Japończykami wychodzącymi z
hotelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz