Na dzisiejszą noc demony zaplanowały apokalipsę, a ja się męczyłam,
żeby im przeszkodzić. Niestety demony okazały się być bardziej ogarnięte
i ogólnie lepiej zorganizowane, bo na każdym kroku wyprzedzały nas.
Dorwały nasza matkę i planowały dorwać szeryfa, co podkreślały ze
złośliwym uśmiechem na twarzy. W zasadzie to niedługo już im się skończą
bliskie nam osoby do zadręczania na śmierć, bo działają straszliwie
entuzjastycznie. Poza tym okazało się, że miłość mojego życia,
bibliotekarka o cielęcym spojrzeniu też jest demonem. Co prawda
lamerskim i obarczonym wyrzutami sumienia tudzież dręczonym
wątpliwościami co do konieczności apokalipsy, ale nie przeszkodziło to
jej stanąć przeciwko nam i i przy okazji oddać zajebistą bibliotekę
pełną ksiąg tajemnych demonom, które oczywiście ją zniszczyły. Bo po co
ludzkość ma czytać recepty na pozbywanie się sił nieczystych. Całkiem
źle było, kiedy właścicielka restauracji, kobieta o ładnym głosie,
często śpiewająca gościom też okazała się demonem i poszczuła nas swoimi
szczurzymi demono-pomocnikami. Rozgryzłam ją wcześniej niż inni, kiedy
zobaczyłam szczury, ale nadal za późno. Pomyśleć, że wpadliśmy do tej
restauracji odpocząć i ogarnąć się po walce ze złem. Ganiałam też
jakieś demoniszcza po pociągu i wyskakiwałam za nimi z jadącego wagonu
przez okno i ogólnie robiłam co mogłam. Bibliotekarka pocieszała nas, że
niektóre demony nie chcą apokalipsy i będą pisały petycję, żeby
odwołać, ale jakoś czarno to widzę. W kazdym razie męczyłam się bardzo,
ale było co raz gorzej.
Nie wiem jakby się to skończyło, gdyby syn sąsiada z góry nie uznał
za stosowne porozmawiać poważnie ze swoją kobietą w środku nocy na temat
jej prowadzenia się i pokrewieństwa ze ścierkami, na korytarzu i mnie
nie obudził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz