Strony

piątek, 25 stycznia 2013

kota mieć

Podróżowałam piechotą, przez las wzdłuż Pisi, wspominając czasy kiedy ta rzeczka w wietrzne i ciepłe dni swoim zapachem uniemożliwiała całemu miastu wzięcie głębszego oddechu. Towarzysząca mi mama stwierdziła uczenie, że tu można wlewać ścieki, bo to poniżej śluzy do poboru wody pitnej. Nigdy by mi do głowy nie przyszło pić wody z Pisi. Przeskoczyłam przez kamień, przeszłam nad rurą z upustem do śluzy i omal nie zderzyłam się z ubraną w futro z karakułów i toczek starszą panią. Ta, najwyraźniej niosła ze sobą zimę, bo po jej spotkaniu las nie był już zielony ale przysypany śniegiem.

Mruknęła pod nosem na nasz temat coś o matołkach i już miałyśmy się rozejść w atmosferze niezgody kiedy zobaczyłam czarnego kota. Normalnie czarny kot na ścieżce przynosi pecha, ale tym razem to widać on miał pecha. Na skórze miał łyse plamy i ślady po niezaleczonych oparzeniach. Widziałam go już przedtem, robił paskudne wrażenie.
Nie zanosiło się dla mnie, żeby miał jakiekolwiek szanse przetrwać minus 22 stopnie mrozu z tymi łysymi plamami. Pogadałam ze staruszką i okazało się, że ona co prawda go dokarmia, ale nie zamierza dawać mu domu w ten mróz. Kot radzi sobie sam. Postanowiłam go przygarnąć i tak zrobiłam.

W domu pod opieką kot porósł futrem i od razu nabrał życia.Nie wiem czemu zostawiłam go w Socho z rodziną ale miałam przez to jazdy z tatą, bo odmówił wykastrowania kocura, a tylko było czekać aż zacznie polewać tu i tam. Na razie siedział na strychu i szalał tam sobie do woli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz