Strony

sobota, 1 grudnia 2012

anemia i anahaze



Sergiusza spotkałam na przystanku kiedy wsiadał do autobusu. Stracił pamięć więc mnie nie rozpoznał, ale i tak podał mi swój plecak. Kręciłam się z tym plecakiem bez celu po Nowym Świecie zaglądając do różnych pokojów, muzeów pełnych obrazów i bliżej nieokreślonych miejsc, aż dotarłam do  pokoju jadalnego, z  nakrytym ale nie zastawionym stołem. Przyklękłam na podłodze i wyciągnęłam z plecaka książki, między innymi Karola Maya. Pomyślałam, że ten Sergiusz to musi mieć jednak romantyczną duszę, skoro nosi ze sobą wszędzie książki z dzieciństwa.
Po raz drugi spotkałam go w szkole, gdzie przygotowywaliśmy się do szkolnej dyskoteki. Dziewczyny szykujące ciastka nie umiały mi powiedzieć co mam robić więc kręciłam się bez celu i spotkałam właśnie jego. Jego pamięć była mniej dziurawa, ale nadal pozostawiała wiele do życzenia. Myślał, że jestem nauczycielką biologii, a on nauczycielem francuskiego. Martwiłam się, że nasi prawdziwi nauczyciele nie polubią tej teorii. W ogóle wyglądał na starszego i miał takie smutne melancholijne spojrzenie.
Chciałam wejść do szkoły, ale pomyliłam klatki schodowe i znalazłam się w części technicznej, musiałam wyjść i obejść szkołę dookoła.

Potem byłam w ZOO, byłam zdaje się małym tygryskiem zamkniętym w klatce z mamą. Opowiadała mi jak pięknie było w ZOO zanim sprowadził się Anahaze – biała małpa. Małpa przejęła kontrolę nad wszystkim i zamieniała życie zwierząt w piekło. Latała też z genitaliami na wierzchu na co pomostowała moja mama. Jako tygrysek stwierdziłam, że małpie klejnoty nie różnią się od innych. Moja uwagę bardziej przyciągało mięso, które obsługa rzucała lwom. Ucieszyłam się, że to już pora karmienia, ale matka powstrzymała mnie, mówiąc, że małpa nie pozwoli mi jeszcze jeść. Faktycznie Anahaze wrzasnął, że mam nie zbliżać się do jedzenia. Wszystko musiało iść tak jak on sobie zaplanował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz