Dziś motywem przewodnim była sraczka, którą mieli wszyscy począwszy od kota Waldemara po naszych gości. Cała akcja odbywała się w bloku podczas jakiś uroczystości. Mama podała coś do zjedzenia i to coś zadziałało piorunująco. Najpierw na kota, który zdesperowany osrał na rzadko dywanik łazienkowy. Potem na uduchowioną koleżankę, która zamknęła się w kiblu i walczyła tam ze spłuczką. Wreszcie dopadło i mnie i to tak, że bezwzględnie wywaliłam gościa z kibla i zatrzasnęłam się tam sama. Trochę mnie zdziwiło to co zastałam w środku ale przynajmniej zrozumiałam czemu kanalizacja się zatkała. Otóż w muszli toaletowej, całkowicie zalany wodą z rzadką sraczką siedział kot Waldemar. Nie wyglądało, żeby się topił, ale ogówniony był jak nieboskie stworzenie i zatykał odpływ. Zawsze wiedziałam, że koleżanka ma coś do mojego kota ale żeby go tak od razu do kibla pakować? Nie wiem też czy ona go tak udekorowała czy sam się osrał, ale wyglądało to dość spektakularnie. Westchnęłam, wsadziłam rękę do kibla, złapałam Waldka za skórę, wyciągnęłam i przerzuciłam do wanny. O dziwo nie bardzo protestował przy operacji mycia pod prysznicem i to nawet pomimo użycia mydła. Nie udało mi się tylko domyć zadnich rejonów kota i pozostały lekko brązowe kiedy czmychał.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że ta cała akcja wywołała jakiś cudowny i magiczny efekt, do tego stopnia pożądany, że rozważaliśmy jak to zastosować na masową skalę.
Potem mama wysłała nas do sklepu, skąd pamiętam przynieśliśmy ser, co by nie odbiegało od normy gdyby nie to jak dam się dostaliśmy. Najpierw wyszliśmy na dach naszego bloku. Było okropnie wysoko, a na żwirku na dachu stała zebra i antylopa gnu. Ewidentnie wyszły z klatki schodowej. Zebry i antylopy były w porządku, ale jak pojawiły się w korytarzu na przeciwko dwa lwy, zrobiło mi się nieswojo. Lwy były oddzielone kratą, ale wystarczyło, żeby ją popchnęły żeby wydostały się na powierzchnię żwirowanego dachu niczym na arenę. Postanowiliśmy się ewakuować. Do ucieczki posłużyła nam długa wstęga w kolorze tęczy zwisająca z dachu aż do ziemi. Technika była prosta, trzeba zawisnąć na wstędze, okręcić się kilka razy, żeby zwinąć ją w spiralę i już można zjeżdżać na sam dół, całkiem bezpiecznie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz