Jechałam metrem obserwując jak co stację inna subkultura bierze sprej i maluje swoje wzroki na wewnętrznych ścianach wagonu. Ostatni był gość w bluzie Nike. Po nim kolejny już nie mógł mazać ponieważ metro dojechało do końca trasy. Dlatego z bronią w ręku zagnał jakiś nieszczęśników za siatkę i ich tam zamknął. Dopiero ochrona metra ich znalazła,
Ponadto wracałam przez las, w ładny dzień z koleżanką i dziwiłam się jej czemu tak się obawia niebezpieczeństw. Pogoda ładna, las ładny, trasa przyjemna.Co się może stać? Uwierzyłam dopiero kiedy zobaczyłam na drodze pętle pułapek. Wystarczy wdepnąć, linka się zaciąga i już dyndasz na drzewie za nogę. Oni...znowu oni...robią się bezczelni, zastawiają na kobiety pułapki.Ale są reguły, nie napadają nas sami..musimy wejść w pętlę. O dziwo koleżanka chociaż pełna złych przeczuć, lazła po kolei w każdą i musiałam ją wyciągać albo wypychać zanim pętla zaczęła się zaciskać.
Wreszcie dotarłam do windy, gdzie spotkałam dawnego kolegę na czele grupki/gangu bandytów. Zapytałam czy to on tak poluje na przechodniów ale zaprzeczył.
Potem chciałam wejść do windy kupić batona, ale bankomat w niej nie przyjmował kart. Jakiś gość się w niej zaciął i siedział tam po ciemku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz