Pamiętam najpierw jak tata przeganiał nas po podwórku i kazał wykonywać jakieś prace, Pamiętam w że kącie ogrodu, gdzie stały klatki dla królików musiałam wybrać ziemię z błotem i kawałkami cegieł.
W tej samej okolicy stała budka dla matek z dziećmi, większa od króliczych klatek i zrobiona z drewna w stylu zakopiański. Ula stwierdziła, że ma dość męża i się tam przeniosła ze swoim dzieckiem pomimo, że jej odradzałam mówiąc, że buda jest ciasna.
Być może na jej decyzję wpłynął fakt, że jej mąż do spółki z innymi facetami doszedł do wniosku, że to nie jest jego dziecko tylko odmieniec. Dwa razy we śnie dochodził do takiego wniosku, za każdym razem budząc wściekłość małżonki.
Poza tym widziałam ludzi wychodzących z miejsca za kątem naszego podwórka i idących ścieżką wiodącą przez zaorane pole, do pracy.
Na Duranowie był przystanek autobusowy, na którym się zbieraliśmy. Ale autobus nie nadjechał, bo był alarm atomowy przez konflikt Izraela i Palestyny. Syrena wyła, a rodzice ani myśleli się chować. Tłumaczyłam im, że ta czarna chmura na niebie może być obłokiem atomowym, ale gdzie tam.
Przez ten alarm autobusy stały na Marszałkowskiej i jakiś zirytowany pasażer popchnął jeden tak, że przejechał kilkadziesiąt metrów. My idąc przeszliśmy po maskach kilku dziwacznych samochodów, zanim jakaś dziewczyna nie poprosiła mnie żeby tego nie robić.
Nocowałam też u koleżanki, która miała dwóch synów i mieszkała w moim mieszkaniu. Zostawiała im na noc fluorescencyjne naklejki żeby się nie bali. Rano zerwałam się żeby pognać do pracy, ale okazało się, że przecież jest niedziela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz