Strony

niedziela, 2 grudnia 2012

wyspa dymów



Pojechałam z mamą na wyspę gdzie tata pracował  w kopalni. Mieliśmy w planie zjeść obiad i wrócić. Nad wyspą wszędzie unosił się gryzący dym. Nad każdym szybem była usypana górka, porośnięta trawą, a na jej szczycie stał człowiek w kombinezonie ochronnym i maszyną miotającą płomienie wypalał gazy wydobywające się z szybu. Dziwiłam się, jak ludzie mogą pracować w takim smogu.
Wreszcie usiedliśmy w spokojniejszej dolince między wzgórzami i zaczęliśmy jeść zupę, ale mama wzięła tylko jeden garnek z zupa i jedną łyżkę. Na szczęście miałam kilka łyżek i mogliśmy zjeść wszyscy. W pewnym momencie minął nas nieduży brązowy pies utykający na jedną nogę i zniknął gdzieś między szybami.
Kiedy wracaliśmy, miałam niemiłą przygodę. Próbowaliśmy dojść po długim pomoście nad morzem do punktu gdzie ląduje samolot. Pomost w zasadzie był bardziej pod morzem niż nad. Dokładniej jakieś 10 cm pod poziomem wody. Stanęłam (po raz kolejny) w złym miejscu i noga zapadła mi się w mule. Żeby uniknąć kolejnych takich akcji zaczęłam iść na czworaka.  Wszyscy inni szli pewnie, podczas kiedy ja niezdarnie gramoliłam się na czterech. To było dość upokarzające, zwłaszcza, że mijała nas grupa mężczyzn w garniturach i oni nie wydawali się mieć problemów.
Samolot  okazało się nie przyleciał, znaleźliśmy tylko papierową jaskółkę, zrobioną z nadpalonego listu, unoszącą się na powierzchni morza. Na kontynencie wybuchła rewolucja.

Utknęliśmy na wyspie, teraz byłam mężczyzną, do którego przyleciał płatny morderca. Akurat byłem zajęty malowaniem pomostu na różowo. Okazało się, że żona wysłała go, żeby mnie zabił. Tłumaczyłem, że skoro wybuchła rewolucja to żona nie będzie miała jak zapłacić. Upierał się, wyciągnął mnie z tłumu na zewnątrz, ale wróciłem żywy i schowałem się w robotniczym łóżku za plecami wielkiego grubasa.
Barak Obama wysyłał do kogoś wideo-list z prośbą o pieniądze. Wideo nagrywał tak, aby przedstawić się jako ostatni żyjący członek rodu Adamsów, w dodatku nagrywał to żeńskim głosem.
Nadal na wyspie. Japończyk siedzący z laptopem na ziemi wyjaśnia nam, że rewolucja wybuchła za sprawą posiadających internet, ale to oni są głównymi prześladowanymi. Potem oddalił się za kratę i zaproponował, żeby  iść z nim rytualnie napić się krwi.
Uprawiałam seks z jakimś nieznanym młodym mężczyzną, ale nie czułam w ogóle podniecenia. Najpierw standardowa dyskusja, kto ma gumki, potem robiliśmy to na podłodze, potem uznaliśmy, że łóżko jest lepsze, bo sąsiedzi będą protestować (deski skrzypią). Wreszcie nie wiedzieć czemu do pokoju wlazł tata, zobaczył nas (na szczęście bez szczegółów, bo  mieliśmy koc), a ja zdołałam tylko powiedzieć „cześć tato”, speszył się i bez słowa poszedł. I dobrze, bo cały czas się czepiał tego wieczora, głównie, że nie pogasiłam świateł w mieszkaniu. W ogóle moje mieszkanie było większe i miało dwie kuchnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz