Strony

wtorek, 4 grudnia 2012

Chiny Ludowe

dziś Chiny...nieciekawy temat
Najpierw zwiedzałam z jakąś wycieczką chińskie zoo. Jedynym normalnym kawałkiem ZOO była kawiarnia ze słynnym czarnym, włochatym kocurem, z mordką zapieczętowaną kłódką, żeby nie mógł jej za bardzo otworzyć. Potem rodzina poszła dalej, a ja utknęłam, bo iść trzeba było po jakiś podejrzanych drucianych strukturach, a potem z wysepki wiszącej w powietrzu na wysepkę. W końcu musieli się po mnie wrócić, a ja odbyłam kawałek drogi wieszając się na rękach.
Potem pamiętam, że jakiś gość, agent z ambasady mnie uwalniał z Chin.

Potem ja, O i S byliśmy więźniami jakiegoś szalonego chińczyka, przypominającego Hitlera. Mieszkaliśmy u niego i byliśmy służbą. Mógł nas w każdej chwili zabić, ale S jak zwykle robił sobie jaja z niego, jak to ma w zwyczaju z każdego. Chińczyk wpadł na pomysł, że jest rocznica śmierci wodza i będziemy śpiewali pieśń z tej okazji. Tekst brzmiał "kroton kroton kroton". Objechałam S z wściekłością, bo znów sobie kpił. Powiedziałam mu, że ludzie umierają i są torturowani, a on nie łapie tego w jakiej jest rzeczywistości, więc ma zamknąć japę i śpiewać z nami o krotonie. Chińczyk tak się wzruszył, że postanowił, że będziemy mu to śpiewać jako kołysankę.

Poza tym O poprosiła mnie o obieranie uszu, które zamierzała zabrać ze sobą na ucieczkę. Uszy okazały się małymi morskimi żółwikami, podgotowanymi uprzednio. Musiałam nożem rozdzielić ich skorupy i odkładać je na kupkę. Z każdego żółwika dostawałam też opłatek. Strasznie płakałam przy tym, bo chciałam na wolność.

Plany O pokrzyżowała matka Chińczyka, która wpadła z wyrośniętym synusiem do nas, żeby nam obwieścić, że chce akurat w tym mieszkaniu zorganizować dla podniesienia swojego prestiżu wystawienie Gwiazdy betlejemskiej. Wypożyczy ją i będzie potrzebować ołtarza i klęczników. Chińczyk nie wyglądał na zadowolonego, ale nie sądzę, żeby ta wielka gruba baba się dała przekonać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz