Strony

sobota, 22 grudnia 2012

cienie i herbatniki

Była sobie pewna kobieta, która w zasadzie nie była kobietą ale syreną. Płynęła przed siebie i płynęła aż pożarł ją potwór. Dlatego jej mąż zrobił się nadopiekuńczy dla swoich dwóch córek, co im pewnie zaszkodziło na głowy, bo zaczęły omawiać idealny ustrój i jako żywo wychodził im komunizm. Oburzały się, że nikt nie dostaje luksusowych racji żywnościowych, co w czasie trwającej wojny było bezsensem. Wojna wymagała specjalnych środków, dlatego żołnierze pobierali sobie święte herbatniki (metr na metr) jako racje żywnościowe. Podniosłam jeden ale się ułamał.

Na korytarzu szpitalnym było pełno ludzi kiedy wpadł tam czarny cień i pociął ludzi na kawałki. Pędził przed siebie, a ludzie na których wpadał po prostu byli szatkowani na kawałki. Mam wrażenie, że to był mój cień, na szczęście moje zwierzę zabiło go. Patrzyłam na to przez okno z małego pokoju w Sochaczewie.

3 komentarze:

  1. Herbatniki metr na metr... dlaczego mi się nie śnią takie rzeczy? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. święte herbatniki metr na metr, mam wrażenie, że przypominały w smaku pierniki :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcesz powiedzieć, że ich nawet spróbowałaś?! I jak to zinterpretować, powiedz ;)

    OdpowiedzUsuń