wtorek, 24 lipca 2012
samobójstwo znanej milionerki
Idę sobie dziś w nocy, ale w dzień, ulicą z ciocią P na wykłady, które prowadzi, aż tu nagle ona przypomina sobie, że nie ma ze sobą książek, których koniecznie potrzebuje. Wstępujemy gdzieś do biblioteki, ona znika między regałami, a ja czekam grzecznie. Znienacka podskakuje do mnie jakaś starszawa, pulchna pani w beżowym płaszczu i z włosami upiętymi w kok. Wciska mi do ręki coś, co wzięłam za złotówkę, twierdząc że koniecznie muszę to wziąć i wychodzi. Ciocia P wraca z między półek obarczona stosem woluminów, a ja stoją jak ta lama zdziwiona absurdem sytuacji z monetą w ręku. Wspólnie przyglądamy się jej dokładniej i okazuje się, że to wcale nie złotówka ale 17 złotych, jakieś okolicznościowe i raczej cenne. Kiedy zdziwione wychodzimy na ulicę, dostrzegam na ziemi mały lśniący kamyk. Podnoszę go i widzę metr dalej następny i następny. Idę śladem kamyków i okazuje się, że śledzę tę tajemniczą kobietę z biblioteki. Okazuje się ona być zdesperowaną milionerką, która zamierza się zabić, ale najpierw rozdaje majątek, w tym cenną kolekcję minerałów. Mam wizję, jak milionerka siedzi za stołem, a kamerdyner podaje jej granatową, lśniącą torbę, w której chowa wielką różę pustyni w kolorze nocy Kairu. Śledzimy ją więc dalej czekając aż tę różę upuści i dochodzimy nad morze. Przy brzegu są takie jakby boksy częściowo zanurzone w wodzie i w jednym z nich pływają zwłoki tej kobiety. Rozglądam się – jest torba, zrobiona z włóczki, wyciągam ją, jest dziwnie lekka i biegnę brzegiem za znajomymi, którzy odchodzą z tego miejsca. Tylko, że oni idą dołem, a ja górą. Potem zanim zadzwoni budzik widzę jeszcze starego araba szczerzącego żółte zęby w uśmiechu, bo dostał pasujące do błękitnego płótna namiotu dwa żółte kubki na kawę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz