poniedziałek, 2 lipca 2012
ma się te przywileje czystej krwi
Umysł otumaniony gorącem, owinięty w zetlały całun, myśli skrępowane białymi bandażami zdjętymi z mumii. Tak mniej więcej czułam się w dzień. A raczej, tak zdałam sobie sprawę, że się czułam kiedy już powietrze ochłodło na tyle, żeby moje zwoje mózgowe zaskoczyły i rozpoczęły pracę. A ponieważ większość weekendu przeleżałam dysząc z gorąca i oblewając się potem, nagle zorientowałam się, że przede mną już tylko poniedziałek. I dlatego w proteście zamiast gotować się na zderzenie z dniem roboczym, siedzę tu i piszę archiwalną notkę.
We śnie, który wygrzebałam z archiwum stałam z koleżankami na murach średniowiecznego miasta. I kiedy tak oglądałam okolicę z wysokości murów obronnych, podeszła do nas pielęgniarka w nieskazitelnym białym kitlu i oświadczyła, że w mieście pod nami panuje dżuma, dlatego też musimy się ewakuować. Jednak nie jest to takie proste, bo nie chcemy rozpuścić zadżumionych po okolicy gdyż jest to niehigieniczne. Dlatego trzeba poddać się prostemu testowi – ona natnie nam rękę, a jeżeli nasza krew okaże się czysta to będzie znak, że jesteśmy zdrowi i możemy wyjść za bramy. Koleżanki, twardsze ode mnie, nacięły się same, ale ja nigdy nie miałam dość jaj, żeby uszkadzać sobie powłoki ciała. Podałam rękę pielęgniarce, a ona ciachnęła mnie długim, zakrzywionym nożem po wewnętrznej stronie, od łokcia do nadgarstka. Poczułam ból i krzyknęłam „nie tak mocno!” ale już było po wszystkim. Moja krew okazała się być jasna i jaskrawoczerwona, czysta. Dżuma mnie nie dotknęła i mogłam odejść wolna. Ci, którzy mieli pecha i zaraza położyła na nich swoje brudne łapska zostali w środku. Długo czekałam pod bramą, aż wyjdzie mój przyjaciel, ale on nie wychodził.
Ostatnio zauważyłam, że miasta odgrywają sporą rolę w moich snach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz