Strony

niedziela, 24 czerwca 2012

prezydent nie chciał ze mną rozmawiać


Dziś śniło mi się, że terroryści wzięli cały pociąg z pasażerami na zakładnika. Jakoś tak sprytnie złapali go w pułapkę, że jeżeli się ruszy, albo jeżeli się spróbuje uwolnić pułapka go zmiażdży.  Za pociąg zażądali artefaktu. Poprosiłam A.C. żeby zadzwoniła do prezydenta z prośbą o pomoc, ale ona zamiast jasno wyłuszczyć o co chodzi tak krążyła opłotkami, że się poddał. Na przykład mówiła, że jak się dowie co ona ma do powiedzenia zrobi ją ministrem, tyle że oczywiście nie mówiła co ma do powiedzenia. Zabrałam jej słuchawkę i chciałam się sama dodzwonić, ale nie pamiętałam kim właściwie jestem w tym śnie. Sekretarka spytała, kto dzwoni, a ja na prędce wymyśliłam jakieś nazwisko i imię. Oczywiście prezydenta do telefonu nie poprosiła.

Potem byliśmy w pokoju, my, jakiś chłopak i złole. Byłam święcie przekonana, że ten chłopak ma artefakt, w zasadzie to powinnam był trzymać budzie na kłódkę, ale się wygadałam, że wiem. I wtedy on się wygadał, że artefakt ukrył na zewnątrz i nie zabrał go ze sobą. Mówienie o tym było kiepskim pomysłem, bo źli i niedobrzy od razu zorientowali się, że mają łatwiejszą robotę. Nie będą musieli szarpać się z nami i uciekać z pokoju z artefaktem, wystarczy że pokój opuści informacja o tym gdzie on jest.

Wygląda na to, że nie nadaję się na szpiega i w dodatku nie umiem mówić jasno o co mi chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz